To znaczy ryzyko ponoszone przez ludzi i zwierzęta (jak np. te lwy) ale nie bakterie, rośliny, czy, jako instancja ostateczna - geny.
Zastanawiam się czy, gdyby patrząc tak szeroko, liczyć wszelkie, nie tylko świadome ryzyko, nie okazałoby się aby, że wszyscy ryzykujemy w sumie dość podobnie, a ew. odchylenia - nawet jeśli w praktyce istotne - nie mieszczą się w dość wąskich widełkach?
Da się to jakoś obliczyć?
Swoją drogą nie przestaje mnie zdumiewać myśl, że każde z nas na tym forum jest byłym plemnikiem, który wygrał wyścig do jaja z kilkuset milionami innych. Patrząc na to w ten sposób, my w ogóle nie powinniśmy istnieć!
Docencie Kouska czy to Pan?
Natomiast serio, to zastanawiam się czemu patrzymy na tą sytuację zawsze z punktu widzenia plemnika? (Chyba echo wiary w tzw. siłę męską co to miała być kreatywna w przeciwieństwie do biernego jaja.) Przecież jesteśmy też jajem, na które leciały te wszystkie plemniki
i to jajem takoż zwycięskim (bo udanych porodów znacząco jest mniej niż komórek jajowych). Znaczy: szczęśliwiśmy podwójnie.