Polski > DyLEMaty

Filmy SF warte i nie warte obejrzenia

<< < (583/616) > >>

Q:
Netflix zrobił aktorską wersję ciepło wspominanego na Forum "Kowboja Bipopa" ;). Zwiastunik:

Smok Eustachy:
Moje zmierzenie się z Diuną:
https://www.salon24.pl/u/smocze-opary/1179216,swiszczoly


Z Hansem Zimmerem problem jest następujący: jedynie jeden film z jego muzyka jest oglądalny a następne już są problematyczne. Ja widziałem najpierw Blade Runnera 2049  a potem Dunkierkę dlatego muzykę BR2049 oceniłem wysoko a z Dunkierką miałem problemy. Z kolei ci co najpierw obejrzeli Dunkierkę a potem BR sarkali często na soundtracka bladerunnerowego. Teraz mamy zaś Diunę w reżyserii Denisa Villeneuve z muzyka wspomnianego Zimmera: co chwilę świszczoły jakieś, dudnienia. Ryczą tam a jak ma  być podniośle to wyją. Aaaaaaaaauuuuuuu! Muzyka to jakąś melodię powinna mieć, jakiś rytm, jakieś cokolwiek. Zwróćcie uwagę na pierwszy dźwięk filmu: takie beczenie z wiadra. Tu macie linka do fajnego soundtracka a potem będą już tzw spoilery:
https://youtu.be/Wa6j9QqkaQE
SPOILER ALERT
Apentuła
Niewdziosek
Te
Będy
Gruwaśne
I jedziem:

Diuny Herberta nie da się zekranizować tak, żeby Atrydzi nie wyszli trochę na głupków bo to Herbert spaścił jednak podejście ich przez Harkonnenów. Problemy filmu można pogrupować w sposób następujący:

1. Problemy wynikające z bycia wierną adaptacją, czyli przeniesienie baboli książkowych.

2. Hermetyczność, czyli bycie ekranizacją. Widz, który poszedł z ulicy na ten film nie zakuma czemu nie ma komputerów? Że był Terminator wcześniej i wojna z maszynami i zakazali komputerów. Co to mentat? Feudalizm może pojąć.

3. Styl reżysera: dłużyzny, itp.

W każdym razie: mamy świat dalekiej przyszłości, gdzie ludzie zaludnili całą Galaktykę naszą. Mają tam chyba jakiś rodzaj nadprzestrzeni, czyli hyperspejsa. Albo WARPa. Film tego nie objaśnia. W każdym razie teraz jest to haj-speed bo na haju podróżują naćpani przyprawą z planety Arrakis, zwanej Diuną. Ponieważ "Diuna" pada w filmie raz widz może to przeoczyć i nie wie co to jest ta Diuna czyli o czym jest film. Podobnie Blade Runner 2049 tegoż samego twórcy popadł w hermetyczność i nie tłumaczył się jako oddzielne dzieło widzom. Nie dowie się widz, dlaczego baron Harkonnen lata: jest tak zapasiony że samodzielnie nie utrzymuje się na nogach w kupie i ma antygrawitacyjne napędu zainstalowane spaślak.  Diuna jest zamieszkiwana od wieków przez kolonistów nazywanych Freemenami czyli Wolanami, bo mieszkają na Woli. Egzegeza idzie tu po linii: na Woli (Justowskiej) jest ZOO a w ZOO są osły. I tu mamy klamrę spinającą osly z Fremenami.

Książka była wyraźnie inspirowana islamem: mamy terminy takie jak dżihad, mahdi etc. Wspomniani Fremeni to tacy beduini mieszkający na pustyni. Film boi się zaś używać terminu dżihad i nie ma zakończenia, bo to jest 1 część i będzie druga. W każdym razie władcą jest tzw padyszach, który nadaje różne planety w lenno rodom.Arystokratom. U nas takiego czegoś nie było ale jest jakieś przeniesienie stosunków własności z Europy Zachodniej. Nie ma natomiast kolejnej warstwy lenników, czyli rycerzy/szlachty. Poczytajcie sobie Potop i popatrzcie na Radziwiłła, czemu był wielkim panem? Brak szlachty powoduje pewne wrażenie pustki społecznej i pustki na ekranie. Ale niech mają. W każdym razie mamy padyszacha, arystokratów, planety. I aby to wszystko grało musi być Gildia Kosmiczna, której Nawigatorzy są w stanie prowadzić wielkie statki kosmiczne. Teoretycznie neutralni, w praktyce sprzeniewierzyli się swoim zasadom wspierając Harkonnenów.

Harkonnenowie są jednym z rodów arystokratycznych i są niedobrzy, dlatego wyglądają paskudnie. Atrydzi są zaś dobrzy dlatego wyglądają wspaniale, harmonijnie i prezentują się okazale. Padyszach obawia się rosnących wpływów Atrydów i dlatego knuje intrygę mającą ich wykończyć. Atrydów jest dwóch w owym okresie dlatego intryga imperialistów może się udać. Gdyby byli jacyś przedstawiciele innych rodów na planecie sprawa byłaby nie do ukrycia.

Mamy też wstrętne babsztyle czyli zakon Bene Gesserit, który knuje po swojemu i zamierza stworzyć Kwizath Haderacha, czyli nadczłowieka o niezwykłych walorach mózgowych. Widoki na takiego Haderacha ma teoretycznie główny bohater czyli Paul Atryda. Jak to u kobiet wszystko się im pierniczy i miesza, co powoduje różne perturbacje.
 II
Rozprawiłem się nieco z założeniami świata przedstawionego pora więc na kilka zdań o obsadzie: Android z Blade Runnera przekwalifikował się na Harkonnena, zastępcę barona i jego kuzyna (?!?). Poe Dameron porzucił Rebelię i został szefem rodu Atrydów i ojcem Paula. Wypada w tej roli dobrze i fajnie. Wydobył się z bagienka sekłeli i zaistniał. Niestety zginął i nie zobaczymy go już w kontynuacji Star Warsów. Lady Jessika: nie i  nie. Czemu ona tak kwili? W drugiej części filmu już lepiej. Młody - wbrew opinią co niektórych recenzentów - na plus.

Mnie się podoba takie tempo prowadzenia narracji. Podoba mi się i już. Tak se siądę i paczę. Nawet na nudną pustynię. Obiektywnie to kadry słabe, puste. Ale podoba mi się. Ponieważ coś tam kumam z książki więc mentat dla mnie jasnym jest. Bene Gesserit i założenia prezentowanej cywilizacji. Wyszedł natomiast odcinek Star Treka: Prodigy i to mi się nie podoba. Kicają i uciekają i uciekają i biegną. To mnie nuży i nudzi. Krupci się natomiast Diuna nie podobała. Walka rodów - nic nowego mówi. Długie. Tak się filmów nie robi teraz bo za dużo gadają. Nudne. Na "Moje wspaniałe życie" se pójdzie.

III
Aby mogli uskuteczniać walkę wręcz Herbert wprowadził tzw tarcze, które są przebijalne tylko dla wolnych przedmiotów, co broń palną czyni nieskuteczną. Ale na promień lasera reagują eksplozją. Czyli trzeba ostrzeliwać wrogów laserem z dystansu i eksplodują. Tyle jest tu sensu i logiki. Nie wyjaśniają też czemu nie ostrzeliwują czerwi rakietami i artylerią lufową? Zdaje się bez czerwi nie ma przyprawy, ale z filmu się tego nie dowiemy. Chyba. Czerwie się plączą po pustyni i atakują kogo popadnie i tyle.

Czy Diuna jest filmem z RiGCziKiem? Wg mnie tak. W roboczym rankingu przewyższa Sekłele Gwiezdnych Wojen i Marvela. Poza Thorem Ragnarokiem który jest lepszy. Porównanie z Zackiem Snyderem i jego cutem? Ligi Sprawiedliwości? Ciekawe zagadnienie.
Film subiektywnie oceniam na plus i czekam na 2 część. Ale dalszych książek nie ekranizujcie bo tam Herbert odleciał. Porównanie z Diuną z 1984 roku postaram się zrobić, bo tam występuje Sting. A na koniec super muzyka filmowa, czyli nie z Diuny:
https://youtu.be/q6DDYy1UXaQ

Q:
W roli appendixu:
https://www.youtube.com/watch?v=DKPtDrIRX9s

Edit:
Obejrzałem nową "Diunę" i ja. Jest to b. poprawna ekranizacja (ekranizacja - bo jej pewne niuanse - jak zauważył już S.E. - zrozumiałe będą tylko dla znających oryginał), urodą ujęć, spójnością scenariusza i niejakimi artystycznymi ciągotami transcendująca poziom współczesnych blockbusterów (choć zarazem boleśnie blockbusterowa w zakresie pretekstowego portretowania psychologicznego bohaterów*); miejscami b. silnie zadłużona u Lyncha**, rzadziej ostentacyjnie zrywająca z jego wizją (choćby słynne już upozowanie barona Harkonnena na coppolowego Kurtza). Przy czym za największy sukces D.L. uznać należy chyba sam fakt, że po jego "Diunie" nie wypadało robić rimejku w stylu zbliżonym do nowych "SW" i "ST". Największe rozczarowanie? Jessica - wypadła jakoś bez wyrazu, biernie, bojaźliwie. Największe zaskoczenie pozytywne? Momoa jako Duncan - może i nie przekonuje jako ostateczny Kwisatz Haderach in spe, ale wypada znacznie lepiej niż się spodziewałem, przejawiając nawet pewną charyzmę awanturnika (lynchowy Idaho był znacznie mniej wyrazisty). Najfajniejszy smaczek? - taneczny sposób chodzenia Fremenów (w wersji z '84 człowiek męczył się patrząc na arytmiczny pustynny trucht, tu wyszło to znacznie płynniej, z gracją). Z tym, że poza docenieniem elementarnej - a rzadkiej dziś w wypadku widowisk podobnego typu - realizacyjnej sprawności, niewiele da się w sumie powiedzieć. Zwł. że to dopiero część pierwsza.

* Prawdą jest np. że Isaacs wypada w swojej roli dobrze i fajnie (a przy tym dość prochnowowato), ale niewiele ma do zagrania przed ekranową śmiercią.

** Jak widać:


ps. Przypomnijmy sobie przy okazji, w roli ciekawostki - Lynchem inspirowane - cinematiki z gry "Dune 2000":

(Nawiasem: obecnofilmowe - wcale udane - ornitoptery wyglądają na jeszcze udoskonaloną wersję tych z w/w gry.)

Q:
Zrobiłem sobie rewatch filmu "Logan", i sam nie umiem powiedzieć, czy w efekcie zmieniłem zdanie na jego temat, czy też nie.
Zacznę jednak od wspomnienia o dwoistościach w jakich lubuje się Mangold - Charles uśmierca swoje marzenie zabijając w ataku demencji (prawie wszystkich) X-Men, ale zarazem pozwala mu trwać, zarażając Laurę, X-33, swoimi ideałami i empatią*, komiksy zostają zdemaskowane jako bzdura (nawet in universe), jednak ekranową obecnością zostaje im równocześnie złożony hołd, okazują się też mitem, który dał wyklonowanym dzieciakom siłę by ocaleć, Eden okazuje się zmyślony, ale górska chatka staje się dla bohaterów ich Edenem, wreszcie - Logan nie zarabia obiecanych pieniędzy (bo ich nie było), nie ratuje Xaviera i traci życie, ale zyskuje przed zgonem córkę i poczucie sensu, sensu dla którego warto zginąć, zaś kula którą planował przeznaczyć dla siebie** zabija jego wroga-klona.
Są tam i niedoróbki, łatwe do uniknięcia - Wolvie raz przedstawiony jest jako niedołężny dziadek, kiedy indziej jak dawna maszyna do zabijania (da się to jakoś wytłumaczyć, że adrenalina, że moce mutantów to - jak w "Heroes" - forma telekinezy, która jak się boh. tytułowemu włącza to go uskrzydla, ale prościej było to lepiej wypośrodkować), Pierce niepotrzebnie pozbawiony został garnituru i dalej posuniętych cyborgizacji - podobniejszy do oryginału, a z tymi samymi manierami, byłby bardziej groźny i bardziej - co przecież stanowi dominujący rys jego osobowości - d*pkowaty (poza tym jego dehumanizacja byłaby bardziej czytelna i ironiczna w świetle tego, że mienił się przedstawicielem ludzkości; nadto...czy trzeba było tego nieznośnego elitystę o ludobójczych zapędach redukować do roli chłopca na posyłki szalonego naukowca?), w finalnej walce dzieciaki za późno korzystają z mocy przez co mamy b. nierealistyczną scenę z ledwo łażącym Wolverine'm i sporą armią antagonistów, którzy nagle zapominają, że mają broń i potrafią strzelać, bo najwyraźniej postanowili dać mu szansę; no i to, co w przypisach. Można też było dorzucić jakiś dialog przypisujący - jak sugerował kiedyś MarcinK na forum startrekowym - owocujący wiadomą tragedią stan umysłu Chucka machinacjom tych złych, no i Jackman mógł mieć mniej kiczowatą minę, gdy sam przez siebie ;) po ziemi był - na szponach - wleczony. Foliarski przekaz anty-GMO też chyba nie był  konieczny.
Ogólnie jednak ogląda się dość przyjemnie, zwłaszcza jeśli traktować rzecz jako Elseworld... What if? opowiadajcy o panu, którego ma w tytule, nie - jego byłym mentorze (który w takim wypadku ma większe prawo być ukazany kontrowersyjnie). Ale arcydzieła jednak tam nie widzę, góra - sympatycznie nieblockbusterowy, kameralny film ze scenariuszowymi problemami blockbustera.

* Gorzej, bo bez śladowych elementów odkupiennych, wypada wątek sympatycznej rodzinki, która ginie, bo uparł się u niej zatrzymać. Owszem, Munsonowie i tak mieli przekichane u tego lokalnego (pół)panka ;), a Logan na chwilę uratował Willa (jak się zdaje), ale ostatecznie wszyscy zginęli przez profesorski upór.

** Czemu z miejsca zamierzał się dobić, zamiast szukać dla siebie leku? Bo tak. Widz ma sobie sam dośpiewać, a można to było prosto uzasadnić, rozpaczą po śmierci Jean, kolegów... (Choć nie da się zarazem zaprzeczyć, że mimo pewnych fabularnych mielizn psychologia postaci, w tym jego, jest zazwyczaj prawdopodobna. No, może poza Laurą, która zamyka się w sobie i otwiera gdy jest to twórcom potrzebne.)

ps. Ktoś inny całkiem niedawno też nazwał ten film przeraklamowanym:
https://www.agonybooth.com/toms-unpopular-opinion-logan-is-overrated-77661


Edit innobeczny:
Nowy zwiastun nowego "Matrixa":

[Sam nie wiem... Więcej CGI, więcej elementów znanych z pierwszego filmu, w zasadzie nic do czego można się przyczepić (choćby już z tej przyczyny, że o fabule nadal nic, a fantomatyka wszystko zniesie ;)). Nie jestem już tak na nie, ale przekonany nadal się nie czuję...]

NEXUS6:
Obejrzal ktos tego Cowboya Bepopa, bo nie wiem czy sie zabierac, a podobno skasowali nastepne sezony? Jest sens obejrzec S01 jedynie?

Venom 2. Jakos jednym okiem obejrzalem i praktycznie nic nie pamietam. Chyba byl nedzny i nudny...

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

[*] Poprzednia strona

Idź do wersji pełnej