Po drugie: szczególny przypadek Australii: dla mnie te liczby (7, 33, 40 przypadków) i podjęte na ich podstawie działania to obłęd.
Uważasz, że jeśli w Warszawie wykryją 5 przypadków, to należy ją natychmiast zamknąć i izolować od reszty kraju, a nawet zamknąć granice?
To ile musi być zachorowań żeby otworzyć miasto jakieś minus 6?
Tzn. widzę to dość skomplikowanym. Jeśli zamknąć granice (Australia ma łatwo, z przyczyn geograficznych), precyzyjnie monitorować przypadki i wprowadzać ostre, punktowe, lockdowny w miejscu wykrycia koronnych pacjentów, to można - za określoną cenę - utrzymywać kraj w stanie bezcovidowym, mając nadzieję, że reszta świata się z wirusem w parę lat upora. W tym sensie ich bronię.
Jeśli natomiast granic się nie zamknie (z paru powodów), ani konsekwentnych lockdownów nie wprowadzi (na początku pandemijki by przeszło, dziś chyba powstaniem narodowym groziło
), a monitorowanie leży i kwiczy, to pozostają szczepionki i poszukiwanie leków, celem sprowadzenia śmiertelności do poziomu typowo grypowego.
Przy czym przyznaję - patrząc na tzw. warunki obiektywne, nie tylko u nas - że w skali globalnej tylko ten drugi kierunek się sprawdzi. Pierwszy jest luksusem, na który stać pojedyncze państwa (kraje wyspiarskie, totalitaryzmy, państwa znane z wysokiej obywatelskiej samodyscypliny).
Przewinęłam na 50 minutę i chyba trafiłam w sedno: LGBT, Żydzi, media, Wielka Polska...paw.
O, słynny mąż Fatygi:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wojciech_Olsza%C5%84skiZa to około 1:28 - tak na chybił-trafił wybrałem, bo na całość szkoda czasu - prawie mi zaimponowali, użyli modnego psycho-bełkotu o wychodzeniu ze strefy komfortu.
Miałam na myśli "Polonistę"
WielkoPolonistę Katolickiego
.