Jeśli Chrześcijanie twierdzą, że bóg jest "nadrealny", to przyjmuję iż chodzi im o to, że nie ma niczego wspólnego z rzeczywistością.
Jestem przeszczęśliwy słysząc coś takiego. Myślę, że niczego więcej mi nie potrzeba w tym sporze.
Jest to bowiem w pełni równoznaczne z tym, że nie istnieje.
Dlaczego?
Równie mało z rzeczywistością mają wspólnego Lord Xenu, He-Man, Wróżka Zębuszka. Nikt nie twierdzi, że są oni 'realni', ale własnie symboliczni, i dla wielu ludzi, szczególnie młodszych, mają oni znaczenie. Są, że się tak wyrażę 'niepuści znaczeniowo'.
Nie istnieją.
Niepokoi mnie próba ratowania pojęć przez stwierdzenie, że nie są one 'realne' a 'symboliczne' i przeto w jakiś sposób istnieją. Nie zgadzam się. Dla mnie jeśli coś nie istnieje, to na tym dyskusja się kończy.
Staram się być co najmniej tak przyziemny, jak przyznał się do tego Q, i patrzeć na wszystko wprost.
Zresztą, jestem sympatykiem Zen i to chyba wszystko wyjaśnia.
Idę zatem znacznie dalej - uważam, że Ci (maziek), którzy usprawiedliwiają swoje zrozumienie dla teizmu symbolicznością wierzeń, robią to w imię współczucia dla wierzących, niepotrzebnie komplikując sobie życie.
Prostsze jest zawsze lepsze, mniej znaczy więcej...
Widzicie też pewnie, że nie za bardzo czuję się powołany do dyskutowania z Wami w tym wątku - z mojego punktu widzenia po prostu nie ma o czym rozmawiać. Nie chcę rozmawiać o rzeczach, które nie istnieją. Nie mają dla mnie znaczenia. Robię tylko dlatego, że Was lubię, i jest to jakaś namiastka kontaktu z Wami, choć nieskończenie bardziej wolałbym osobisty.
Pozdrawiam