Autor Wątek: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia  (Przeczytany 1364347 razy)

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16101
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1905 dnia: Stycznia 27, 2012, 06:48:15 pm »
The Thing 2.

Pan Ron Moore to nakręcił, od "Battlestarów..." nowych itepe.

Chocby jako ciekawostke mozna obejrzec w wolnej chwili.

I pomyśleć, że dziś jest to chyba jedyna rekomendacja pozytywna jaką da się dać jeszcze filmowi SF...
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

NEXUS6

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 2878
  • MISTYK WYSTYGŁ, WYNIK: CYNIK
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1906 dnia: Stycznia 27, 2012, 09:39:25 pm »
Co zrobic? Jak sie nie ma co sie lubi...
Obejrzalem tez ostatnio "Dom Zly". Nie jest to SF, ale przynajmniej naprawde dobry. Brudny, ciezki, deszczowo-zimowy, ociekajacy PRL-em i duszny od oparow wodki... w sam raz na niedzielny, familijny poranek  ???

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16101
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1907 dnia: Stycznia 29, 2012, 09:12:34 am »
Hmm... Zaraz na ekrany wchodzi ten "Prometeusz" Scotta, z którym - prawdę mówiąc - większych nadziei nie wiążę (ale jak zobaczę, że zachwalacie, who konws...), a w listopadzie ma mieć polską premierę "Gravity" Alfonso Cuaróna (tego od "Ludzkich dzieci" m.in.), teaser wygląda całkiem przyzwoicie (poza tym 3D):

Może się skuszę...

O istnieniu "Gravity" dowiedziałem się zresztą z bloga faceta, który b. zachwala też "Melancholię" von Triera:
http://www.swiatkowski.net/index.php?option=com_content&task=view&id=92&Itemid=38
Oglądał ktoś? Faktycznie taka dobra? Krytycy podobno też b. chwalili...

ps. tenże sam bloger o "Moon":
http://www.swiatkowski.net/index.php?option=com_content&task=view&id=84&Itemid=38
i trailer "Melancholii":
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

wiesiol

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 1014
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1908 dnia: Stycznia 29, 2012, 11:10:32 am »
Co by tu ci doradzić Q?"Melancholię" trzeba obejrzeć choćby z względu na zdjęcia ale nie jest to S.F.w całym slowa tego znaczenia napewno.Wątek katastrofy jest tylko pretekstem do obserwacji, nas ludzi.Temat stary jak świat,mi np. kojarzy się z przesłaniem płyty Pink Floyd D.S.O.T.M.Jest tu wszystko jak to u Larsa von Tiera piękne zdjęcia,czasami bardzo mroczne,jest odsłonięcie naszych ludzkich ułomności itd.,jest tez szaleństwo(w którym jak się okazuje jest też metoda).To napisalem w nawiasie bo jak zwykle nie mogę się obyc od sarkazmu.Obejrzyj Q , ja ten film oglądałem już z 4 miechy temu a jak wiadomo dyskusję o filmie najlepiej prowadzić na gorąco.Co nie znaczy,że jak go obejrzysz to sobie nie podyskutujemy ;)
jak się mać skoro tego nikt nie pamięta

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16101
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1909 dnia: Lutego 07, 2012, 01:43:01 pm »
Co zrobic? Jak sie nie ma co sie lubi...

Co ciekawe, o stan, na który tu narzekamy, na Zachodzie oskarża się dość powszechnie... Lucasa i jego "Gwiezdne wojny" (sic!), kilka linków w roli dowodu:
http://flcenterlitarts.wordpress.com/2011/07/25/the-amazing-superiority-of-literary-science-fiction/
http://www.nerve.com/movies/five-ways-emstar-wars-em-hurt-science-fiction
http://morfablog.com/pethau/archif/001264.html
http://www.sfwriter.com/2008/02/rob-sawyer-sf-lecture-on-tvontario.html
http://www.tor.com/blogs/2011/04/where-are-the-brainy-non-violent-sf-films
http://www.irosf.com/q/zine/article/10279
http://en.wikipedia.org/wiki/Cultural_impact_of_Star_Wars

Sednem oskarżenia jest fakt, że "SW" odchodziły od właściwego ekranowej SF - conajmniej od czasów "Zakazanej planety" i "Odysei kosmicznej" - (miłego lemowcom) rozfilozofowania oraz od tendencji realistycznych w SF (które ostatnio nieśmiało wracają, wraz z "Moonem"), w kierunku barwnej, efektownej, nastawionej głównie na zarobek twórców, bezprestensjonalnej bajki, nie pretendującej do, choćby śladowego, realizmu*.

Ponadto - odnosząc gigantyczny sukces finansowy - nie tylko uczyniły swoją wizję ekranowej fantastyki dominującą prawie niepodzielnie, ale i przekonały hollywoodzkich decydentów że film SF (i nie tylko SF), by odnieść komercyjny sukces, powinien bazować na efektach specjalnych, co zapoczątkowało erę blockbusterów. Wspomina o tym i ta świetna KMFowska analiza "Epizodu IV":
http://www.kmf.org.pl/fx/sw4menu.html
Jednym słowem: za Emmericha i Bay'a podziękujmy Lucasowi ;).


* no dobra, śladowy by się znalazł:
http://www.yourdiscovery.com/scienceofstarwars/
« Ostatnia zmiana: Lutego 07, 2012, 08:02:07 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16101
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1910 dnia: Lutego 09, 2012, 09:01:04 pm »
A oto moje kolejne "wykopaliska" (rzeczy nienowe, ale chyba na Forum nie wspominane):

Lem (m.in.) w kwestii toalet w "ST" (z dat wynika, że było to przed epigońskim g*wnem pt. "ST - VOY", gdzie te toalety jednak wystąpiły i nawet ogonek czekających przed jedną z nielicznych czynnych po awarii tytułowego korabia):

"Star Trek" człekokształtny i rysowany: wszyscy w bluzkach kolorowych; których nigdy prać nie trza (jakoż i nie piorą), nikt do wychodka nie musi (jakoż i nie chodzą), guziki naciskają i straśne różne potwory ogniorzygne ich atakują*, ale nic nie będzie, reżyser nie pozwoli, żyć musi i stałych dochodów potrzebuje i to mnie uspokaja, gdyż Knight Rider cały w ondulacjach przepiękniś, bez broni gangsterów załatwia, auto, z którym on rozmowy wiedzie, pędy w tę i we w tę.
http://m.onet.pl/wiadomosci/3331600,detal.html
(Cały felieton zresztą smaczny, z niego to pochodzą słynne słowa nt. Derridy.)

Le Guin o ekranizacjach "Ziemiomorza" (skoro Mistrz upierał się by traktować to jak SF, pasuje ;)):
http://www.slate.com/articles/arts/culturebox/2004/12/a_whitewashed_earthsea.html
http://www.ursulakleguin.com/GedoSenkiResponse.html
Na tej aktorskiej nie zostawiła suchej nitki...

ps. trailer tej animowanej:
Opowieści z Ziemiomorza - trailer
i piosenka z:
Gedo Senki- Insert Song (A Capella)


* z racji użycia wcześniej słowka "rysowany" zastanawiam się czy aby nie chodziło o smoka z tego odcinka:
http://en.memory-alpha.org/wiki/Once_Upon_a_Planet_%28episode%29
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 17, 2012, 02:59:54 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6897
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1911 dnia: Lutego 10, 2012, 04:55:07 pm »
Le Guin o ekranizacjach "Ziemiomorza" (skoro Mistrz upierał się by traktować to jak SF, pasuje ;)):
http://www.slate.com/articles/arts/culturebox/2004/12/a_whitewashed_earthsea.html
http://www.ursulakleguin.com/GedoSenkiResponse.html
Na tej aktorskiej nie zostawiła suchej nitki...

ps. trailer tej animowanej:

i piosenka z:


Tak się składa, że dzięki TVP Kultura zobaczyłam kilka filmów studia Ghibli.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Studio_Ghibli

Akurat Opowieści z Ziemiomorza nie są moim ulubionym filmem - może rzeczywiście przyczyna tkwi - o czym i Orszulka -  w zmianie reżysera? Niestety nie widziałam chwalonego przez Le Guin Mojego sąsiada Totoro, ale moim faworytem jest Ruchomy zamek Hauru.

http://www.filmweb.pl/Ruchomy.Zamek.Hauru

Nie wiem jak to uzasadnić, bo nie przepadam za fantasy w parze z anime, ale zamek się obronił...sapiąc, dysząc i tocząc się przez całą opowieść:)

P.S. Nex rzeczywiście Dom zły jest całkiem dobry i  mocny - Więckiewicz (który grał w tym filmie) zagrał też - może w mniej brudnym i mrocznym obrazie Grega Zglińskiego pt. Wymyk. Myślę, że wśród innych polskich "kiszek" na ten też warto rzucić okiem.
Mężczyźni godzą się z faktami. Kobiety z niektórymi faktami nie chcą się pogodzić. Mówią dalej „nie”, nawet jeśli już nic oprócz „tak” powiedzieć nie można.
S.Lem, "Rozprawa"
Bywa odwrotnie;)

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16101
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1912 dnia: Lutego 10, 2012, 05:25:08 pm »
zobaczyłam kilka filmów studia Ghibli

Pamiętam, że gdy zobaczyłem "Księżniczkę Mononoke" starszego z Miyazakich (taki sobie film, acz owszem b. sympatyczny) miałem silne skojarzenia z filozofią utworów Le Guin (biorące się zapewne z taoistycznych korzeni jej filozofii, rzecz oczywista).

Jestem więc ciekaw czy ta "Księżniczka..." należy do w/w kilku filmów i jak ją znajdujesz?

ps. oglądając myślałem zresztą, że "... Mononoke" to fantasy czysta, osadzona w jakimś kolejnym Neverlandzie, a wyczytałem potem, że realia historyczne (i mitologiczne) są dość konkretne...
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6897
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1913 dnia: Lutego 10, 2012, 10:53:30 pm »
Nie, Księżniczka nie należy do tych kilku. Widziałam za to - chyba podobny w wymowie -  Szopy w natarciu. Nie zrobił go jednak Miyazaki i da się to odczuć.

Natomiast z pewnymi realiami historycznymi jest także Szkarłatny pilot - podobno np. samoloty mają swoje konkretne odpowiedniki.
Mam wrażenie, że fabuły w tych filmach są schematyczne, proste. Być może sposób podania czyni je oglądalnymi. W Zamku jest podobnie - nihil novi: dziewczyna, chłopak (czarodziej - sic!;) ), wojna, klątwy, miłość itd...ale jest ten kurzołapkowy zamek, są drzwi, które otwierają się na nieoczekiwane miejsca - po prostu pachnie bajką z dzieciństwa:)

http://www.youtube.com/watch?v=RM2i3KjitUw

SF? Nie, chyba żaden z tych filmów. Generalnie: fantasy wsparta japońską kulturą.
Mężczyźni godzą się z faktami. Kobiety z niektórymi faktami nie chcą się pogodzić. Mówią dalej „nie”, nawet jeśli już nic oprócz „tak” powiedzieć nie można.
S.Lem, "Rozprawa"
Bywa odwrotnie;)

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16101
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1914 dnia: Lutego 16, 2012, 10:45:51 pm »
Blog o kręceniu "Moon":
http://www.gavinrothery.com/they-never-went-to-the-moon/
Kręcą mnie takie szczegóły ;).



Edit: to zaś efekt sieciowej archeologii - okołomatrixowe refleksje Toeplitza sprzed lat:
http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/wscieklosc
(Tak, NEX, znam biografię KTT ;).)
« Ostatnia zmiana: Lutego 23, 2012, 10:10:48 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16101
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1915 dnia: Lutego 20, 2012, 01:01:44 pm »
Obejrzałem "Przenicowany świat", obie części.

Jest to przyklad ćwiczenia: "jak nakręcić w miarę wierną adaptację, by była maksymalnie niewierna". To znaczy: reżyser przedstawia znana z oryginału sekwencję zdarzeń, w taki sposób jednak, by położyć akcent na akcję i wizualia, nie na warstwę ideową, przez co otrzymujemy coś pomiędzy "Equilibrium", gdzie totalitaryzm też rozsadzano kopniakami, a najnowszym kinowym "Star Trekiem", gdzie również pewien młody mydłek robił za kosmonautę.
Co można pochwalić? Półgębkiem warstwę wizualną: totalitaryzm Nieznanych Ojców ma swoją - nieco diunopodobną - estetykę, czyniącą wrażenie komiksowo-przerysowanej, ale zapadającą w pamięć. Rzecz kolejna: w większości ról drugoplanowych osadzono ludzi przeciętnej urody lub wręcz malowniczo brzydkich, miły chwyt w manierze kina francuskiego. Aha: bardzo fajna jest też aktorka osadzona w roli Rady, ma interesującą, nieco niepokojącą, urodę, tym silniej przykuwającą uwagę, że odległą od schematu hollywoodzkich lalek. Niewiele ma zresztą do zagrania, ale gra to całkiem dobrze.
Teraz o wpadkach: podstawową jest odtwórca głównej roli. Rozumiem, że i w oryginale to był dwudziestoletni chłopaczek, ale nie spodziewałem się typasa w stylu ni to młodego Kirka, ni to "Młodych wilków", mającego blond loczki i obnaszającego malowniczo postrzępiony podkoszulek. Wada druga: holilłudyzacja - akcja przed refleksją, jak wspominałem, walki toczone przez Maksyma nakręcone w matrixowej manierze (owszem, powieściowe możliwości naszego radzieckiego supermana dopuszczają taką formę ekranizacji, ale z możliwych sposobów niekoniecznie trzeba wybierać zaraz najbardziej sztampowy), dodano parę nieistotnych fabularnie sekwencji akcji (a to na pociąg, którym jadą Maksym i Gaj napadają - obszarpane w madmaxowym stylu i madmaxowatymi pojazdami dysponujące - Wyrodki, a to bohaterowie taranują cesarskim bombowcem jedną z wież). Nie wiadomo też po co reżyser z wszystkich drugoplanowych rotmistrzów i pułkowników zrobił jednego bohatera, który na koniec malowniczo ginie (uwaga!) przebity na wylot (!) metalowym drzewcem pułkowej chorągwi przez (umierającego!) Gaja. Skoro o Gaju mowa, postać ta zagrana jest w sposób przeszarżowany, cały czas wrzeszczy. Zresztą tam wszyscy wrzeszczą, jak nie ze sztucznie indukowanego entuzjazmu, to z bólu przy napromieniowaniu. To akurat, być może, ma pewien fabularny sens, ale stanowi wyzwanie dla uszu. Do tego pojedyncze sceny - rakieta Maksyma wygląda tandetnie jak komputerowe animacje z poststartrekowej "Andromedy", w dodatku ma z tyłu macki a'la matrixowe mątwy, które to macki malowniczo gubi, przy awaryjnym lądowaniu*. Dalej: Maksym wyskakujący z rakiety w samym podkoszulku (i spodniach), owszem to akurat wina oryginału, u Strugackich nawet w samych gaciach wyskoczył, ale wyglądało to arcygłupio. (Tak jak i głupio wyglądało potem, jeszcze szybsze niż w powieści zresztą gojenie się - teoretycznie - śmiertelnych ran naszego protagonisty). Idiotyczny jest Głowan wyglądający jak wyjęty w Piestrakowej "Wilczycy". Głupia i niepotrzebna była też scena przeżycia przez bohaterów atomowego wybuchu jak i następujące po niej ujęcie gigantycznego cmentarza wojskowego na spopielonej od nuklearnego wybuchu ziemi. Takie monumenty nie wyrastają w dzień-dwa i raczej nie na napromieniowanym pogorzelisku. (Choć rozumiem, że to symbol miał być...)
Ogólnie schemat goni schemat (w blockbusterowym tempie, bo to klasyczny blockbuster jest): jak totalitaryzm, to komiksowy, w stylu Warhammera 40.000, jak mutanci, to koniecznie a'la "Mad Max", jak walki to - bezaapelacyjnie - matrixowe, jak się Centrum wali, to na tle malowniczej cyfrowej panoramy, w jacksonowym stylu.
A jednak nie umiem tego filmu spisać na straty, nie wiem czy broni go jednak, obecna przecież, acz głęboko schowana, tematyka oryginału, czy przeszarżowana estetyka tubylczego reżimu jednak działa, ale nie umiem zdecydowanie powiedzieć "szkoda na ten film czasu", tak samo zresztą, jak nie jestem w stanie z czystym sumieniem go polecać. (Był zresztą od początku na przegranej pozycji - w kategorii filmów według Strugackich**, pechowo ;), istnieje już "Stalker".)

Trailer (cz. 2):

i fragment:

Niekoniecznie na zachętę ;)

ps. istotne jest bodaj jedno odstępstwo od oryginału - w powieści ostateczna racja jest po stronie Rudolfa - Wędrowca, w filmie w sumie zostaje on zrównany z tubylczymi socjotechnikami, a tryumfuje Maksym ze swoim młodzieńczym "jakoś to będzie"... (finalna dyskusja ideowa obu panów toczona jest przez nich, zgodnie z żałosnym patentem z "Andromedy" bodaj, gdy w powietrzu skikają, a po mordach się piorą...)


* z tym, że jest w tym lądowaniu coś fajnie edenowatego, a poprzedzająca je rozmowa z babcią przypomina jakoś "ziemski wstęp" do najsłynniejszej ekranizacji "Solaris" (wiadomo, symboliczna Mat' Rossija musi być...)

** szykuje się zresztą kolejny - nowa wersja "Trudno być bogiem":
http://www.filmz.ru/pub/1/12111_1.htm
« Ostatnia zmiana: Lutego 21, 2012, 07:02:29 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6897
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1916 dnia: Marca 06, 2012, 04:45:28 pm »
O istnieniu "Gravity" dowiedziałem się zresztą z bloga faceta, który b. zachwala też "Melancholię" von Triera:
http://www.swiatkowski.net/index.php?option=com_content&task=view&id=92&Itemid=38
Oglądał ktoś? Faktycznie taka dobra? Krytycy podobno też b. chwalili...
Przede wszystkim nie poleciłabym (jak chce Pan Recenzent) : dosłownie każdemu. Nie wiem czym mam zmierzyć czy Melancholia jest taka dobra?:) Jest inna. Po prostu.
Po pierwszych ( jak dla mnie kiczowatych ) minutach pomyślałam: i co? tak do końca, przez 2 h?;)
Jest też tak, jak chce Recenzent, ale jest też troszkę więcej. Parę luźnych skojarzeń filmowych:
- jest filmowa rozmowa z Tarkowskim. Poprzez obraz Bruegla Myśliwi na śniegu. Tarkowski używał tego obrazu w Solaris i Zwierciadle ) - uderzające. Myślę, że to zamierzone, zwłaszcza, że swój poprzedni film - Antychryst - von Trier dedykował Tarkowskiemu
- pierwsza część to dalszy dialog filmowy - zapomniana Dogma 95 i Festen Vinterberga - tzw. mocne kino familijne;) Jest tu krótkoplanówka Charlotte Rampling, która zagrała w tym samym roku u Lecha Majewskiego w Młynie i krzyżu. Plecie się to filmowo znowu przez Breugla i jego obraz Droga krzyżowa :)
- całość (jak dla mnie) podejmuje dyskusję z innym filmem Tarkowskiego - Ofiarowaniem.
Wbrew zachwytom nad rolą K. Dunst (która mnie momentami irytowała): z ciekawością śledziłam poczynania Charlotte Gainsbourg.

Jaka jest Melancholia? Jest niepokojąca. Swoiste: Memento mori - po prostu.




Mężczyźni godzą się z faktami. Kobiety z niektórymi faktami nie chcą się pogodzić. Mówią dalej „nie”, nawet jeśli już nic oprócz „tak” powiedzieć nie można.
S.Lem, "Rozprawa"
Bywa odwrotnie;)

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16101
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1917 dnia: Marca 06, 2012, 05:45:53 pm »
Dziekuję bardzo, ola, za tą polecankę zmotywowałaś mnie do obejrzenia :). Wygląda jednak, że (+/-) SFowo nie musi znaczyć: głupio i od sztancy.
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6897
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1918 dnia: Marca 08, 2012, 04:01:41 pm »
Proszę bardzo - tylko miast zapowiedzi, że zobaczysz - może po prostu zobacz;)
Uprzedzam - eSeFu w Melancholii tyle co w trailerze;) To jest zwykłe, ludzkie kino.

Ja zobaczyłam w końcu Ga, ga - chwałą bohaterom Szulkina i 33 sceny z życia Szumowskiej. Taka trylogia śmierci...śmierć całego gatunku, wybrańca w świetle jupiterów i zwykłego człeka pod kroplówką.

Szulkin: to jego tradycyjnie brudne kino, z Systemem, mediami, absurdem itd . Wg mnie końcówka nieco psuje całość - skąd nagle ta wiara w nowy wspaniały?
Tutaj mamy SF...w 33 scenach - wcale. Za to mamy łącznik w postaci młodszego Stuhra. Poza tym 33 wpisują się w ciąg o śmierci. Dla mnie to zaskakująco dobry film. Poniekąd plecie się z von Trierem i Dogmą - gra w nim Duńczyk - Gantzler: zahaczył o Dogmę w filmie Włoski dla początkujących.
I tak to:)
Mężczyźni godzą się z faktami. Kobiety z niektórymi faktami nie chcą się pogodzić. Mówią dalej „nie”, nawet jeśli już nic oprócz „tak” powiedzieć nie można.
S.Lem, "Rozprawa"
Bywa odwrotnie;)

Terminus

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 770
  • AST-Pm-105/044 Uniwersalny Naprawczy
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1919 dnia: Marca 08, 2012, 04:05:32 pm »
A propo filmu Szulkina, pozwolę sobie zauważyć że nadanie prostytutki imienia Once to próbka wyrafinowanego humoru (i szowinistyczne świństewko:) ).
pozdrawiam