Zatem Najwyższy jest Kostek-Biernacki.
LOKALNIE
. I krótkotrwale.
Bo ja wiem? Z dialogów wynika, że niemożliwa, lub co najmniej bardzo trudna. Ale jakoś tak w miarę równolegle Lem pisał podróże, w tym 22 i 23 (rok 54) - a tam są Bżutowie.
Myślę, że jedno pisał
science, a drugie
fiction . Toż samo na Enteropii, gdzie należy domniemywać, że Ijon Tichy został zrezurekcjonowany.
Moim zdaniem, nie w tym sęk, że ktoś z nich prawdziwy, a ktoś nie - obaj są z zasady prawdziwe. A w tym, iż z momentu powstania są odrębnymi, osobnymi bytami
Oczywiście, że od tej chwili (skopiowania) są różnymi bytami i będą mieli różne życie, ale zaczęliśmy od tego:
Gdyby kogoś wskrzesić z prochu, w który się obrócił, będzie to już inna istota, może podobna do zmarłego jak kropla do kropli, ale jednak ktoś inny — niczym bliźniak. Na styku śmierci i wskrzeszenia powstają bowiem egzystencjalne paradoksy, których nie można przezwyciężyć, to znaczy rozstrzygnąć, KTO właściwie otwiera oczy jako zmartwychwstały — TEN sam, tylko TAKI sam człowiek.
Masz dwóch identycznych ludzi, identycznych w pewnym momencie (w chwili skopiowania, oznaczmy jak w lotach kosmicznych t0) w każdym możliwym wymiarze fizycznym (dusze chwilowo zostawmy z boku) - a ja tylko pytam, który z nich, w tejże chwili t0 jest prawdziwy i może sam o sobie powiedzieć "to ja, a tamten to kopia" - albo o którym można tak powiedzieć wykonując wszelkie możliwe badania w jakiejkolwiek chwili t+?
Mogę ten eksperyment sformułować inaczej, człowiek wchodzi do czarnego pudełka i wychodzi za minutę. Wiadomo, że po wejściu człowiek poddawany jest narkozie a następnie losowo mogą zajść dwa wykluczające się scenariusze: albo nic się nie dzieje, albo człowiek jest rozpylony na atomy i złożony po chwili z powrotem. Potem w obu wypadkach następuje wybudzenie z narkozy i człowiek wychodzi z pudełka. Jak można, nie wiedząc, który scenariusz miał miejsce, rozpoznać, co się wydarzyło? Jak ten człowiek może to rozpoznać?
Nie wiem, maźku, może mylę się... wydaje się, że to spór o istnieniu duszy, czyli kwestia wiary. Z zasady potwierdzić ani obalić tę tezę jest niemożliwe.
Rozdzielmy dwie kwestie. Jeśli dopuścimy obecność duszy nieśmiertelnej do tego typu rozważań i uznamy, że ten jest prawdziwy, który ma duszę - tracą one sens, albo jak wolisz niczego to nie pozwala rozróżnić, bo i tak obecności duszy nie sposób stwierdzić naukowo. Podobnie jak dopuszczenie palca bożego do nauki też podważa jej sens (skoro wszystko może się stać - to jaki sens badać jak się może stać?). Ja mówię wyłącznie o przenoszeniu jaźni, przy założeniu, że dusza nieśmiertelna nie jest konieczna do istnienia świadomości w ogóle, a ludzkiej w szczególe. Inaczej musielibyśmy przenieść rozważania na łono którejś konkretnej religii i rzecz rozpatrywać wedle jej dogmatów. Nie jestem w tym biegły, ale o ile wiem kościół rzymski uważa, że dusza jest zarezerwowana tylko dla człowieka (zwierzęta jej nie mają). Moglibyśmy więc pytać o którąś wielką małpę, o których wiadomo, że mają poczucie tożsamości - ale osobiście wolałbym pozostać przy człowieku i założeniu, że dusza nieśmiertelna albo nie istnieje, albo nie ma nic do rzeczy (bo na przykład też się duplikuje).
Z drugiej strony jest sporo osób po ciężkich urazach, które musiały się prawie wszystkiego nauczyć od nowa i które nie pamiętają siebie sprzed wypadku, nic o tamtym sobie nie wiedzą.
A jednak, choć nie pamiętają własnego imienia i nazwiska, a nazywają siebie - "ja".
Ale czego to dowodzi? Każdy kto świadomie istnieje, choćbyś go stworzył sekundę temu z prochu i śliny - nazwie siebie "ja". Chodzi o to, że osoba na przykład 40-letnia nie czuje żadnej ciągłości, nic nie wie o sobie "poprzednim" a także różni się zdecydowanie od "tamtego ja" charakterem, upodobaniami, ba, nawet talentami. Najbliższa, kochająca rodzina, którą można uznać za najlepszy miernik, żona, dzieci widzą, że to zupełnie inny człowiek, wcześniej lubił brunetki, teraz blondynki itd.
Cóż to za wszechmoc, jak czegoś nie możesz zrobić?
Przepraszam, ale wydaje mi się, że to już pachnie scholastyką.
Poza tym, słowo "wszechmoc" jako immanentny atrybut Boga jest wymyślone przez ludzi. Profesor Corcoran niewątpliwie był Bogiem dla mieszkańców swoich skrzyń, a czy był w naszym rozumieniu wszechmocnym?
Patrzę na to zupełnie inaczej. Po pierwsze wszystkie pojęcia są wymyślone przez ludzi (i ewentualnie, niezależnie, przez inne byty świadome w tym Wszechświecie). Jeśli jakaś cecha dotyczy wszystkiego to jest bezwartościowa w rozróżnianiu rzeczy.
Po drugie, jeśli próbować zdefiniować pojęcie "Bóg" to pierwsza wyraźną różnicą jest to, czy jest to tylko ktoś potężniejszy, silniejszy - bo nie nazwałbym Bogiem przez duże B najsilniejszego w klasie czy dysponującego nieznaną mi technologią - i tak dalej. Jeśli coś dzieje się zgodnie z fizyką, to nie ma przeszkód fundamentalnych, abym ja czy Ty stał się równie potężny. Tak więc wyróżnikiem Boga jest to, że może działać ponad fizyką, czyli jak to określił xpil,
ma prawa roota, przy czym jeszcze prawa te sam sobie ustala. Jest to proste dość założenie i nie teologiczne tylko raczej "fizyczne". Jeśli ktoś może wedle życzenia zmieniać fizykę, to nigdy mu nie dorównamy i zawsze będzie mógł nas skarcić. Nie trzeba posiłkować się religią czy teologią, aby takie założenie poczynić i zobaczyć co zeń wynika.
Generalnie, jeśli o mnie chodzi, to w tym ujęciu nie bardzo mnie interesuje, co mówi na ten temat taka czy inna święta księga. Raz, że mocno podejrzewam, że wiele rzeczy zapisanych w tych księgach pojawiło się tam przypadkowo, a teraz jest uważana za istotny ich składnik, dwa, że dawno zauważyłem, że nie tyle jest istotna święta księga, ile jak tłumaczą ją wiernym mądrzy w piśmie. Z tego powodu trudno szukać w tym jakiegoś oparcia dla rzeczowej dyskusji o fizyce. Wole się zastanawiać nad "Bogiem naukowym", czyli wszechmocnym, bez dalszych licznych przypisywanych mu cech jak nieskończone miłosierdzie i tak dalej.
Raczej logika nie ma tutaj zastosowania;) . "Najpierw", "następnie" - to kategorii czasu, Bóg zaś jest bytem pozaczasowym i pozaprzestrzennym. Odpowiedni cytat podam później
Co do logiki, może nie u Boga nie ma zastosowania, lecz teologowie KK coś poplątali?
teologowie mają zawsze furtkę dowcipnie ujętą w powiedzeniu "chcesz czegoś od Boga, to się o to módl. Jeśli tak się stanie - to Bóg cię wysłuchał. Jeśli nie, to też oczywiście wysłuchał, ale ma wobec ciebie lepszy plan". Jak zły człowiek zginie w wypadku to dosięgła go sprawiedliwość boża, a jak dożyje starości w zdrowiu i spokoju - to tylko po to, aby móc płonąć żywym ogniem w zaświatach. A jak czegoś nie rozumiesz - to dlatego, że niedostępna ci jest mądrość boża i boska logika. Tym sposobem cokolwiek się wydarzy - teologowie z łatwością wywiodą, że zgodnie z boską wolą się wydarzyło. Dlatego moim zdaniem szkoda sobie tym zawracać głowę, zwłaszcza że w naszej części świata nie stosuje się już w ramach dowodu teologicznego palenia na stosie czy próby wody.
A czy naszego Stwórcę nie da się przyłapać - skąd taka liczba wszelkiego rodzaju teodycei?
Nie da się. Z wyżej wymienionego powodu.
O paradoksach i sprzecznościach czytałem niedawno tutaj: https://5000lib.wordpress.com/2018/05/17/4291-ps/
Dobre pytanie - co to jest sprzeczność?
Mi si wydaje, że jej nie ma - to tylko jakiś błąd w naszej percepcji świata, języku, komunikacji etc.
Lepiej bym tego nie ujął. To samo zresztą napisałem w komentarzu pod ww. artykułem, że sprzeczności są wyłącznie wynikiem niedoskonałości naszej percepcji.
Artykuł jest igraszką, żonglerką znaczeniami pojęć - ale co w zasadzie zeń twardo wynika, prócz tego, że ewentualnie poruszył nam jakąś strunę w duszy (ech ta dusza, nie da rady bez niej
)? Sprzeczność da się ściśle zdefiniować w pewnych sytuacjach i metoda naukowa działa tak właśnie, aby poruszać się w przestrzeni, w której ta definicja jest ścisła i jednoznaczna. Gdzie jest niedoskonałość naszej percepcji, kiedy wychodzi nam, że 4>5? Ja rozumiem, że w ujęciu renesansowo-humanistycznym można napisać wszystko, w każdym pojęciu znaleźć jego przeciwieństwo i dowolnie prowadzić swoją myśl - ale w królowej nauk i dziedzinach twardo na niej osadzonych nie.
Do mnie nie przemawia wizja zmartwychwstania
Ha, do mnie też. Swoją babcię znałem tylko jako starą kobietę - kim byłaby dla mnie jeśli istotnie miałaby mieć 30 lat w niebie? Mój siostrzeniec zmarł w wieku kilku dni - skąd znajdzie się u niego świadomość, zbiór nabytych doświadczeń, pamięci i tak dalej, żeby jego bytowanie w ciele 30-latka miało sens? Albo i bez ciała, tylko jako czysty rozum? Pan Bóg mu to wszczepi - czuję tu jakieś oszustwo. A co z tymi nienarodzonymi, wszak wg rzymskiego kościoła, fakt, że od niedawna, duszę ma już komórka jajowa, do której wniknął plemnik (ściśle rozumując, nawet przed zespoleniem materiału genetycznego)? A z tymi, co urodzili się bez mózgu? Wszystko to w ludzkim rozumie są paradoksy nierozstrzygalne inaczej, jak poprzez założenie, że Bóg ma inną logikę i my tego nie rozumiemy. Sztuczne poronienie to grzech zabójstwa, ale najwięcej poronień wywołuje sam Pan Bóg, bo tylko mniej niż połowie zygot udaje się zagnieździć w macicy - Bóg jest więc największym aborcjonistą wszechczasów, każdy z nas ma co najmniej jednego brata lub siostrę, który czeka na nas w niebie..
Ośmielam się przypomnieć poglądy Mistrza:
https://forum.lem.pl/index.php?topic=537.msg68597#msg68597
Warto je przypominać zwłaszcza teraz - ale one są nieco w bok od obecnej dyskusji, bo są PRAKTYCZNE nie filozoficzne.