Hmm... Dla mnie jednak lemowska groteska traktowana tylko jako groteska (a więc zabawa formą, językiem itp.) oraz żartobliwa aluzja do spraw ziemskich straciłaby sporo ze swego uroku (pewnie przez to ile eSeFów w życiu przyswoiłem; sporo z nich było zresztą - nieintencjonalnie - znacznie umowniejszych niż "Dzienniki..." - intencjonalnie), ale nie o moje gusta tu chodzi... Chodzi raczej o to, że nie wierzę, by Lem - który okazywał programową pogardę historiom ubranym w kostium SF, gdy był on bez znaczenia dla (sensacyjnej czy romansowej) fabuły - sam po ten kostium sięgał chcąc mówić o tu-i-teraz...
Czytam
FiFę i ciągle potykam się o groteskę: groteska intencjonalna, nieintencjonalna, niewykorzystana w SF itd...summa summarum pisze Lem:
Groteska nie została jeszcze, jak się należy, właśnie w aspektach poznawczych wykorzystana w science fiction.Ponadto potykam się w
FiFie o takie streszczenia pozycji z zakresu SF, które mocno kojarzą się ze znanymi groteskami Lema. Parę przykładów:
-
Ewa przyszłości (1886), którą napisał Auguste de Villiers de L'Isle Adam (z pięknym fragmentem o niedostrzegalnych sztyfcikach drżących na swych obsadach, poruszanych tajemniczą iskrą) i
Kobieta modelowana Luca Vignana - poruszają one temat tworzenia kopii zapasowych, idealnych, do kochania, do bicia i innych dowolnych czynności, odtwarzania żywych i zmarłych ludzi - prawda, że wygląda znajomo?
- opowieść F. Leibera
Appointment in Tomorrow (1951) - kryptokracja: państwo rządzone przez komputer, co się fikcją okazuje, bo ludzie ludziom ten los...
- jest streszczenie amerykańskiej pozycji o pięciopłciowych mieszkańcach Marsa ( tutaj sam Lem pisze, że użył tej piątki w Tichości).
Takich przykładów jest mnóstwo - rozsianych po całej
FiFie. Do czego zmierzam? Nie, nie do tego, że Lem jest wtórny, że pożycza riffy;)
Tamte utwory były pisane serio, na poważnie - w sumie Lem tym autorom zarzuca, że nie zgłębili tematu, uzyskali efekt komiczny miast tragicznego itd.
Stąd mam wrażenie, że Lem intencjonalnie wykorzystał znane sobie nieintencjonalne groteski:)
Dośmieszał je, doprowadzał do granicy absurdu, pokazał co można z nich wycisnąć, wykręcić (przy robociej kryptokracji - w Polsce - uzyskał dodatkowo piękną metaforę ówczesnej rzeczywistości politycznej), jakie nieoczekiwane wyniki można osiągnąć, do jakich wręcz paradoksalnych sytuacji prowadzą ledwo napoczęte przez innych tematy.
[Z tą granicą - ciekawe porównanie de Sade'a i jego potworów z fałszowanymi potworami science fiction - te pierwsze sięgają programowo dna (nawet depresji) po coś, te drugie tylko dla pustej rozrywki.]
Stąd te groteski traktuję tak, jak pisałam u zarania i raczej jako dobicie, dookreślenie tematów poruszanych w SF i jednak mówienie o tym co
tu i teraz z prawdopodobnymi-nie-prawdopodobnymi konsekwencjami przyszłymi. Taka wykończeniówka;)
O rozbiciu dzielnicowym czy tam atomowym, nic mi już nie przychodzi do...a
Wypalić chrom jest całkiem dobrym opowiadaniem - chociaż niczego nowego o człeku i jego przyszłości nie mówi: pieniądze, włamania, handel, brud, pesymizm - taki gatunkowy schemat, ale względnie dobry w czytaniu:)