Podobnie, bardzo popieram. Zadziwiającym jest też to, że w zależności od języka jakiego się używa, w pięciominutowym filmiku można zawrzeć to, na wyjaśnienie czego popularyzatorzy nauki potrzebują całych książek (rozumiem, nie ma w tym krzty złośliwości z ich strony w stosunku do zwykłych śmiertelników, używają pojęć i zwrotów typowych dla swojego środowiska, dobrze wiedzieć, że można inaczej). Przy czym ten mój punkt widzenia, to chyba nie ignorancja, jest winą studiów raczej humanistycznych (ale i to żadne wytłumaczenie). Hmmm...