Najpierw parę uwag ogólnych (jak kogoś to nie interesuje, może przejść do następnego akapitu) Po pierwsze- wreszcie jakiś sensowny wątek. Umówmy się tylko, że oceniamy ww. książki, a nie ich autorów, byłoby bowiem nieporozumieniem szacować wartość czyjegoś dorobku twórczego na podstawie jednej tylko książki. Nawet jeśli byłaby to Ta Najlepsza. Z resztą, czy da się porównać dwie książki na takiej zasadzie, że kładziemy jedną i druga na wagę i stwierdzamy: ta waży 300, a ta 500 gram? Chyba nie. OK., może większość ludzi powie, że to właśnie "Solaris" jest tą esencją lemowatości i w ogóle szczytowym osiągnięciem autora (tak samo jak większość wybrała obecnego prezydenta), ale idąc tą drogą doszlibyśmy do wniosku, że najwybitniejszym pisarzem jest Dan Brown. Jeśli o mnie chodzi, to mam parę książek Lema które cenię tak samo jak "Solaris". Ale to jest oczywiście tylko opinia.
Teraz bardziej do rzeczy- parę moich subiektywnych spostrzeżeń nt. "Solaris" (o pozostałych tytułach się nie wypowiadam z przyczyn oczywistych) Jak dla mnie przesłanie tego utworu nie ogranicza się to stwierdzenia "Jak byśmy spotkali obcego, to byśmy się z nim nie dogadali". To jest łopatologiczne uproszczenie. W istocie ta niewinna historyjka o próbie kontaktu z oceanem galarety pokazuje pewne nasze ograniczenia- w możliwości poznania. Chodzi tu nie o to, że człowiek i ocean się tak różnią, bo mają za sobą miliardy lat niezależnie przebiegającej ewolucji. Chodzi o to, że te miliardy lat ewolucji tak ukształtowały nasz sposób myślenia, że nijak możemy wpasować do naszego obrazu świata jakąś INNOŚĆ, tj. coś, co nie ma odpowiednika w naszej subiektywnej rzeczywistości... W sumie to nie da się tak w jednym zdaniu powiedzieć, o czym jest książka- za każdym razem, gdy do niej wracam, odkrywam w niej coś nowego. Na pewno jest to pozycja, które można drążyć, dokopując się do drugiego, trzeciego dna. A czy Lem faktycznie miał ambicje do napisania aż tak głębokiego i wielopłaszczyznowego dzieła- to już inna sprawa. Być może spadłby z krzesła, gdybym mu opowiedział o moich rozważaniach nt. tej książki, a może było odwrotnie- może zawarł w niej dużo więcej ukrytego sensu, i tylko mnie ze względu na moja ignorancję nie udało się go wyłapać? Co z resztą za różnica- to chyba nie intencja autora decyduje o wartości książki ale to, ile z niej wyniesie czytelnik. Z resztą, co ja tu będę gadał, o Solaris mamy wątek w akademii (i trza by w sumie zerknąć co tam tym razem ludzie popisali)