Nie.
Ale jestem w stanie je wyobrazić. Zagładą bytów postrzegających.
Tak, jesteś w stanie wyobrazić sobie, że przedmiot, który z rozmaitych powodów nazywamy zdjęciem, mógłby istnieć nadal po zagładzie ludzkości. Ale czy jesteś w stanie sobie wyobrazić czym jest ten przedmiot? Wątpię.
I to jest ta rzeczywistość. Czego chcieć więcej?
Cząstki istniejące w pewien sposób. Ale ten sposób jest dość ważny. Zresztą można spojrzeć większym zoomem. Wtedy i cząstki się rozmyją. Zostanie sposób
Czy ja mówię, że należy chcieć czegoś więcej? Ja tylko mówię, że wtedy nie rozmawiamy o dziedzinie w której można coś nazwać stolikiem.
Dziedzina o jakiej wtedy rozmawiamy jest zresztą równie niepewna (jako jakaś ostateczna "rzeczywistość"), jak ta pierwsza. Jak pierwsza wyznaczana jest naturą naszego postrzegania, pracą mózgu i kwestiami egzystencjalnymi, tak ta druga jest wyznaczana przez koordynację danych eksperymentalnych. Cząstka elementarna jest po prostu miejscem w teoretycznej strukturze (jak stolik jest miejscem w funkcjonalnej strukturze człowieka, w tym: społecznej, kulturowej).
Jeszcze bzdurniejsze wydaje się wartościowanie tych dziedzin. Na każdym poziomie mamy bowiem do czynienia z nowymi jakościami, czego doskonałym dowodem jest samo życie.
Jasne, że nie będzie to już stolik. Dla takiej muchy, to nigdy nie był stolik. Z jakiego poziomu chcesz tą rzeczywistość postrzegać?
Pytanie jest raczej takie: czy w ogóle można wydzielić jakiś absolutny "poziom".
Zamieszanie wprowadza już samo pojecie "rzeczywistość". Niby oczywistość, ale proszę o wyjaśnienie bez uwzględniania czynnika ludzkiego.
Właśnie to pojęcie się przez powyższe rozmywa. Co to znaczy rzeczywiste poza tym, że jakoś ujmowane? Co to znaczy rzeczywiste bezwzględnie? Powiedzmy -rzeczywiste jest to, co istnieje niezależnie od nas. To jednak maskuje problem - bo pytanie brzmi raczej: co istnieje niezależnie od nas? Czy stół jako stół istnieje niezależnie od nas? Czy człowiek jako człowiek istnieje niezależnie od nas? Co to w ogóle miałoby oznaczać? Mamy tu mnóstwo dziedzin, jakie należałoby wydzielić. Uznajmy jednak, na chwilę, że przez rzeczywiste będziemy rozumieć to co pierwotne, podstawę innych poziomów.
Można to sobie w pewien sposób próbować przybliżać np. właśnie przez cechy pierwotne i wtórne. Np. mógłbyś uznać, że ciężar jest cechą pierwotną tj. przysługuje przedmiotowi samemu w sobie. Jednak oto lecisz na inną planetę, z inną grawitacją i okazuje się, że ciężar się zmienia. Nie zmienia się jednak w sposób przypadkowy. Wprowadzasz więc pojęcie masy i to ją uważasz za cechę pierwotną przedmiotu, a ciężar za cechę wtórną. Itd. Nauka wciąż jednak zmienia tu granice, więc jakaś ostateczna pierwotność to jedynie duch za którym gonimy.
Sam o tym zresztą piszesz: można mówić o bytach powiązanych w pewien sposób, ale na większym zoomie możemy uznać, że istnieje jedynie ten sposób tj. jakiś system relacji, którego miejsca (rozwiązania) uznawaliśmy za byty. Można więc pytać, czy tak się dzieje w nieskończoność, czy też musi istnieć jakaś ostateczną podstawa (tj. coś, czemu właściwości przysługują istotnie, wewnętrznie; co istnieje wraz z tymi właściwościami niezależnie).
Jeśli uznamy, że można tak w nieskończoność, to jesteśmy już właściwie w jakimś pitagoreizmie o konotacje z którym można by podejrzewać Einsteina, wszystko bowiem zaczyna się nam sprowadzać do matematycznych relacji (tonących w rozumowaniach o nieskończoności). Można jednak też uznać, że istnieje coś pierwotnego, ale w stosunku do pochodnego ma znaczenie jedynie pod względem ilościowym np. jest to jakaś stała fizyczna (zbiór takich stałych). Stąd mamy właściwie czysty pitagoreizm (w takim sensie w jakim odczuwali go Pitagorejczycy) tj. że konkretne liczby (i ich związki; załóżmy też wyrażalne w liczbach skończonych) są podstawą rzeczywistości, w tym i umysłu. Jednak niekoniecznie jest to czysty pitagoreizm: można bowiem pytać, czy te liczby muszą mieć podstawę jakoś tam "materialną", czy też istnieją same w sobie (wersja platonizmu). Itd. Itd.
Wszystko to nie są bzdurne pytania. Właściwie w dziedzinie tego typu rozstrzygnięć mają miejsce początki różnych gałęzi ludzkiego poznania. Filozofię można natomiast - w przybliżeniu - uznać za refleksję dotyczącą samego tego faktu, refleksję drugiego poziomu. Bardzo łatwo jest uważać, że jakiś tam pitagoreizm czy platonizm to są czyste bzdury, ale wcale tak nie jest. To są rozumowania bardzo łatwo przekładalne na współczesne pytania o sens, a nie jedynie opis.