A tak, Panie. "Rodzinne rzeczy", różne tam kroniki, anegdoty i legendy to rzecz krucha, mają ohydny zwyczaj znikać, często bez uprzedzenia, wraz ze swymi nosicielami.
Zresztą bywa różnie. Kilka lat temu, kiedy moja
maman po raz kolejny nosiła się z zamiarem pójścia na łono Abramka, przyniosłem jej arkusz papieru formatu A1 i poprosiłem o naszkicowanie dość rozłożystego, rodzinnego "drzewa ginekologicznego". Od tej pory upłynęło, na psa urok, przeszło 10 lat. Matka ma się stosunkowo nieźle, jak na swoje 88 lat. Odpukać w niemalowane
Co do meritum, oczywiście masz rację. Ignoramus et ignorabimus.
I dzięki za komplement