Aleś Falcor temat strzelił, za takie coś to powinno sie kończyny po jednej wyrywać z przerwami co centymetr i bez znieczulenia.
Hm, może to co powiem będzie nazbyt uproszczone, ale sądzę, że mówiąc "poznanie świata przez wiarę" i "poznanie świata przez naukę" mówi sie o dwóch zupełnie róznych rzeczach. Zupełnie tak jak "skoczyć o tyczce" i "skoczyć po piwo". To co piszesz Hokopoko, że wiara była kiedyś nauką to jest tak jak powiedzieć, że wyścigi samochodowe są sportem wodnym - bo intensywnie bada się skutki przejechania z pełną prędkością przez zalany wodą tor. Nauka była (jest wciąż) używana przez wiarę dla jej potwierdzenia, ale tylko instrumentalnie i wybiórczo - do momentu, kiedy wyniki nie zaczną być w sprzeczności z prawdami objawionymi. Dokładnie tak zażywa nauki (jest to przykład skrajny) M. Giertych - wybierając spośród jej kartek te, które mu pasują. Tak, że nie sądzę, aby wiara umożliwiała w jakimkolwiek stopniu poznanie świata z definicji.
Zgadzam się natomiast, że umożliwia ona poznanie duszy ludzkiej - zarówno w sensie mistycznym, o ile ktoś czegoś takiego doznaje - jak i w sensie naukowym, bo badając wiarę można się wielu rzeczy o ludziach dowiedzieć.
Falcor, z tymi jaskiniami, to wiesz jak było, "spokojnie" się żyło do "spokojnej starości" - która konczyła się nagle i nieodwracalnie koło 20 roku życia, a jak ktoś miał 25 to był starcem-mędrcem. Jednak to życie w jaskiniach, choć odrobinę tylko "spokojniejsze" od życia pawiana czy goryla w stadzie tylko dlatego możliwe było, że dokonano kilku wynalazków (ogień, pięściak, siekiera, łuk...) a to raczej pierwociny nauki i doświadczenia niż wiary.
Hm, sam się zastanawiam nad spoiwem psychicznym, ideologicznym, religijnym (jak zwał tak zwał) tego wszystkiego. Niewątpliwie było niezbędne do wytworzenia cywilizacji, która z kolei w ogóle umożliwiała uprawianie naki w naszym tego słowa rozumieniu. Wiara w to, że jest jakieć continuum, a nie tylko moje życie. Faktem jest, że czytając jakąkolwiek historie nauki odnosi sie wrażenie, że ludzie kiedyś byli bardziej ideowi, dązyli do zrozumienia świata przez naukę. A dziś mówi się o takiej specjalizacji - ale w opisywaniu, a nie rozumieniu świata - że nikt już nie zbiera tego wszystkiego w całość. Podobno ostatnim człowiekiem, który objął w posiadanie całą naukę był Humboldt, ale on zmarł w połowie XIX w. Tak, że Twoje pytanie jest zasadne, skoro coraz więcej wiemy - ale nie wiemy po co nam to wszystko i co z tego wynika - oprócz kilku gadżetów. W zasadzie powinienem napisać, że wierzymy, że ktoś tam wie - bo nawet nie jesteśmy w stanie dojść do "koniuszka" obecnego stanu wiedzy w jakimś bardzo wyspecjalizowanym regionie, choćbyśmy chcieli - bo to dla przeciętnego człowieka zbyt trudne. Wpisuje sie w to założnie od dawna obecne w najbardziej "frontowych" dziedzinach (jak np. fizyka kwantowa) że broń Panie Boże starać się zrozumieć, chodzi tylko o opracowanie modelu teoretycznego zgodnego z doświadczeniem, ale uchowaj Boże sądzić, że ten model jest tożsamy z rzeczywistością.
Reasumując sądzę, że nasza rasa tego nie przeskoczy. Nie będzie czegoś trzeciego po wierze i nauce. Jedyne, co może nas czekać to wielki kataklizm, po którym albo ludzkość zacznie od zera i powtórzy się cykl, albo będą to jakieś mądrzejsze od nas pająki czy inne wrony, i wzniosą się ponad poziom wyznaczony możliwościami ludzi...