Po drugie: ktoś o innej dyspozycji (nie ja!!) mógłby zareagować na twój pierwszy komentarz do mojego pierwszego postu, tzn. na tekst:
„Starczy oskubać podatkami kilkudziesięciu miliarderów. (Prosty lud ucieszy się nawet z urawniłowki.) ”
„świętym” (w mniemaniu tego ktosia) oburzeniem i stwierdzić że: „To pomysł godny Gomułki albo i Bieruta. A gdzie państwo prawa !? A święte prawo własności !!?” I tak dalej.
I proszę, flame war jak złoto! ;-)
Pewnie mógłby, ale jakoś nie zauważyłem na Forum ludzi skłonnych toczyć zażarte polityczne boje (co nie znaczy, że nie ma ludzi wyznających różne polityczne poglądy). Nazwij to ufnością w poziom intelektualny oponentów.
Może w tym celu należałoby sięgnąć aż do samej podstawy i zastanowić się co to właściwie jest eksploracja.
Według mnie to jest poszukiwanie wiedzy o kosmosie oraz pożytków ekonomicznych z kosmosu.
Nie wydaje mi się sensowne spieranie o nazwę, więc jeśli dla kogoś eksploracja to wbijanie flag i deptanie ludzką stopą innych ciał niebieskich, to niech tak będzie.
Dla mnie to raczej rozszerzenie tego gatunkowego pędu który kazał nam (mimo wszelkich niebezpieczeństw) rozleźć się
po całej Ziemi. A rozleźć
per procura się nie da.
Te próby uzasadnienia KONSEKWENTNIE ABSTRAHUJĄ od kwestii ograniczoności środków i związanej z tą ograniczonością konieczności podejmowania decyzji typu albo/albo.
I znów mówisz o ograniczoności środków zamiast zauważyć jaką gatunkową tendencję do marnotrawstwa mamy. Nadal twierdzę, że to
przede wszystkim kwestia priorytetów.
Póki co konieczność wyboru celów jest ewidentna.
Owszem, ale dylematem nie jest tylko bezzałogowe/załogowe w ramach istniejącego budżetu NASA. Dylemat jest szerszy - jaką drogę powinniśmy przyjąć jako gatunek?
Dla mnie kiszenie się na Ziemi dziwnie przypomina samoograniczenie podobne do tego panującego w Kurdlandii i boję się, że Ziemia gotowa stać się jednym wielkim zdychającym Kurdlem wypełnionym robiącymi tragiczne głupstwa z nudów ludźmi.
Mnie się wydaje, że nie jest aż tak źle jak tam powiedziano, że wszystko zostało już siedemnaście razy przegadane
Poszukaj, dyskusja załogowe/bezzałogowe pewnie też gdzieś była
.
Moje stwierdzenie o trudności prognozowania nie zwalnia nikogo od przyjmowania jakichś założeń.
Tyle, że takich założeń nie można trzymać się zbyt ściśle, bo są:
1. zgrubne,
2. przyjęte z określonych pozycji (pesymizm, optymizm etc.).
(A przy przyjęciu zbyt przeciwstawnych założeń dyskusja może nie mieć sensu już na starcie.)
Co do pożytków technologicznych z Programu Kosmicznego to chętnie poznałbym jakieś szczegóły, tym bardziej, że rzecz dotyczy przeszłości, więc obliczenia powinny być łatwiejsze. ;-)
Może zamiast tanio ironizować poszukaj w internecie? Choćby o tym jaki postęp w branży informatycznej wynikł z Programu Kosmicznego. Gdyby nie on nie pisałbyś teraz do mnie najpewniej. Bo nie byłoby z czego...
Ponieważ ja chyba nie mam zbyt silnie zarysowanej potrzeby posiadania ostatniego słowa (stąd też i post niniejszy po przerwie ponad dwutygodniowej) to poniżej prawdopodobnie jedna z ostatnich prób wytłumaczenia o co mi chodzi w opozycji eksploracja-wbijanie flagi.
Ależ tłumaczysz to tak jakbyś zakładał, że masz przed sobą osobę? (osoby?) o wybitnie niskim IQ
. Rozumiem doskonale o czym mówisz (i np. zazdroszczę talentu w żonglowaniu liczbami) tyle, że nadal twierdzę, że "wyjmujesz" problem ze znacznie szerszego kontekstu.