to co odkryli rozbawiło najbardziej. Jednak ziemskie schematy silne.
Ten "Raport" to jest zasadniczo (nieudolna) adaptacja wyciętego w hyamsowej ekranizacji wątku drugiej "Odysei" Clarke'a (dlatego
wogle sięgnąłem). Przy czym nieudolność owa sięga tak daleko, że - pewnie z przyczyn budżetowych, albo żeby kopiarstwo mniej się rzucało w oczy - z
b. ciekawie zaprojektowanych stworów zrobili jakieś szkarłupnie czy ośmiornice.
hydrazyną
Która, dodajmy, powinna być przezroczysta.
Z komentarzy medialnych wynikało jednak, że bardziej chodzi o efekt propagandowy - jeszcze nigdy ludzie tak daleko nie ... etc.
Przy czym, co zabawne, taką motywacją kieruje się prywatne konsorcjum...
Jak tak o tym myślę... ktoś dowcipny mógłby - podsumowawszy wszystko, co tu wyliczamy - zobaczyć w tej "Europie" wyrafinowaną satyrę na kosmiczne plany Bransonów i Musków (że gdzie im do profesjonalizmu NASA czy innego Inter-/Roskosmosu, itd.).
Tymczasem zmęczyłem
"Ad Astra". Ktoś napisał, że w/w film opisuje wzór
"Grawitacja" + "Armageddon" => "Interstellar", i jest to prawda. Nie muszę więc już mówić, że z tym realizmem, to oczywiście marketingowa
ściema, albo reżyserska rzeczy nieświadomość. Zaczyna się zatem tak, że bohater wychodzi naprawić antenę (niby orbitalną, ale potem jest mowa o atmosferze), w mocno gagarinowskim archaicznym skafandrze, bo o nowocześniejszych, z silniczkami, twórcy nie słyszeli. W wyniku wybuchów (o których sensowności trudno dyskutować, bo w końcu nie wiadomo: próżnia czy nie) spada koziołkując, ale oczywiście
rzygami się nie dławi, tylko ląduje na Ziemi, na spadochronie, podartym. Potem jest równie ciekawie - oberwawszy w wyniku strzelaniny z roverowymi piratami, i mając sperforowany kombinezon, protagonista przesiada się z kompletną dezynwolturą do rakiety na Marsa, której dowódcy, po starcie, mówi dopiero lakonicznie, że musi sobie coś tam załatać (nawiasem: na Księżycu najwyraźniej też panuje ziemskie ciążenie, za to na statku idącym - kontekst na to wskazuje - ze sporymi przyspieszeniami - dokucza nieważkość). Tak pojęty realizm sięga i zagadnień pozakosmicznych - heros nasz snuje - w istocie: godne pióra Coelho - monologi wewnętrzne, i odbywa
ewaluację psychologiczną polegającą na tym, że powtarza monotonnym głosem jaki z niego spokojny i opanowany twardziel, istny Pirx. Finał godny jest wcześniejszych wątków: pan centralny fabularnie wykańcza kolegów
* (fakt, oni go też chcieli), wykańcza poniekąd i ojca (zapachniało dukajowym "Okiem...", ale tam przynajmniej było alibi w postaci trującego wpływu Astromancera
), a potem wraca sobie optymistycznie na Ziemię, zacząć nowe życie, jak gdyby nigdy nic... (Swoją drogą: co oni tak z tymi ojcami? Najpierw "Łotr Pierwszy"
, teraz to? O to jak można obserwacjami z okolic Neptuna, z prawdopodobieństwem bliskim pewności, wykluczyć istnienie Obcego Rozumu, w świetle powyższego, już nawet nie pytam.) Obrazki w stylu "Odysei..." i "Solaris", którymi mnie skusili? Niby są, ale giną w tym wszystkim, w
trailerach widać je bardziej niż w samym filmidle.
Jeśli miałbym cokolwiek pochwalić, to pirxowaty miejscami, rzadkimi miejscami, klimat.
* Teoretycznie wojskowych, a znów pokazanych jak szkolna wycieczka.