Może i ja Ci dopowiem
Czasie...
Nie wiem czy pamiętasz (choć pisałem o tym chyba i na startrek.pl), że mam dużą słabość do postaci
komunisty Martina z "Obłoku...". Był to facet (celowo analizuję go jako postać literacką, w oderwaniu od realnej historii tzw. budowania komunizmu), który konsekwentnie podporządkował całe swoje życie przekonaniu (wierze?) o możliwości zbudowania jasnej przyszłości, choć wiedział, że za swój udział w jej budowaniu nie czeka go nijaka pośmiertna - ani wcześniejsza - nagroda. Nie wiem czy heroizm jego nie był wyższej próby niż heroizm tych którzy w chwilach zwątpienia pocieszają się wizją czekających
laurów w niebiesiech.
Martin miał mimo wszystko łatwiej niż my pod pewnym wzgledem (żył w czasach zanim uświadomiono sobie zagrożenie meteorytowe, nie było też broni atomowej; miał też jeszcze prawo wierzyć w
pewność lepszej przyszłości, podczas gdy my operować możemy już tylko
prawdopodobieństwem). A przecie i my możemy wziąć sobie odpowiednio ambitną wizję (
komunizm w stylu startrekowym
, plany konstrukcyjne z "Summy.."
, jakiś projekt transhumanistyczny czy wręcz koncept zbudowania Boga czy też przebóstwienia Wszechświata a'la Tippler - wszystkie sprowadzają się do wizji przemeblowania nierozumnego Wszechświata przez Rozum
*) i dążyć konsekwentnie do jej realizacji, nie licząc na nagrody, nie mając też martinowej
pewnosci jednak robiąc co w naszej mocy, by - choc minimalnie - zwiększać
prawdopodobieństwo jej realizacji. I niezależnie od efektówtych wysiłków - których nigdy nie będzie nam dane poznać - rzec sobie (jak bohaterowie "Gwiezdnej eskadry, nie przymierzając
)
we do my best.
Nie mówię, że to łatwe, ale przynajmniej nie wymaga przekłamywania rzeczywistosci na codzienny użytek.
* i nie tu znaczenia kwestia naszej tożsamości, (braku) wolnej woli itp.; można traktować - po GOLEMowemu - Rozum jako coś na kształt żywiołu, siebie zaś jak drobinkę "Rozumu wcielonego"...