Dowiedziawszy się, iż szykują się wznowienia dwu klasycznych powieści SF, a mianowicie:
1. "Żołnierzy (vel Kawalerii) Kosmosu" Roberta A. Heinleina (tu
fragment, tam zaś
posłowie Oramusa),
2. "Cieplarni" Briana W. Aldissa (odpowiednio
fragment i
kawałek posłowia Marka O.).
Postanowiłem wrócić do tychże dzieł. Czytając je po raz wtóry, z dystansem, przewartościowałem swój stosunek do nich. To jest: "Cieplarnia" w moich oczach cokolwiek straciła, bo ulegajac już mniej magii słowa Aldissa i hipnotycznej mocy jego wizji zauważałem często-gęsto biologiczną bezsensownosć niektórych roziązań tamtejszego świata przyrody, zbytnią baśniowość niektórych wątków i absurdalność niektórych z plemiennych obyczajów. "Żołnierze..." przeciwnie, w moich oczach zyskali, bo choć pisani stylem właściwym czytadłom i schemat fabularny mający też na miarę czytadła ratują się profetyzmem technologicznym wysokiej próby (gdzieś co drugi fabularny patent juz jest w użyciu lub czeka na realizację). Tak czy owak obie powieści są (mimo swych wad) znakomite, jeśli ktoś z Was jeszcze ich nie czytał świetna okazja by to nadrobić. Mało pisze się tak dobrej i tak "gęstej" SF.
Miłość moja (bo za "kobitę" się obraża) tymczasem przeczytała "Ludzi", drugi tom neandertalskiej trylogii Sawyera (
fragmencik) i twierdzi, że autor ten napakował do swego cyklu tyle wiedzy o neandertalczykach ile jej aktualnie posiadamy, a całość okrasił pewną ilością fizycznych ciekawostek. Poleca więc jako (mówiąc Dukajem)
fest czytadło.
ps. trochę rzeczy które czytałem czas jakiś temu, czyli:
1. trochę cyberpunku (w końcu SF nie stoi w miejscu):
-
recenzja nowej powieści W. Gibsona:
-
fragment "Wgrzeszników" Pat Cadigan:
-oraz fragmenty powieści Kathleen Ann Goonan, zatytułowanych kolejno:
"Jazz Miasta Królowej",
"Muzyka światła" i
"Kości czasu"Oczywiscie przeczytałem wiecej niż fragmenty i recenzje. Gibson dobry jak zwykle (choć widać, że zaczął "odcinać kupony"), twórczość obu pań szczerze mnie wynudziła, ale może Wam się spodoba (nie pretenduję wszak do miana literackiej wyroczni dobrego smaku).
2. trochę New Wave (znów dam fragmenty)
-
"Kryptozoik" i
"Siwobrody" - oba Aldissa
- oraz
"Na skrzydłach pieśni" Thomasa M. Discha.
Tradycyjnie jest to dobre od strony czysto literackiej i ciekawe nawet psychologicznie, i tradycyjnie zmęczyła mnie dość podejrzana warstwa "naukowa", a jednak "czyta się" (choć w tempie mało "rewolwerowym") i są w tym fragmenty zapadajace w pamieć... Gdyby autorzy hard SF mieli podobną literacką biegłość...
3. cykl humorystycznej fantasy, którego autorką jest Patricia C. Wrede (tomy:
"Konszachty ze smokami",
"W poszukiwaniu smoka" i
"Przywołanie smoków"; pod linkami fragmenty).
Ot, błahostka, ale dała mi kupę radości. Baśniowymi motywami nawet Sapkowski tak sprawnie nie żonglował...