W Challengerze nastąpiło wydmuchanie usczelki pomiędzy segmentami kadłuba rakiety wspomagającej SRB na paliwo stałe. Płomień wydostał się szczelina pomiędzy segmentami i przepalił układ zasilania z głównego zbiornika wodór-tlen. Cały wodór natychmiast eksplodował.
Makabryczna róznica pomiędzy tymi wypadkami jest taka, że załoga Columbii zginęła prawdopodobnie w ułamku sekundy, zdaje się, że nie wiedzi nawet, że to nastąpi. Challenger rozpadł się i kabina spadała swobodnie do oceaenu. Po jej odnalezieniu stwierdzono, że częśc osobistych automatów ratunkowych (mała butla z powietrzem w razie problemów z podtrzymaniem atmosfery) została uruchomiona a czas w jakim z nich korzystano wyniósł od pół do bodaj trzech minut...
edit: Q - nie ma wielkiego znaczenia, że konstrukcja promów jest z lat 70-tych. Wiele samolotów ma resursy kilkudziesięcioletnie. W takich maszynach podstawą są procedury, przeglądy i remonty. Ilość oryginalnych (pierwotnych) części w obecnie latających promach pewnie asymptotycznie zbliża się do zera. Poszycie akurat badane było zawsze po każdym locie i wszystkie te płytki są wymieniane jeśli ich mocowanie lub stan tego wymaga.
Obie katastrofy były spowodowane zbiegiem wielu okoliczności, co spowodowało, że ich możliwość uszła uwadze testujęcych. W pierwszym przypadku była to niska temperatura (uszczelka zesztywniała) i bardzo długi czas ekspozycji na tą niska temperaturę. W drugim przypadku było to błędne załozenie, że lokalne uszkodzenie osłony termicznej nie będzie szkodliwe dla konstrukcji promu. Tymczasem plazma wdarła się do wnętrza płata i zmiękczyła dźwigar skrzydła, powodując asymetrię, która z kolei uniemożliwiła utrzymanie prawidłowego położenia wzgledem kierunku lotu - przy prędkości 16.000 km/h.