czy hinduska triada: ciało jako mieszanka z siedmiu dhatu - dźiwa - atman nie jest odpowiednikiem chrześcijańskiej piramidki ciało - dusza - duch?
Zabawnie mi się zazębiliście tą dyskusją z lekturami, bo ledwo co skończyłem powtarzać sobie "Odrzucony obraz" C.S. Lewisa, poświęcony średniowieczno-renesansowemu paradygmatowi poprzedzającemu nasze próby składania wyników obserwacji do kupy (o dziwo, kochana tu tak przez niektórych, Wikipedia zawiera streszczenie dające dość kompletny obraz puli tematycznej tej pracy:
https://en.wikipedia.org/wiki/The_Discarded_Image), gdzie autor - choć tęgi teista, w dodatku w omawianym przez siebie, jak go zwie, Modelu jawnie zakochany - pastwi się od niechcenia nad tym trójpodziałem, bo boli go wyraźnie wizja owego ducha - czy raczej, jak dowodzi, duchów,
spirits (których mniemane krążenie po organizmie według ówczesnych koncepcji smakowicie opisuje) - jako materialnych waporów tak rozrzedzonych, że już czysto duchowa dusza (
soul) jest, mimo swej niematerialności, w stanie na nie oddziaływać, a więc dziwacznego etapu pośredniego pomiędzy duchem (w konwencjonalnym tego słowa znaczeniu) a materią.
Przy czym warto zauważyć, że w przyrodzie
nic nie ginie. Bo przecież to, co Penrose opowiada o poziomie kwantowym, na którym niby duchowy świat platoński ma wpływać na materialny mózg, to jest w sumie koncepcyjnie to samo, tylko pod nowymi, lepiej brzmiącymi, nazwami.