Kino musi zarobić, a serial puszczany w tv jest finansowany jakoby przez widziów.
Raczej reklamodawców...
Jeśli ktoś nie zasiał wcześniej tego życia lub nie zaistniały jakieś inne tego typu zjawiska, to nie zamierzam się spierać co do tak wilekich podobieństw istot żywych. Nie równoważy tego też od czasu do czasu pokazywanie się dziwnych istot z energii, czy zyjących w kosmosie.
Czyli zgadzamy się, że była to bzdura wynikła w technicznych konieczności, czego świadomość mieli sami twórcy i dlatego co i rusz wspominali a to o gatunku siejącym życie na innych planetach, a to znów o porywającym ludzi z Ziemi i zasiedlającym nimi obce światy (do granic autoparodii pociągnęli ten schemat twórcy serialu "Star Gate"
(Inna rzecz, że część tych niehumanoidalnych form życia jest nie mniej podejrzana z naukowego punktu widzenia.)
Natomiast nadal myśle że zachowanie kosmitów jest jednak dość ludzkie, co do pewnych granic ma dla mnie sens (potrzeba przetrwania wymaga agresji, emocji itp. itd.), ale tylko do pewnych.
Owszem, można sądzić, że na jakimś najbardziej podstawowym poziomie wszelkie formy żywe muszą być do siebie podobne.
W pewnym stopniu SF i fantasy są chyba podobne i można je pomylić, ale nie daltego że granice są tak niewyrażne, ale brak u zwykłych ludzi jednolitej definicji słowa, ja też nie powiem abym nie miał z tym problemu, choć nie powiem aby Tolkien był twórcą SF.
Granica czasem bywa niewyraźna, a mianowicie wtedy gdy twórcy czegoś co z założenia miało być SF rezygnują z naukowego prawdopodobieństwa, a zamiast tego serwują "fantastykę w stanie czystym", w której praktycznei wszystko co wymysli autor jest możliwe... W tym sensie "Star Trek" często niebezpiecznei zbliza się do fantasy...
Co do Verna i Lema to myśle że potrafie się wczuć w to co autor opisuje i patrze na te łodzie podwodne, czy misje na Wenus z perspketywy czasów które są opisane, nie ze swojej. Jestem jakby tym XIX iweczny człowiekiem i ja widze rzeczy które dziwią choć może nie tak bardzo bo to jest wiek takich właśnie cudów.
I tak właśnie należy próbować patrze na te utwory. Z perspektywy czasów, w których powstały.
Eden powiadasz, zatem coś się zapoznam z nim aby nie być całkowitym ignorantem.
A potem, mam nadzieję, podzielisz sie swymi refleksajmi w stosownym wątku "Akademii Lemologicznej"...
Religijnośc cylonów tak na pierwszy rzut oka sugeruje jak bardzo podobni ludziom oni są. To już nie maszyny, ale istoty które są samodzielne, zdolne do tego do czego nie byli zaprogramowani. Chyba ze z perspektywy akcji cylonom objawił się Bóg.
Że humanoidalni Cyloni są chodzącym pytaniem o to czy da się nakreślić granicę człowiek/odpowiednio-rozwinięta-maszyna tłumaczyć mi nie trzeba. Że maja samoświadomość i że autoewoluują wynika z samej fabuły... Ale objawienia itp. cuda to już nie pasuje do
science fiction. (No chyba, że się okaże, że religia Cylonów to jakiś "wirus komputerowy", który się między nimi rozprzestrzenił, jakaś manifestacja zbiorowej świadomości Cylonów czy coś w ten deseń... Albo też... okaże się, że Cyloni wyewoluowali wyżej od ludzi i są im dostępne głębsze zagatki bytu.)
Ci ludzie nie różnią się od nas, tak jak my mamy samoloty i wachadłowce kosmiczne, któych nie mieli ludzie w XVIII wieku, tak i oni mają technike o wiele wyższą niż nasza, ale cały czas to są ci sami ludzie.
Ależ wiem, że to ci sami ludzie. Zwróciłem tylko uwagę na fakt, że w aktualnej wersji "Battlestar Galactica" jest tak dużo o ludziach, a prawie nie ma elementu "
science"...
W skrócie - nie ma jakości bez ilości i nie ma ilości bez jakości. Film musi interesować i ileś trwać, oraz coś zawierać w sobie. Jeśli trwa za długo/za krótko, albo jest nudny/lub zawiera za dużo akcji i wątków może być nieudany. A jeśli film ma świetny scenariusz ale rozwleka się na długość i trwa i trwa? Mówimy o jakości, ale odgórnie uznajemy że jest jakiś limit ilości. A te dwa czynniki ja widze jako powiązane ze sobą i nie można ich rozerwać. Gdy stworzymy serial o ciekawym scenariuszu jak Space... to jak już widać po niejdenj rozmie jest żal że tak krótko trwał... co z tego wynika? że przy zachowaniu jakości dłużysz czas trwania, jeszcze jeden choć sezon miałby wielki znaczenie. Iloś ma w tym sensie znaczenie.
Powiem tak - jeśli coś jet w stanie być i długie i świetne to tylko się ucieszę, natomiast nie ma sensu przedłużać na siłę dobyh historii, jeśli będzie się to wiązać ze spadkiem ich jakości (tzw. dłużyzny, brak nowych dobrych pomysłów).
Jeszcze bardziej zaś nie ma sensu kontynuować historii słabych i głupich... (Bo sam fakt, że powstały jest wystarczająco przykry.)