Szef parlamentarnego zespołu do spraw badania katastrofy smoleńskiej poseł Antoni Macierewicz zaproponował, aby w początkach lutego doszło do transmitowanej medialnie publicznej debaty jego ekspertów z ekspertami tzw. Komisji Millera. Od razu pojawili się oponenci, których zdaniem chodzi wyłącznie o szoł polityczny, prowadzony na zasadzie kto kogo przegada (chwytliwa retoryka, populistyczne argumenty, błyskotliwe riposty itp.). Takich zarzutów (insynuacji) z góry rozstrzygnąć się nie da, i ja, urodzony zwolennik otwartości i jawności, wolałbym, aby przebieg dyskusji ocenili na żywo sami telewidzowie i radiosłuchacze.
Jednak – w odróżnieniu od codziennych widowiskowych kłótni polityków i dziennikarzy w programach typu “gadające głowy” – spór o przebieg ostatnich paru minut tragicznego lotu należy do zupełnie innej kategorii.
Chodzi w nim o precyzyjne szczegóły techniczne oraz o skomplikowane symulacje, w których każdy gram, centymetr i sekunda są na ścisłym inżynierskim rachunku. Tego nie potrafią zweryfikować nawet ludzie najlepiej wykształceni, ale w innej dziedzinie. Tu musimy uwierzyć i zaufać wąskim specjalistom. Fachowcom. Ekspertom. Biegłym. Kontrolowanym przez innych fachowców, ekspertów i biegłych. Tak działa światowa nauka. Nie ma innej drogi.
Teraz mam dla Państwa dobrą wiadomość: w odróżnieniu od retorycznych popisów polityków i dziennikarzy, spory między inżynierami dają zazwyczaj rozstrzygnięcia ostre, twarde, jednoznaczne, czarno-białe. Zdarzenie jest rozkładane na części/cząstki i badane krok po kroku. Z ustaleń drobnych powstają większe. Eliminowane są niespójności. Jeśli jakaś hipoteza upada (broni się), to upada (broni się) na sto procent. Decyduje bezlitosna fizyka, matematyka i logika, a nie tubalny głos, miły wygląd, zamożność albo znajomości. Na koniec, po wielokrotnym sprawdzeniu algebraiczno-analitycznych formuł i wzorów oraz komputerowych procedur i wyników, całość zjawiska (ciąg faktów) zostaje opisana w języku zrozumiałym dla każdego maturzysty.
Trudność polega na tym, że – aby taka wielka praca została porządnie wykonana – niezbędny jest swobodny dostęp do
pełnych danych źródłowych oraz do metodyki obliczeń, którymi posłużyli się autorzy, nazwijmy je, konkurencyjnych wersji zdarzeń. Otóż tych informacji brak (przynajmniej częściowo). Mimo upływu trzech miesięcy nie ukazały się „drukiem” żadne, powtarzam, żadne materiały przedstawione ponoć
explicite na głośnej (zorganizowanej przez PiS) konferencji smoleńskiej. Jednak również szef państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych dr Maciej Lasek oznajmił ostatnio, że ujawnianie źródłowych materiałów Komisji byłoby niezgodne z przepisami lub/i zwyczajem.* Taki stan rzeczy i takie stawianie sprawy odbiera sens postulowanej rozmowie, o której tu mowa. Dzięki internetowi, wszystkie źródłowe informacje i rachunkowe założenia powinny od dawna być dostępne dla wszystkich.
Nie rozumiem, dlaczego tak się dzieje w sytuacji, gdy ten narodowy dramat wciąż budzi tak wielkie społeczne napięcia. A za trzy miesiące przypada już trzecia rocznica smoleńskiej katastrofy…
Stanisław Remuszko
* Z jakimi przepisami? Z jakim zwyczajem? ZAZWYCZAJ w katastrofie nie ginie elita państwa!!! Jakim prawem, do cholery, cokolwiek miałoby być skrywane w obliczu takiej tragedii? Rzeczpospolita Polska toczy z kimś wojnę i musi chronić swe tajemnice wojskowe???
http://www.remuszko.pl/blog.php/?p=2440