14731
DyLEMaty / Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« dnia: Marca 10, 2009, 04:52:47 pm »
Zrobiłem sobie znów rekolekcje z klasyki, i w tym celu znikłem z Forum.
Tym razem wziąłem na tapetę "2010 - Odssey Two" (nie znam eleganckiego przekładu tytułu tej książki na polski) Clarke'a i "Klany księżyca Alfy" Dicka.
Co sądzę? "2010..." jak to "2010...", z jednej strony nie umywa sie do pełnego filozoficznych pytań oryginału, z drugiej jednak jest jedną z najlepszych poweści Clarke'a, interesującą zwłaszcza w kontekście poszukiwań życia w Układzie Słonecznym i badań okolic Jowisza. Solidna, poprawna naukowo, trochę postarzała datowo, SF. (Macro z pewnościa mógłby tu sypnąć listą prawdziwych naukowych badań, analogicznych do powieściowych.)
"Klany..." natomiast to rzecz zupełnie inna. Międlaca pewne stałe dickowskie obsesje (wrdna żona bohatera, panienka umiejąca cofać czas, zdalnie sterowany android, te nieszczęsne "moce paranormalne"), nie zawracajaca sobie głowy naukowym prawdopodobieństwem, stawiajaca jednak istotne pytanie o granice normy psychicznej. Jak wiadomo funkcjonuje dziś pojęcie normy bazujace na zdolności funkcjonwania społecznego. Jak zatem zakwalifikowaćw pełni funkcjonalne społęczeństwo, którego wszyscy członkowie przejawiają wyraźne zaburzenia, charakterystyczne dla najostrzejszych faz poważnych chorób psychicznych, a jednocześnie doskonale wypełniaja swe społeczne role (paranoicy rządzą, schizofrenicy cierpiący na halucynacje są świętym i prorokami etc.). Bardzo ciekawa rzecz.
Jeśli - w co wątpię - nie czytaliscie, polecam.
Edit:
Wybrałem do symultanicznej lektury tych dwóch autorów, bo stanowią poniekąd swoje przeciwieństwo. Clarke bazuje na aktualnym stanie wiedzy, by snuć jak najprawdopodobniejsze wizje, Dick natomiast używa rekwizytorni (czy wręcz graciarni) SF do snucia, na groteskowym tle, przypowieści. Ciekawe przy tym, ze Lem łaczył najlepsze cechy ich obu. Nurt "poważny" twórczosci Mistrza przypomina bowiem dzieła Clarke'a, zaś nurt groteskwoy - Dicka.
Tym razem wziąłem na tapetę "2010 - Odssey Two" (nie znam eleganckiego przekładu tytułu tej książki na polski) Clarke'a i "Klany księżyca Alfy" Dicka.
Co sądzę? "2010..." jak to "2010...", z jednej strony nie umywa sie do pełnego filozoficznych pytań oryginału, z drugiej jednak jest jedną z najlepszych poweści Clarke'a, interesującą zwłaszcza w kontekście poszukiwań życia w Układzie Słonecznym i badań okolic Jowisza. Solidna, poprawna naukowo, trochę postarzała datowo, SF. (Macro z pewnościa mógłby tu sypnąć listą prawdziwych naukowych badań, analogicznych do powieściowych.)
"Klany..." natomiast to rzecz zupełnie inna. Międlaca pewne stałe dickowskie obsesje (wrdna żona bohatera, panienka umiejąca cofać czas, zdalnie sterowany android, te nieszczęsne "moce paranormalne"), nie zawracajaca sobie głowy naukowym prawdopodobieństwem, stawiajaca jednak istotne pytanie o granice normy psychicznej. Jak wiadomo funkcjonuje dziś pojęcie normy bazujace na zdolności funkcjonwania społecznego. Jak zatem zakwalifikowaćw pełni funkcjonalne społęczeństwo, którego wszyscy członkowie przejawiają wyraźne zaburzenia, charakterystyczne dla najostrzejszych faz poważnych chorób psychicznych, a jednocześnie doskonale wypełniaja swe społeczne role (paranoicy rządzą, schizofrenicy cierpiący na halucynacje są świętym i prorokami etc.). Bardzo ciekawa rzecz.
Jeśli - w co wątpię - nie czytaliscie, polecam.
Edit:
Wybrałem do symultanicznej lektury tych dwóch autorów, bo stanowią poniekąd swoje przeciwieństwo. Clarke bazuje na aktualnym stanie wiedzy, by snuć jak najprawdopodobniejsze wizje, Dick natomiast używa rekwizytorni (czy wręcz graciarni) SF do snucia, na groteskowym tle, przypowieści. Ciekawe przy tym, ze Lem łaczył najlepsze cechy ich obu. Nurt "poważny" twórczosci Mistrza przypomina bowiem dzieła Clarke'a, zaś nurt groteskwoy - Dicka.