Maziek, moj Ty drogi, madry wykrecaczu kota sianem...
Naprawdę, uwierz, staram się być szczery do spodu.
Chodzilo mi tylko o argument, o ktorym wyraznie i jednoznacznie napisales, ze dla niektorych jest najwazniejszy, a mianowicie o wysokiej smiertelnosci zygot/plodow, ktory to argument stanowi uzasadnienie dla usprawidliwienia aborcji.
Nigdy czegoś takiego nie napisałem. O przeżywalności zygot pisałem w sprawie in vitro, a nie aborcji, to primo. Secundo wyraźnie Ci napisałem, że ja osobiście uważam, że powinna być aborcja do 3 miesiąca - i nie ma to związku z moimi przekonaniami, kiedy zaczyna się człowiek. Wyraźniej chyba tego powiedzieć nie mogę - moje praktyczne przekonanie o dopuszczalności aborcji gwałci moje poglądy etyczne. Tertio to KK wyciągnął kwestię przeżywalności zygot, więc na logikę biorąc, po naukowym orzeczeniu, że mniej zygot ginie w in vitro niż niż w podczas naturalnego poczęcia, KK winien zalecać wierzącym in vitro ZAMIAST naturalnego poczęcia. Tak się nie dzieje, bo KK stoi przed nierozwiązywalnym dylematem ingerencji boskiej versus spryt człowieka. Poza aborcją, jako że płód udawało się spędzić i w średniowieczu - wszystko, czego się czepia KK jest wynikiem postępu medycyny, o jakim nie śniło się filozofom jeszcze w XIX wieku. Kwestia utrzymania człowieka przy życiu, czy to będzie starzec, czy wcześniak, jak również kwestia badań prenatalnych itd. to są sprawy, wobec których KK jedną nogą próbuje brzdąkać o porządku naturalnym (np. w przypadku rodzenia dzieci ciężko upośledzonych - że trzeba), a drugą o świętości życia ludzkiego (np. w przypadku eutanazji - że nie wolno). To jest dylemat przy aksjomatach KK nie do rozstrzygnięcia. Zło, byle naturalne, będzie OK, a dobro, kojarzące się KK z Humunculusem będzie złe - bo to jest doktryna a nie logika, a tym bardziej nie wiedza.
To czy mamy do czynienia z czlowiekiem, czy nie, wyjatkami i specjanymi przypadkami, jest kwestia zupelnie inna. Dlatego wlasnie dalem bijacy po oczach przyklad grup wiekowych, z wysoka smiertelnoscia, aby unaocznic, ze kryterium smiertelnosci w grupie nie moze byc argumentem proaborcyjno-exterminacyjnym, ktory to argument wykreciles na abarot, jakobym postulowal rozszerzenie argumentu o smiertelnosci, na pozostale, przykladowe grupy. Powtarzam: Odzucam jedynie argument o wysokiej smiertelnosci, pomijajac kwestie czlowieczenstwa etc.
No ale jeśli o mnie osobiście chodzi to jest argument spalony, bo ja z przyczyn praktycznych godze się na aborcję. Filozofia nie ma tu nic do rzeczy. Dla mnie Twoje argumenty są z czapy, bo uważam, że aborcja jest mniejszym złem. A zabójstwo człowieka (nie potencjalnego, tylko żyjącego) jest złem, chyba. że sam o to prosi. Nikt nie postuluje zabijania ludzi, naprawdę nie rozumiem, o czym piszesz.
Co do in vitro, aborcji i kosciola: Ja czlonkiem kosciola nie jestem, ani kosciola adwokatem, ale o ile mi wiadomo, choc mylic sie moge, kosciola negatywna ocena in vitro, zasadza sie na metodzie zapladniania wiecej niz 1 jajeczka na raz i pozbywaniu sie reszty zygot, oraz na tym, ze w przypadku zaplodnienia in vitro, wystepuje znacznie wieksza szansa na uszkodzenia genetyczne plodu, co mialo wlasnie miejsce w przypadku z teraz, jak czytalem (nie wiem czy prawda), a ktory przytoczyles.
Pierwszy argument jest nieprawdziwy a drugi warunkowo prawdziwy. Są grupy ludzi, którym KK nie wzbrania posiadania dzieci, które są obarczone rzędy większym ryzykiem problemów genetycznych. O ile zechcą posuiadac potomstwo naturalnie (za pomoca stosunku) - jest OK. KK podniós kwestię ilości zygot ale jakby ogłuchł, kiedy okazało się, że naturalnie ginie ich wiecej. Wyszło na to, że nie ma znaczenia ile zygot ginie, jeśli dzieje się to w ramach stosunku, ale jeśli choć jedna obumrze w in vitro to już zabójstwo. Pomijam całkowicie, że zygoty w in vitro są zamrażane a nie zabijane.
wspomnial o ciekawym zjawisku, a mianowicie o tym, ze kidys za wartosc zycia ludzkiego przyjmowano przynaleznosc gatunkowa, a teraz wprowadza sie nowe czynniki rozrozniajace, np. wiek organizmu, "jakosc zycia", stan zdrowia, etc., ktore decyduja o tym czy lekarz decyduje o leczeniu, pobraniu narzadow, przerwaniu leczenia etc.
Nie wiem, nie słuchałem, ale wyszliśmy od mizerykordii, czyli już w średniowieczu ( i wcześniej) lekarz oceniał, czy leczyć, czy dobić. Wraz z rozwojem wiedzy medycznej i diagnostyki możliwości się poszerzają... Czy to źle? Mam w rodzinie przykłady osób, o których po fakcie wiem z cała pewnością, że od pewnego momentu nie należało ich leczyć, bo to tylko przedłużało cierpienie wbrew im samym.