Witam, witam, witam, po świętach
Przepraszam szanowne grono za opóźnienie w odpowiedzi, niestety zaganiany byłem ostatnio strasznie. Ale do rzeczy.
Mówiąc o 14 wymiarze, nie mam na myśli alternatywnej rzeczywistości (chociaż właśnie przeszło mi przez myśl, iż może jedno i drugie mogą być jakoś powiązane). Chodzi mi o dalszą rozbudowę
obecnie znanych wymiarów, czyli 1,2 czy 3-ego. Matematycznie powiedziałoby się chyba, że jeśli przestrzeń trójwymiarowa jest opisywana trzema wymiarami (x,y,z) to np. pięciowymiarowa będzie opisywana pięcioma (x,y,z,w,v).
Uważam też że 14-ty wymiar (i nie tylko 14-ty) istnieje niezależnie od tego, czy my go sobie stworzymy. Tak samo jak istnieje wymiar 1, 2 czy 3-ci. Zakładając, że dopiero stwarzamy takowe wymiary, trzeci także mógłby nie istnieć, gdyż kto miałby go stworzyć (istoty dwuwymiarowe?). A jednak istnieje i to my przystosowaliśmy się do życia w nim, a nie odwrotnie.
Wydaje mi się też, że 14-ego wymiaru nie musimy szukać daleko. Ot (tak sobie myślę) nasz wszechświat zawiera ów 14 wymiarów, a to że my tego nie dostrzegamy to już inna sprawa. Tak samo istota dwuwymiarowa, sama z siebie, nie jest w stanie dostrzec, czy choćby sobie wyobrazić, trzeciego wymiaru.
Wydaje mi się jednak, że kiedyś będziemy w stanie ów dalsze wymiary zobaczyć, a może nawet w nich egzystować. Rzekłbym, iż dla nas
na razie nie ma świata poza trzema wymiarami. Człowiek już zdał sobie sprawę, iż może być więcej niż 3 wymiary i nawet jeśli jest to tylko hipoteza, to machina która ma wyjaśnić co i jak już ruszyła. Nie sądzę, aby postęp techniczny był czymś ograniczony (chociaż może i szkoda).
Nie wiem też czemu postrzeganie większej ilości wymiarów jest bezsensu? Nawet jeśli nie miało by to żadnego zastosowania praktycznego, to warto było by tego doświadczyć dla samej idei (tak jak z pływaniem żaglówką w dzisiejszych czasach).
Jest to jednak teoretyzowanie, zarówno z mojej jak i z przeciwnej strony. Może warto by więc po prostu przyjąć, że mamy odmienne co do danego tematu poglądy.
Ciekawe, że akurat ostatnio w wypożyczalni zastanawiałem się czy obejrzeć „Supernovą”. Teraz się skuszę
Dobrze, to tyle o wymiarach. Przejdźmy do rachunku prawdopodobieństwa
. Napisałem, iż jest on do bani, to by się wypadało wytłumaczyć. Otóż nie chodzi mi o same założenia danego rachunku, ale wprowadzane weń dane. Są one często dalekie od doskonałości (muszą takie być bo jesteśmy tylko ludźmi) i stąd dają marne wyniki. Jednym z najciekawszych przykładów jaki utkwił mi w pamięci jest pewien, zdaje się raport, z lat 70-tych mówiących, że zagrożenie ze strony elektrowni atomowych jest tak nikłe, że poważna awaria może wystąpić raz na 1000 lat (nie pamiętam dokładnie czy na 1000 czy na 1500 czy na 500, ale jakiś straszny był to przedział czasowy). Cóż, przy takim założeniu, uwzględniając Czarnobyl, to mamy spokój przez kolejne 1000 lat. Jakoś jednak mocno w to wątpię. Aha, nie jestem żadnym przeciwnikiem elektrowni atomowych (zwolennikiem też nie, chociaż do tego drugiego już mi chyba bliżej).
Hmm, z przyjemnością zajrzę w wolnej chwili na stronę Szkoły Filozoficznej Wyznawców Wiary w Inteligencję Człowieka aby poznać Ostateczną Definicję Świadomości. Osobiście jednak mam spore wątpliwości co do ostatecznej definicji czegokolwiek. Wydaje mi się nawet, że niczego nie sposób zamknąć w definicji. Zawsze pojawiają się wyjątki potwierdzające regułę.
A już zupełnie na koniec to chciałbym zacytować (choć możliwe, że nie w stu procentach dokładnie) pewnego uczonego. Rzekł on tak:
Wszyscy wiedzą, że czegoś zrobić nie sposób. Aż znajduje się jeden który tego nie wie i on to właśnie robi.
Pozdrawiam
(od razu zastrzegam, że nie wiem kiedy będę miał czas wpaść tutaj ponownie, więc przepraszam, za ewentualne przyszłe opóźnienia w konwersacji)