Autor Wątek: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia  (Przeczytany 1372666 razy)

lilijna

  • Juror
  • Senior Member
  • *****
  • Wiadomości: 312
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1425 dnia: Lutego 09, 2008, 03:04:13 am »
Cytuj
Ogladalem Alien vs Predator2. No moze nie calkiem "ogladalem", bo polowe przespalem... To film z rodzaju "Film sf nie warty obejrzenia"

Więc oglądać nie będziemy...

NEXUS6

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 2878
  • MISTYK WYSTYGŁ, WYNIK: CYNIK
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1426 dnia: Lutego 09, 2008, 03:04:38 am »
He, kazdy wiedzial! Ale darowanemu koniu nie zaglada sie pod ogon...czy jakos tak...

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16128
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1427 dnia: Lutego 09, 2008, 03:13:46 am »
Cytuj
Więc oglądać nie będziemy...

Gorzej, że ostatnio g(ł)ównie takie "arcydzieła" kręcą... Naprawdę, jeśli już "Star Trek" można stawiać jako niedoscigły wzór to (mimo całej mojej sympatii do w/w serialu) niewesoło się robi...
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16128
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1428 dnia: Lutego 09, 2008, 03:14:33 am »
Cytuj
He, kazdy wiedzial! Ale darowanemu koniu nie zaglada sie pod ogon...czy jakos tak...

 ;D ;D ;D

Znaczy, że trafił Ci się gratisowy seans?
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

lilijna

  • Juror
  • Senior Member
  • *****
  • Wiadomości: 312
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1429 dnia: Lutego 09, 2008, 03:19:34 am »
Cytuj
Gorzej, że ostatnio g(ł)ównie takie "arcydzieła" kręcą... Naprawdę, jeśli już "Star Trek" można stawiać jako niedoscigły wzór to (mimo całej mojej sympatii do w/w serialu) niewesoło się robi...

Ale skoro kręcą ktoś to chyba musi chcieć oglądać  :P

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16128
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1430 dnia: Lutego 09, 2008, 03:22:08 am »
Cytuj
Ale skoro kręcą ktoś to chyba musi chcieć oglądać  :P

Zastanawiam się czy nie jest to trochę "błędne koło".... Twórcy oferują publice g***, a publika z rozpaczy, że nic lepszego nie powstaje i tak chodzi to oglądać... Przez co wzmiankowane g*** zarabia na siebie i cykl trwa dalej...
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Miesław

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 804
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1431 dnia: Lutego 09, 2008, 01:38:04 pm »
A' propos płacenia za bilety:

MULDER:   (loudly)   That's it, Scully, I can't take it anymore.

SCULLY:    Shh, Mulder, sit down.

(...)

SCULLY: Mulder, be quiet.

MULDER: I want my money back.

SCULLY: It's a premiere, Mulder, we didn't pay.



Najmocniej przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać.



W kinach ostatnio pokazywano film "Jestem Legendą" z Willem Smithem. Akurat byłem chory, więc nie poszedłem. Czy ktoś z was to widział?

Punkt wyjściowy jest ciekawy - mamy do czynienia z "ostatnim człowiekiem na ziemi", który mieszka w Nowym Jorku. Pomysł ten kojarzy się bardzo wyraźnie z książką Herberta Rosendorfera "Wielkie solo Antona L." (bardzo ciekawa, polecam) i jest bardzo obiecujący.

Przeczytałem właśnie recenzję i mój entuzjazm jednak trochę osłabł :(. Okazało się, że oprócz ostatniego człowieka są jeszcze zombie  :'(. Zdaniem autora tekstu im bliżej końca tym robi się gorzej, przeczytajcie zresztą sami.

Film jest oparty na już dwukrotnie wcześniej ekranizowanej powieści znanego autora s.f. Richarda Mathesona ( to akurat cytat z ww. recenzji).


Przed chwilą sprawdziłem, grają to u mnie w kinie jeszcze jutro i we wtorek, więc może pójdę. Czy ktoś z Was może mi go polecić bądź odradzić?

NEXUS6

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 2878
  • MISTYK WYSTYGŁ, WYNIK: CYNIK
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1432 dnia: Lutego 09, 2008, 01:59:25 pm »
Opis sie zgadza. Im dluzej trwa film tym sie robi gorszy i z ciekawego pomyslu wpadaja znowu w tysieczny film o zombi. Jak nie masz co robic to ewentualnie mozesz isc, ale musisz sie bardzo nudzic by to zrobic.

NEXUS6

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 2878
  • MISTYK WYSTYGŁ, WYNIK: CYNIK
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1433 dnia: Lutego 09, 2008, 02:03:06 pm »
Cytuj
Cytuj
He, kazdy wiedzial! Ale darowanemu koniu nie zaglada sie pod ogon...czy jakos tak...

 ;D ;D ;D

Znaczy, że trafił Ci się gratisowy seans?
Mhm. W tym kinie, w ktorym bylem, jak sie przejdzie przez wejscie, to juz mozna siedziec ile sie chce i wchodzic na rozne filmy, na roznych ekranach. Mialbym placic za takie badziewie? W zyciu! 8-)

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16128
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1434 dnia: Lutego 09, 2008, 02:49:51 pm »
Cytuj
A' propos płacenia za bilety:

MULDER:   (loudly)   That's it, Scully, I can't take it anymore.
 
SCULLY:    Shh, Mulder, sit down.
 
(...)
 
SCULLY: Mulder, be quiet.
 
MULDER: I want my money back.
 
SCULLY: It's a premiere, Mulder, we didn't pay.

 ;D ;D ;D


Cytuj
W kinach ostatnio pokazywano film "Jestem Legendą" z Willem Smithem. Akurat byłem chory, więc nie poszedłem. Czy ktoś z was to widział?

Punkt wyjściowy jest ciekawy - mamy do czynienia z "ostatnim człowiekiem na ziemi", który mieszka w Nowym Jorku. Pomysł ten kojarzy się bardzo wyraźnie z książką Herberta Rosendorfera "Wielkie solo Antona L." (bardzo ciekawa, polecam) i jest bardzo obiecujący.

Przeczytałem właśnie recenzję i mój entuzjazm jednak trochę osłabł :(. Okazało się, że oprócz ostatniego człowieka są jeszcze zombie  :'(. Zdaniem autora tekstu im bliżej końca tym robi się gorzej, przeczytajcie zresztą sami.

Film jest oparty na już dwukrotnie wcześniej ekranizowanej powieści znanego autora s.f. Richarda Mathesona ( to akurat cytat z ww. recenzji).


Przed chwilą sprawdziłem, grają to u mnie w kinie jeszcze jutro i we wtorek, więc może pójdę. Czy ktoś z Was może mi go polecić bądź odradzić?

Richard Matheson był raczej twórcą (b. ambitnych jak na ten gatunek) horrorów, a jego poweść choć poruszająca w warstwie psychologicznej (jako studium kompletnego osamotnienia), nie jest de facto SF choć pojawiajace się w niej ni to wampiry, ni to zombie są pseudonaukowo "uzasadnione".

Rzeczona powieść posłużyła też jako inspiracja do słynnej "Nocy żywych trupów". (Tak, stare to jest ;).)

A film odradzam... Jeśli masz ochotę zapoznać się z tą historią, ksiażka będzie znacznie mądrzejszym wyborem.

ps. jeszcze jedna recenzja, też nie chwalą.
« Ostatnia zmiana: Lutego 09, 2008, 03:20:14 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16128
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1435 dnia: Lutego 09, 2008, 02:55:34 pm »
Cytuj
Opis sie zgadza. Im dluzej trwa film tym sie robi gorszy i z ciekawego pomyslu wpadaja znowu w tysieczny film o zombi. Jak nie masz co robic to ewentualnie mozesz isc, ale musisz sie bardzo nudzic by to zrobic.

Przy czym jest to ekranizacja pierwszej (i najlepszej) z zombicznych ;) historii... Swoją drogą kiepsko z tym Hollywood skoro nie dość, że klasykę bezlitośnie eksploatuje, to jeszcze robi to kiepsko...

(Choć pewien plus tego stanu jest - z okazji premier owa klasyka jest wznawiana...)

Cytuj
Mialbym placic za takie badziewie? W zyciu! 8-)

A to rozumiem :). Oby więcej ludzi tak myślało, to może dostawcy tandety będą zmuszeni pójść po rozum do głów...
« Ostatnia zmiana: Lutego 09, 2008, 02:56:41 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

WIST

  • Juror
  • Junior Member
  • *****
  • Wiadomości: 52
  • I Love YaBB 2!
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1436 dnia: Lutego 10, 2008, 01:47:54 am »
Q
Ciekawe jest to co piszesz o Rodenberrym. Cóż, nieraz chcielibyśmy zobaczyć więcej ale musielibyśmy zapłacić za film dodatkowo, a i nie zawsze moźliwości praktyczne pozwalały.
Co do kosmitów to co by nie pokazali to i tak nie wiemy czy oni gdzieś tam są, oraz jacy są, zatem czy potworki, czy humanoidy zawsze to rzecz naszej wyobraźni. Cóż, humanoidy z którymi można się dogadać, większość ma oczy, mówi, je, nawet tak samo się rozmnarza. W gruncie rzeczy to zykła nasza codzienność została przeniesiona na ekran, dodano tylko szpiczaste uszy, oraz oprawę przyszłości. Natomiast sama wizja jest ciekawa, szczególnie że jak już pisałem stworzono całą fikcyjną rzeczywitość (społeczeństwo, relacje, historie, osiągnięcia), a pokazano w zasadzie pare statków na ekranie, czasem planetę, bitwę itd. Z perspektywy jednego okrętu można było wysnuć cała rzeczywitość przyszłości i to na przestrzeni setek lat. To już coś.

Co do Astronautów to jeśli chodzi o mnie nic nowego nie pokazuje mi ta opowieść. Nie żebym był jakiś rewelacyjny, poprostu żyje w innych czasach. Nie wiem też jaki był poziom wiedzy ludzi lat 50tych naszego wieku, ale mogę domniemywać że nieliczni rozumieli różne aspekty techniki różnych dziedziń. Jeśli technika była dla nich pewną tajemnicą, to była to zapewne interesująca książka, bo w gruncie rzeczy fikcja została oparta na tym co realne, opisie działania reaktora atomowego, relacji o meteorycie tunguskim, zapewne wzbudzającej ciekawość koncepcji lotów w kosmos, a także życia poza Ziemią. Dzisiejsza fikcja ma to do siebie że jeśli już zabiera się za nią nauka to jedynie spekuluje że to może działać. Lem przy okazji troche edukował. I ostatecznie pokazał że od 6 lat ludzkośc ma broń która może spowodować to samo co spotkało naszych niedoszłych najeżdzców.

Co do BSG to tak, ale jakbym miał czekać na tv to bym się nie doczekał zobaczenia tego co dalej stanie się z bohaterami. Właśnie mną najbardziej wstrząsnęło gdy zabił żonę. Też zaskoczyło kto okazało się pod koniec cylonem... ale jak napisałeś wydaje się że oni wiedzą komu chcą dochować wierności, a kto jest ich wrogiem. W sumie to ciekawa kwestia bo pokazuje że można dokonać wyboru po której stronie chce się być, choć z drugiej strony bycie "ludzmi" przez taki długi czas, to co przeżyli odcisnęło na nich swoje piętno.

Miesław
Co do zmeczenia materiału to ST Voyager pamiętam jako ten dośc długi bo zdaje się 7 sezonów. A jakby chcieli to by mogli jeszcze kręcić bo im tam jeszcze troche lat świetlnych zostało, ale dobrze że skończyli i to dośc spektakularnie.

Ja nie twierdze że ilość nad jakość... tylko przeciwstawiam się tym że jak katarynki ludzie tak szczycą się jakością. Poniżej pewnej granicy gdy ilośc ogranicza jakość, bo cóż z tego że film jest świetny skoro szybko się kończy. Ja wskazuje na potrzebe właściwych proporcji ilości i jakości, bo są one od siebie uzależnione.
Tworzyć dużo przy założeniu pewnej jakości. Nikt nie będzie oglądać czegoś co jest masowo mu podawane, ale zwykle nudne. Przynajmniej ja nie.

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16128
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1437 dnia: Lutego 10, 2008, 12:24:07 pm »
Cytuj
Ciekawe jest to co piszesz o Rodenberrym. Cóż, nieraz chcielibyśmy zobaczyć więcej ale musielibyśmy zapłacić za film dodatkowo, a i nie zawsze moźliwości praktyczne pozwalały.

Z drugiej strony - dwa lata po premierze "Star Treka" nie pożałowano pieniędzy na "2001 Odyseję Kosmiczną" i efekt był imponujący. Czasem warto.

Cytuj
Co do kosmitów to co by nie pokazali to i tak nie wiemy czy oni gdzieś tam są, oraz jacy są, zatem czy potworki, czy humanoidy zawsze to rzecz naszej wyobraźni.

Zgoda. Tyle, że powtórzenie się tej samej drogi ewolucyjnej na innej planecie jest skrajnie nieprawdopodobne. A już identyczna powtórka na setkach czy tysiącach planet to wręcz bajka. (Zresztą porównajmy to z literacką SF tej epoki choćby ze "Szpitalem Kosmicznym", "Misją grawitacyjną", dowolną powieścią Heinleina czy... "Edenem" - nigdzie tam humanoidów nie uświadczysz...)

Cytuj
Cóż, humanoidy z którymi można się dogadać, większość ma oczy, mówi, je, nawet tak samo się rozmnarza. W gruncie rzeczy to zykła nasza codzienność została przeniesiona na ekran, dodano tylko szpiczaste uszy, oraz oprawę przyszłości. Natomiast sama wizja jest ciekawa, szczególnie że jak już pisałem stworzono całą fikcyjną rzeczywitość (społeczeństwo, relacje, historie, osiągnięcia), a pokazano w zasadzie pare statków na ekranie, czasem planetę, bitwę itd. Z perspektywy jednego okrętu można było wysnuć cała rzeczywitość przyszłości i to na przestrzeni setek lat. To już coś.

Zgoda, tyle, że takie fikcyjne człekopodobne gatunki na pełnym rozmachu tle to raczej domena fantasy, nie SF. Wystarczy wspomnieć Tolkiena... (Choć w SF jest jeden wyjątek od tej zasady - cykl haiński Le Guin.)

Cytuj
Co do Astronautów to jeśli chodzi o mnie nic nowego nie pokazuje mi ta opowieść. Nie żebym był jakiś rewelacyjny, poprostu żyje w innych czasach. Nie wiem też jaki był poziom wiedzy ludzi lat 50tych naszego wieku, ale mogę domniemywać że nieliczni rozumieli różne aspekty techniki różnych dziedziń. Jeśli technika była dla nich pewną tajemnicą, to była to zapewne interesująca książka, bo w gruncie rzeczy fikcja została oparta na tym co realne, opisie działania reaktora atomowego, relacji o meteorycie tunguskim, zapewne wzbudzającej ciekawość koncepcji lotów w kosmos, a także życia poza Ziemią. Dzisiejsza fikcja ma to do siebie że jeśli już zabiera się za nią nauka to jedynie spekuluje że to może działać. Lem przy okazji troche edukował. I ostatecznie pokazał że od 6 lat ludzkośc ma broń która może spowodować to samo co spotkało naszych niedoszłych najeżdzców.

Owszem. Powieść ta postarzała się prawie jak powieści Verne'a, ale na przykład ja lubię czytać klasykę, i odnajdywać w niej to co nie uległo upływowi czasu.

Teraz zachęcam Cię do lektury "Edenu", mniej się postarzał ;).

(BTW: naukowo-technologiczny realizm to dla mnie w sumie element konieczny SF. W końcu nazwa zobowiązuje.)

Cytuj
Co do BSG to tak, ale jakbym miał czekać na tv to bym się nie doczekał zobaczenia tego co dalej stanie się z bohaterami. Właśnie mną najbardziej wstrząsnęło gdy zabił żonę. Też zaskoczyło kto okazało się pod koniec cylonem... ale jak napisałeś wydaje się że oni wiedzą komu chcą dochować wierności, a kto jest ich wrogiem. W sumie to ciekawa kwestia bo pokazuje że można dokonać wyboru po której stronie chce się być, choć z drugiej strony bycie "ludzmi" przez taki długi czas, to co przeżyli odcisnęło na nich swoje piętno.

I tu wkraczamy w obszar "cienkiej granicy człowiek/maszyna", ulubionego tematu Dicka... Swoją drogą ciekaw jestem jak twórcy wybrną z kwestii religijności Cylonów, bez popadania w bełkot...

Zresztą nowa "BattleStar Galactica" to dość dziwny serial - z jednej strony posiada "dopieszczone" tło technologiczne w największym stopniu z dotychczasowych seriali SF, z drugiej jednak, ten aspekt techniczny robi wyłącznie za tło ustępując opowieści o ludziach. Nazbyt często opowieści o "ziemskich" problemach na kosmicznym tle... Momentami dość "mydlanej" proweniancji...

Cytuj
Co do zmeczenia materiału to ST Voyager pamiętam jako ten dośc długi bo zdaje się 7 sezonów. A jakby chcieli to by mogli jeszcze kręcić bo im tam jeszcze troche lat świetlnych zostało, ale dobrze że skończyli i to dośc spektakularnie.

O tak. To "cudo" zasługiwało na szybki koniec.

Cytuj
Ja nie twierdze że ilość nad jakość... tylko przeciwstawiam się tym że jak katarynki ludzie tak szczycą się jakością. Poniżej pewnej granicy gdy ilośc ogranicza jakość, bo cóż z tego że film jest świetny skoro szybko się kończy. Ja wskazuje na potrzebe właściwych proporcji ilości i jakości, bo są one od siebie uzależnione.
Tworzyć dużo przy założeniu pewnej jakości. Nikt nie będzie oglądać czegoś co jest masowo mu podawane, ale zwykle nudne. Przynajmniej ja nie.

Cóż. Filmy kończą się znacznie szybciej od seriali, a przecie znacznie wiecej jest arcydzieł filmowych niż seriali mogących pretendowac do miana - tylko - przyzwoitych. Czyli mniejsza ilość jakby bardziej sprzyja jakości...

Ale cieszę, się, ze przyznajesz, że jakość jest jednak od ilości ważniejsza :).
« Ostatnia zmiana: Lutego 10, 2008, 12:40:27 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

WIST

  • Juror
  • Junior Member
  • *****
  • Wiadomości: 52
  • I Love YaBB 2!
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1438 dnia: Lutego 12, 2008, 02:14:46 am »
Tak, choć czy nie ma na to wpływ fakt że Star Trek to serial czyli czasowo o wiele dłuższy i na ile jego finansowanie przez wytwórnie na potrzeby telewizji pozwala jednak zastosować wybitne rozwiązania? Kino musi zarobić, a serial puszczany w tv jest finansowany jakoby przez widziów.

Jeśli ktoś nie zasiał wcześniej tego życia lub nie zaistniały jakieś inne tego typu zjawiska, to nie zamierzam się spierać co do tak wilekich podobieństw istot żywych. Nie równoważy tego też od czasu do czasu pokazywanie się dziwnych istot z energii, czy zyjących w kosmosie. Natomiast nadal myśle że zachowanie kosmitów jest jednak dość ludzkie, co do pewnych granic ma dla mnie sens (potrzeba przetrwania wymaga agresji, emocji itp. itd.), ale tylko do pewnych.

W pewnym stopniu SF i fantasy są chyba podobne i  można je pomylić, ale nie daltego że granice są tak niewyrażne, ale brak u zwykłych ludzi jednolitej definicji słowa, ja też nie powiem abym nie miał z tym problemu, choć nie powiem aby Tolkien był twórcą SF.

Co do Verna i Lema to myśle że potrafie się wczuć w to co autor opisuje i patrze na te łodzie podwodne, czy misje na Wenus z perspketywy czasów które są opisane, nie ze swojej. Jestem jakby tym XIX iweczny człowiekiem i ja widze rzeczy które dziwią choć może nie tak bardzo bo to jest wiek takich właśnie cudów.

Eden powiadasz, zatem coś się zapoznam z nim aby nie być całkowitym ignorantem.

Religijnośc cylonów tak na pierwszy rzut oka sugeruje jak bardzo podobni ludziom oni są. To już nie maszyny, ale istoty które są samodzielne, zdolne do tego do czego nie byli zaprogramowani. Chyba ze z perspektywy akcji cylonom objawił się Bóg.
Ci ludzie nie różnią się od nas, tak jak my mamy samoloty i wachadłowce kosmiczne, któych nie mieli ludzie w XVIII wieku, tak i oni mają technike o wiele wyższą niż nasza, ale cały czas to są ci sami ludzie.

Może się myle, ale może też troche się nie rozumiemy. Ja uważam że ilość czy jako długoś trwania, czy jako ilośc ciekawostek, pomysłów itp. jest ważna bo każdy scenariusz musi być rozłożony w czasie. Czy tą samą jakość będzie miał film (scenariusz, postacie, sceny) trwający 30 minut, 60 i 240? Nie chodzi tutaj tylko o ST Voyager który był długi i może za długi, ale o to że to wszystko można było ująć w mniejszej ilości sezonów. Nadal to nie musiała być rewelacja, ale czy nie było by to mniej męczące, oraz nie wymagało innych rozwiązań, a dzięki nim może lepije by się zapisał w pamięci?
W skrócie - nie ma jakości bez ilości i nie ma ilości bez jakości. Film musi interesować i ileś trwać, oraz coś zawierać w sobie. Jeśli trwa za długo/za krótko, albo jest nudny/lub zawiera za dużo akcji i wątków może być nieudany. A jeśli film ma świetny scenariusz ale rozwleka się na długość i trwa i trwa? Mówimy o jakości, ale odgórnie uznajemy że jest jakiś limit ilości. A te dwa czynniki ja widze jako powiązane ze sobą i nie można ich rozerwać. Gdy stworzymy serial o ciekawym scenariuszu jak Space... to jak już widać po niejdenj rozmie jest żal że tak krótko trwał... co z tego wynika? że przy zachowaniu jakości dłużysz czas trwania, jeszcze jeden choć sezon miałby wielki znaczenie. Iloś ma w tym sensie znaczenie.

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16128
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1439 dnia: Lutego 12, 2008, 11:20:10 am »
Cytuj
Kino musi zarobić, a serial puszczany w tv jest finansowany jakoby przez widziów.

Raczej reklamodawców...

Cytuj
Jeśli ktoś nie zasiał wcześniej tego życia lub nie zaistniały jakieś inne tego typu zjawiska, to nie zamierzam się spierać co do tak wilekich podobieństw istot żywych. Nie równoważy tego też od czasu do czasu pokazywanie się dziwnych istot z energii, czy zyjących w kosmosie.

Czyli zgadzamy się, że była to bzdura wynikła w technicznych konieczności, czego świadomość mieli sami twórcy i dlatego co i rusz wspominali a to o gatunku siejącym życie na innych planetach, a to znów o porywającym ludzi z Ziemi i zasiedlającym nimi obce światy (do granic autoparodii pociągnęli ten schemat twórcy serialu "Star Gate"

(Inna rzecz, że część tych niehumanoidalnych form życia jest nie mniej podejrzana z naukowego punktu widzenia.)

Cytuj
Natomiast nadal myśle że zachowanie kosmitów jest jednak dość ludzkie, co do pewnych granic ma dla mnie sens (potrzeba przetrwania wymaga agresji, emocji itp. itd.), ale tylko do pewnych.

Owszem, można sądzić, że na jakimś najbardziej podstawowym poziomie wszelkie formy żywe muszą być do siebie podobne.

Cytuj
W pewnym stopniu SF i fantasy są chyba podobne i  można je pomylić, ale nie daltego że granice są tak niewyrażne, ale brak u zwykłych ludzi jednolitej definicji słowa, ja też nie powiem abym nie miał z tym problemu, choć nie powiem aby Tolkien był twórcą SF.

Granica czasem bywa niewyraźna, a mianowicie wtedy gdy twórcy czegoś co z założenia miało być SF rezygnują z naukowego prawdopodobieństwa, a zamiast tego serwują "fantastykę w stanie czystym", w której praktycznei wszystko co wymysli autor jest możliwe... W tym sensie "Star Trek" często niebezpiecznei zbliza się do fantasy...

Cytuj
Co do Verna i Lema to myśle że potrafie się wczuć w to co autor opisuje i patrze na te łodzie podwodne, czy misje na Wenus z perspketywy czasów które są opisane, nie ze swojej. Jestem jakby tym XIX iweczny człowiekiem i ja widze rzeczy które dziwią choć może nie tak bardzo bo to jest wiek takich właśnie cudów.

I tak właśnie należy próbować patrze na te utwory. Z perspektywy czasów, w których powstały.

Cytuj
Eden powiadasz, zatem coś się zapoznam z nim aby nie być całkowitym ignorantem.

A potem, mam nadzieję, podzielisz sie swymi refleksajmi w stosownym wątku "Akademii Lemologicznej"...

Cytuj
Religijnośc cylonów tak na pierwszy rzut oka sugeruje jak bardzo podobni ludziom oni są. To już nie maszyny, ale istoty które są samodzielne, zdolne do tego do czego nie byli zaprogramowani. Chyba ze z perspektywy akcji cylonom objawił się Bóg.

Że humanoidalni Cyloni są chodzącym pytaniem o to czy da się nakreślić granicę człowiek/odpowiednio-rozwinięta-maszyna tłumaczyć mi nie trzeba. Że maja samoświadomość i że autoewoluują wynika z samej fabuły... Ale objawienia itp. cuda to już nie pasuje do science fiction. (No chyba, że się okaże, że religia Cylonów to jakiś "wirus komputerowy", który się między nimi rozprzestrzenił, jakaś manifestacja zbiorowej świadomości Cylonów czy coś w ten deseń... Albo też... okaże się, że Cyloni wyewoluowali wyżej od ludzi i są im dostępne głębsze zagatki bytu.)

Cytuj
Ci ludzie nie różnią się od nas, tak jak my mamy samoloty i wachadłowce kosmiczne, któych nie mieli ludzie w XVIII wieku, tak i oni mają technike o wiele wyższą niż nasza, ale cały czas to są ci sami ludzie.

Ależ wiem, że to ci sami ludzie. Zwróciłem tylko uwagę na fakt, że w aktualnej wersji "Battlestar Galactica" jest tak dużo o ludziach, a prawie nie ma elementu "science"...

Cytuj
W skrócie - nie ma jakości bez ilości i nie ma ilości bez jakości. Film musi interesować i ileś trwać, oraz coś zawierać w sobie. Jeśli trwa za długo/za krótko, albo jest nudny/lub zawiera za dużo akcji i wątków może być nieudany. A jeśli film ma świetny scenariusz ale rozwleka się na długość i trwa i trwa? Mówimy o jakości, ale odgórnie uznajemy że jest jakiś limit ilości. A te dwa czynniki ja widze jako powiązane ze sobą i nie można ich rozerwać. Gdy stworzymy serial o ciekawym scenariuszu jak Space... to jak już widać po niejdenj rozmie jest żal że tak krótko trwał... co z tego wynika? że przy zachowaniu jakości dłużysz czas trwania, jeszcze jeden choć sezon miałby wielki znaczenie. Iloś ma w tym sensie znaczenie.

Powiem tak - jeśli coś jet w stanie być i długie i świetne to tylko się ucieszę, natomiast nie ma sensu przedłużać na siłę dobyh historii, jeśli będzie się to wiązać ze spadkiem ich jakości (tzw. dłużyzny, brak nowych dobrych pomysłów).

Jeszcze bardziej zaś nie ma sensu kontynuować historii słabych i głupich... (Bo sam fakt, że powstały jest wystarczająco przykry.)
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki