Nie wiedziałem gdzie to napisać i najbardziej stosownym wydał mi się tytuł tego watku.
Przeczytałem
Pokój na Ziemi.
Napisana w 1984 a wydana po raz pierwszy w 1987 roku jest, zdaje się przedostatnią (ostatnie było Fiasko) powieścią SF autora.
W przyszłości wyścig zbrojeń na Ziemi - w wyniku porozumień genewskich - zostaje zakazany, natomiast wielką zbrojownią staje się Księżyc. Jest on czymś w rodzaju poligonu dla mocarstw światowych, z tym że walki toczą i doświadczenia zbierają tam wyłącznie automaty. Ziemia nie ma informacji co się tam właściwie dzieje, w jaką stronę zmierza ewolucja automatów, i kto ma przewagę. Dlatego z misją na Księżyc zostaje wysłany bohater powieści, czyli Ijon Tichy (w powieści pojawia się również prof. Tarantoga). Jego zadaniem jest rozeznanie sytuacji i przekazanie raportu. Oczywiście rezultaty jego misji są nieoczekiwane.
Lem, jak wielu swoich książkach, bawi się sytuacją, dlatego powieść bym zaliczył do pogatunku Kosmiczne Jaja.
I, jak to u Lema, jest tam pełno różnorodnych dygresji powodujących u mnie gonitwy myślowe.
Np. opisuje on spotkanie Ijona Tichego z jednym z kuzynów prof. Tarantogi [ch8211] paleobotanikiem co dało asumpt do rozważań nt. historii rozwoju sztuki kulinarnej. Lem, ustami owego kuzyna, zwraca uwagę na fakt, że ludzkość zna doskonale (na ogół
nazwiska wynalazców różnych nieużytecznych już urządzeń, jak np. lokomotywa parowa, czy fonograf, stawia im pomniki, każe się uczyć ich nazwisk w szkołach, ale kompletnie lekceważy tysiące i miliony tych bezimiennych pomyleńców, którzy próbowali jeść różne liście, bulwy, pędy itd., przy czym musieli padać przy tym jak muchy, bo przecież wówczas nie wiedzieli, które z nich są jadalne a które trujące. Jak pisze Lem: [ch8222]Tylko dzięki nim wiadomo dziś, jakiej fatygi kuchennej warte są szparagi czy szpinak, co zrobić z liściem lauru, a co z gałką muszkatołową, natomiast od wilczej jagody należy stronić. Kuzyn Tarantogi zwrócił moją uwagę na fakt, że aby ustalić, która roślina najlepiej nadaje się do palenia i zaciągania się jej dymem, syzyfowie starożytności musieli zbierać, suszyć, fermentować, zwijać, jako też obracać w popiół dobrych 47 000 rodzajów roślin liściastych, nim wpadli na tytoń, bo przecież na żadnej gałązce nie znaleźli tabliczki z napisem, że TO nadaje się zarówno do produkcji cygar, jak i (po zmieleniu na proszek) tabaki.[ch8221]
Faktycznie, ja nigdy się nad tym nie zastanawiałem, dopiero ta dygresja Lema uzmysłowiła mi skalę tego problemu. My przyszliśmy na gotowe i teraz doskonale wiemy np. których grzybów nie można jeść, a które już tak i jak je przyrządzać. Ale jakieś słowa uznania należą się tym dywizjom badaczy, którzy przez stulecia brali do ust wszystko i wszystkiego próbowali na najróżniejsze sposoby, abyśmy my już się nie musieli tym kłopotać.