Nie chodzi o moralność, tylko o kaprys. Tak ważne sprawy zależą od kaprysu tego czy innego miliardera.
Ano zależą (i to od wieków, dlatego przywołałem Wawrzyńca z rodzinką). Prawdą jest bowiem, że zasadniczo na finansowanie badań naukowych, opracowywania nowych technologii, także na mecenat nad artystami stać było od zawsze tzw. możnych (mecenat państwowy, teoretycznie rządzący się innymi prawami niż kaprys i prywata, teoretycznie powiadam
, to wynalazek najnowszych czasów). Możni, zaś, to, wiadomo, posiadacze wielkiej własności, a wielka własność (wbrew temu co
NEX może zechce nam twierdzić w odniesieniu do
starych, dobrych, czasów*, bo po współczesności pewnie pojedzie ostrzej niż by mnie się chciało
) to zawsze był produkt jeśli nie wielkich zbrodni, to wielkich świństw przynajmniej, a posiadanie jej wiązało się - w najmniej obciążającym sumienie wariancie (ot, odziedziczyło się, albo inaczej Przypadek pomógł) - z wielkim egocentryzmem co najmniej (inaczej by posiadacz takiej fortuny zostawił sobie tyle, ile mu na wygodne życie trzeba, a resztę między potrzebujących rozdysponował).
Jeśli zatem coś z podejrzanie zgromadzonej fortuny (pomijam już, że liczy się ją w pieniądzach, które funkcjonują na zasadach w "Pamiętniku..." dokumentnie obśmianych - jak nie kreacja z sufitu - czy to wolą Putina, albo innego takiego, czy dziwacznych mechanizmów bankowych, to parytet złota, jak nie parytet złota, to parytet muszelek) sensownym celom posłuży to ja się cieszę (nawet jeśli z domieszką lekkiej goryczy)...
**
* Inna sprawa, że - śmiem twierdzić - statystycznie gorsze jednak były - krwawsze, ciemniejsze i bardziej śmierdzące...
** Tym bardziej, że mecenat państwowy w demokracjach średnio sobie z takimi sprawami radzi, jak widać i może to być jedyna szansa...