Witam, czytam i:
>Deckard - dzięki za dobre słowo, pokrzepiłeś znękanego belfra i to bezinteresownie - chyba, że uznasz za nagrodę świadomość, jak bardzo komuś poprawiłeś nastrój - heartfelt thanks za podpowiedź lektury,podyskutowałoby sie o tym, niestety, to chyba nie to miejsce, a i takdługie mam te posty, tyle rzec muszę, że w odniesieniu do Sagana (nie obrażaj się, to moje zdanie, a może byćpochopne) na razie zgadzam się (w porażająco dokładny sposób, niemal co do słowa) z tym, co o pisze Luca.
Cały czas podkreslasz, że chodziło Ci o eseje, zwłaszcza ta nieszczęsna BombaTwoim zdaniem wypada gorzej od popularno- naukowych amerykańskich książek.
Otóż mam inne zdanie, ąmerykańscy autorzy - może przez to, że chcą być bardzo przyjemni w odbiorze i dotrzeć do milionów, są potwornie rozwlekli - łatwe to , tak, ale jakie irytujące ( z różnych dziedzin przykłady: klasyczny przypadek, osławiona Inteligencja emocjonalna Goldinga; Wilsona O naturze ludzkiej, a -z bliższej merytorycznie półki - nawet , z ogromnym szacunkirm dla dorobku naukowego autora Kwark i jaguarGell-Manna), no naprawdę wolę Lema.
Może stąd te nieporozumienia, że Lem wcale nie pisze "popularno-naukowej " literatury? Zdaje sie, że to też Luca powiedział, zatem
> Luca,
Napisałeś w 1. replice do mnie:
"że tekst jest "pusty i niezbyt mądry" to nie trzeba go chyba specjalnie popierać jakimiś wielkimi argumentami. To druga wersja domaga się poparcia - tak to już jest, że udowodnienia wymaga istnienie czegoś, a nie brak czegoś..".
1) Niekoniecznie, wiele razy udowadniano nieistnienie czegoś, (np.eteru, z banalnych przykładów z fizyki) a już w dziedzine prawa obligatoryjność dowodu nie może być ograniczana istnieniem bądź nieistnieniem....
2)W tym wypadku spór dotyczy twierdzenia, że "tekst jest pusty i niezbyt mądry" Taka opinia padła - i zaistniała, zatem najpierw ona wymaga dowodu... Wiesz, to jak z pomówieniem, gdybym o kimś powiedziała, że ma w głowie pustkę, to jednak ja musiałabym udowadniać, że mam jakieś podstawy. a nie on, że coś tam jednak ma.
Do wątku głównego, czyli "Doskonałej próżni" wracając -
w odpowiedzi na Twoją krytykę Wstępu i części książki (boś nie całą tak nisko ocenił) wyręczył mnie ktoś na tym Forum, pisząc:
(...)że Lem biegle posługuje się zaawansowanymi sformułowaniami z przeróżnych dziedzin nauki, sztuki i kultury w swoich wypowiedziach dowodzi raczej czegoś całkiem odmiennego niż twierdzisz. Zwłaszcza, że zawsze można szczegółowo przebadać choćby pojedyńczo i losowo wybrane z tekstów, rzekomo pseudointelektualnych, frazy i przekonać się, że nie są to bezsensowne majaki mające kamuflować niewiedzę. (..). To jednak pozwala mu zaoszczędzić sporo czasu - nie musi za każdym razem od zera tłumaczyć co ma na myśli skoro istnieje już odpowiednia nomenklatura na określenie szczególnego przedmiotu, który jest mu potrzebny do sformułowania wypowiedzi. Nie musi wymieniać litanii cech, a jedynie nazwę przyjęta w danym specjalistycznym regionie. A to, że nie wszyscy i nie wszystko rozumiemy? Cóż, Lem bynajmniej nie ma ambicji, a już tymbardziej obowiązku, dotarcia do każdego i wytłumaczenia mu wszystkiego na stosownym dla danego delikwenta poziomie... "Nie wiesz, kto to? Bo bardzo trafne, zwłaszcza w odniesieniu do Doskonałej próżni
Btw. Ktoś tu już wspomniał o piętrowych żartach Lema - sam tytuł zmienić może optykę odbioru nie ma w fizyce doskonałej próżni więc kiedy Rachel pisze:
"Mam wielkie wrażenie, że oto osiągnął On swój sukces, trafił na czytelnika, który doszukuje się głębszego znaczenia, rozdrapuje i rozkłada na pierwiastki porównań jego "próżne" teksty, doskonale puste." przyznaję, że kompletnie jej nie rozumiem.
Pozdrawiam
lanka