A ja mialem ostatnio muzyczny, wyrazisty flashback, zupelnie bez powodu.
Otóż to to...ino z powodem.
A raczej, powódką.
Kiedy
Ola leopardy odpaliła...na początku nic, trochę później dalej nic, i nagle - buuum!
Sylwester 80/81 otworzył się w głowie - ze szczegółami.
Pomijając większość onych a tunieistotnych - końcoworoczna lista przebojów, śmierć Lennona po podwójnej fantazji z łomem i między innymi taki debiucik (raczej środek listy);
Rock Brigade - Def LeppardA potem już z rozpędu; mówię wam - ta płyta nawet na qwnianym arturku z plastikami robiła zabójcze wrażenie... brzmieniem, i czymś pachniała, oczywiście;
Mike Oldfield - MiragePetląc rasze - jeden duprocent też się odświeżył (ale tylko w mej pamięci).
On ci;
Rupert Hine - A golden ageTeraz zdaje mi się, do Gabriela głosem sznuruje.