Też myslę, że następuje tu pewna przemienność w ludzkich postawach. Kiedyś może i była to przemienność sinusoidalna, ale dzisiaj już nie. Bo od nauki zbyt wiele w dzisiejszym świecie zależy. Będziemy więc pewnie mieć rozmaite odchylenia nurtów intelektualnych czy ideowych, ale gdyby nawet wszystkie metafizyki i medytacje połączyć, to i tak nie zastąpią one środków lokomocji, wymiany informacji, antybiotyków, przeszczepów, komputerów itd itp. A potęga umysłu jak na razie najdoskonalej przejawia się w nauce właśnie.
Ale przechodzę do meitum:
Maziek: doskonale rozumiem, co to jest eter. I dziwię Ci się, że Ty, stary chłop, nie możesz tego pojąć.
Eter to była hipoteza mająca na celu uzgodnić rozmaite dane obserwacyjne - ale również i poglądy uczonych. Definicyjnie miała to być substancja wypełniająca cały wszechświat i stanowiąca pewien nośnik dla rozmaitych fal. Coż do ciężkiej choroby jest tu niezrozumiałego? Że hipoteza okazała się błędna? A system Ptolemeuszowy rozumiesz? To też jest błędna hipoteza, a przecież od strony formalnej całkiem jasna. I każda teoria może być następnego dnia zastąpiona inną. Taka jest natura nauki.
Spin, kolor kwarków, ładunek elktryczny itd. to są właściwości. Właściwości specyficzne. Niestety, leniwi nauczyciele tłumaczą te właściwości poprzez obrazowanie, przez porównanie do czegoś znanego. A potem dzieci to zapamiętują i mają problemy. Spin to nie jest żadne kręcenie się! Spin jest niesprowadzalny do pojęć znanym dzieciom w szkole. Spin to właściwość cząstki, którą można zdefiniować jedynie przez oszadzenie tej cząstki w całym kontekście teorii. Sorry Winnetou. Gdy wiem, jak spin ma się do innych elementów, to rozumiem, co to jest spin. Reszta do
złego należy. I choćbyś nie wiem jak dokładnie opisał stół niewidomemu, to on i tak nie będzie wiedział co to jest, jeżeli stołu nie umieścisz w odpowiednim kontekście.
Elektron obiektem punktowym? A ja słyszałem, że to chmura prawdopodobieństwa... Element teorii powinien być rozparywany w specyfice swojej teorii. Rozumiesz jak to jest, że planety krążą dookoła Słońca? A przecież w teorii, w obliczeniach, przyjmuje się, że są to obiekty punktowe.
"Dryf kontynentów jest absolutnie nierozpoznawalny zmysłowo, ale całkowicie zrozumiały co do swoich skutków."
A czyż spin nie jest zrozumiały co do swoich skutków? Jest jak najbardziej! I to tak w teorii, jak i w praktyce, bo rozmaite obliczenia ściśle przekładają się na dane obserwacyjne. Więc w powyższym zdaniu nie jest prawdą, że dryf jest nierozpoznawalny zmysłowo: założę się, że to sobie obrazujesz. Ja zresztą też. I problem w tym, że tu moższ wyobrazić sobie dwie ścierające się płyty tektoniczne bez specjalnego zagłebiania się w teorię, a ze spinem ni cholery!
A stół to element teorii dnia codziennego. I jeżeli któregoś dnia zobaczę u siebie w pokoju stół operacyjny, to moja wiedza na temat stołu może zostać poddana poważnej weryfikacji...
A powyższe skłoniło mnie jeszcze do niejakigo zagłębienia się w naukową metodologię. Co niektórym mogą się te rozważania wydać abstrakcyjne, są to jednak bardzo poważne problema w naukowym poznaniu. I postaram się tu udowodnić, że nawet to, co Maziek doskonale rozumie, jest zbudowane na podstawach nie mniej chwiejnych niż spiny, kwarki czy flogistony...
Otóż jak Maziek zauważył, można zrozumieć skutki teorii dryfu. Mamy tu więc do czynienia z teorią przyczynowości. Tak tak, bo przyczynowość to nie jest żaden pewnik, to jest teoria. Że takie same przyczyny rodzą takie same skutki. Udowodnić się tego nie da inaczej jak przez obserwację, a jak zauważył Russell, pewien indyk z tego, że co dzień dają mu jeść wywnioskował, że tak już będzie zawsze. Aż któregoś dnia ucięto mu łeb. (W matematyce takim odpowiednikiem przyczynowości jest indukcja matematyczna, ale to już nie moja działka).
Ale najmocniej teoria przyczynowości jest eksploatowana w życiu codziennym i w rozumieniu właśnie "klasycznym". To jedna z podstaw zdroworozsądkowego rozumienia wszelkich procesów. A skoro jest to tylko teoria (poparta co prawda niezliczoną liczbą obserwacji), to ujmując rzecz ściśle naukowo, należy stwierdzić, że z tym rozumieniem to nigdy nic nie wiadomo...
Ale, Maziek, nie przejmuj się. W ostatnim Świecie Nauki jest notka na temat postępów prac teorii kosmologicznych. Nie pamiętam całości dokładnie, a gazety nie mam pod ręką, więc tak ogólnikowo. Chodzi o petlową teorię grawitacji (konkurentkę teorii superstrun). Symulacje pokazały, że używając do modelowania Continuum takich małych trójkącików (

) zwanych bodajże sympleksami mozna uzyskać wyniki zgodne z doświadczeniem. Jedyny problem w tym, że aby uzyskać zgodność z czterowymiarową czasoprzestrzenią, trzeba na wstępie założyć warunek przyczynowości właśnie. Wiec jak dobrze pójdzie, to juz niedługo przyczynowoć może się okazać immanentną cechą natury, więc i
rozumienie zostanie uratowane. Nie jestem tylko pewien, czy będzie Ci to rozwiązanie odpowiadać, bo żeby teorię pętlowej grawitacji
zrozumieć... no właśnie...