obowiązkowa matura z matematyki nie podoba mi się tak samo jak obowiązkowa matura z polskiego (mówię to jako polonista i ktoś, kto miał wątpliwą przyjemność być w komisji rekrutacyjnej na studia z tego kierunku). w ogóle cały nasz system jest krzywy. jeśli o dostaniu się na studia mają decydować punkty z matury, to powinno być tak jak w Anglii. czyli: całe liceum (tam akurat dwuletnie) to 3-4 przedmioty, które faktycznie decydują o tym, jakie ma się szanse dostać na określony kierunek, a nie cały szkolny śmietnik. teraz to w Polsce mamy układ chorobliwie niespójny: szkołę, która nie zapewnia podstaw i uczelnie, które muszą wybierać kandydatów na podstawie egzaminów dających im niewystarczające dane. im więcej obowiązkowych przedmiotów, tym większa loteria w rekrutacji na studia i tym więcej politechników, a potem inżynierów dyskalkulicznych oraz np. psychologów nieumiejących słuchać ze zrozumieniem, bo czytać takoż ich nie nauczono.
przez parę lat uczyłem studentów pierwszego roku, widziałem ostatni rocznik starej matury i pierwszy rocznik nowej. nowa robi ludziom wodę z mózgu. przykładowo: dobry, aktywny student z "nowej" grupy przed napisaniem pracy rocznej pytał mnie, czy "wolno mu zacytować autora XY", bo z tyłu głowy miał przekonanie, że istnieje jakiś klucz, w którym za cytowanie XY dostaje się punkty, a za cytowanie XZ - nie. pewnie z matematyką jest podobnie.