Dzi - ladnie powiedziane.
Lil - najbardziej chodzi mi o pokazanie, ze nie jest dobrym podejsciem negowanie wszystkiego z przekonaniem, ze skoro czegos nie mozna pomierzyc i zobaczyc, to koniec i kropka. Nie jestem jakims fanatycznym romantykiem, ale przeciez kiedys nie potrafiono dostrzec promieniowania gamma, magnetycznego, plam na sloncu i myslano, ze ziemia to pepek wszechswiata. Jestem pewien, ze dawno temu jakis odpowiednik Q palil heretykow na stosie, bo twierdzili, ze to ziemia sie obraca wokol slonca, no a przeciez naocznie widac, ze to slonce wstaje o wschodzie i zachodzi na zachodzie prawda?
Wolalem nie wypowiadac sie na temat osobistych przekonan - racjonalisci.pl zaczna krzyczec, a sam Mistrz glosil sie niewierzacym, wiec moze to nieodpowiednie miejsce, ale skoro pytasz. Sensownym wydaje mi sie koncepcja bytowania w jakims (nie czepiajcie sie tego slowa - wiecej nie wiem) energetycznym stanie. Energia, ktora jest wszedzie, nie ginie, przez nia wszystko sie tworzy (may the Force be with you). Poki co nawet fizyka raczej przychyla sie w jej wlasnie strone i potwierdza. Dobrze zdac sobie sprawe, ze jest sie czastka tej calosci. Nie wiem czy jest sens mowic o subiektywnych przezyciach duchowych, bo wszystko mozna zwalic na fluktuacje hormonalne w mozgu przeciez, ale ja wole brac je za prawdziwe - pomagaja znalezc harmonie ze swiatem. Lubie myslec pozamatematycznie i mysle, ze od czasow Bergsona kazdy powinien od czasu do czasu tez.
Nie bardzo mam pojecie jak mogloby wygladac nasze posmiertne bytowanie w takiej energetycznej postaci, ale tym zajmuje sie najmniej, bo nie mam na to zupelnie wplywu i pozostaje mi zgodzic sie na to, co bedzie (lub nie, bo, jak z kazdym "wydaje mi sie" moge sie mylic - rownie dobrze moze i jest jakis inteligentny byt-kreator, albo wszystko jest jedynie koincydencja i nie ma nic procz tego, co potrafi zauwazyc Q, ale oba pomysly wydaja mi sie malo prawdopodobne). Jestem ciekaw przeogromnie, ale wszystko w swoim czasie.
Najwazniejszym za to wydaje mi sie takie przezycie czasu, ktory mamy, by rozwijac jak najlepiej sie potrafi szlachetnosc w sobie i by to ona, intencjonalnosc i piekno stanowily sens i nadawaly mu wartosc. A reszta jest tylko mniej istotnym dopelnieniem w zaleznosci od osobistych przemyslen. Howgh.