Po pierwsze to o ile sie nie mylę, wielonarodowość (taka prawdziwa, liczona w milionach przedstawicieli) i Anglii i Francji to jest spuścizna po koloniach, czyli bardzo świeża sprawa, zaledwie kilkadziesiąt lat temu rozpoczęta, po przyznaniu mieszkańcom dawnych kolonii obywatelstwa ich metropolii. Zobacz więc jak swieża to sprawa, licząc w pokoleniach, to jest to jedno, lub dwa najwyżej. Nie mozna mówić o jakimkolwiek "ugruntowaniu", jesteśmy świadkami niezwykle dynamicznego procesu, który tylko dlatego wydaje nam sie statyczny, że przerasta nas skala czasową.
We Francji - w Paryżu! - są całe dzielnice arabskie, gdzie biały człowiek nie ma wstępu, gdzie zarzyna sie na oczach gawiedzi barany długimi nożami i krew płynie do rynsztoków. W Lyonie bodajże niedawno społeczność islamistów poprosiła biskupa o pozwolenie skorzystania z kościoła, biskup zezwolił - oczywiście odwalili własnie rytualne rżnięcie baranów, pomazali do wysokości metra czy lepiej wszystkie ściany krwią, razem ze wszystkim co się na tych ścianach w zabytkowej katedrze znajdowało. Oni są mniejszością.
Czy zakaz noszenia krzyża na łańcuszku ma dla Ciebie jakiś sens? Bo mi się wydaje, że nie wolno nośić krzyży, aby nie dawać pretekstu muzułmanom do manifestowania/agitowania poprzez noszenie chust. Ścierają się więc dwa światy, które moim zdaniem nie do końca sa ze sobą spasowane, tu akurat Lemem mogę sie podeprzeć, mawiał, że islamiści potrzebują jeszcze kilkaset lat, aby uniwersalizm objawił sie w ich religii i przestała ona średniowieczna metodą być przesłanka do fizycznego zwalczania niewiernych... Lem też coś takiego powiedział, że u nas mozna być niewierzącym i się z tym obnosić, albo innego wyznania i mowić głośno że panująca religia (chrześcijańska) jest be - a spróbuj to zrobić w Afganistanie czy Iraku... Po co to mówię? Nie chodzi mi o to, żeby pokazać, że noszenie INDYWIDUALNE chusty jest złe a krzyża nie. Chodzi o to, ze na naszych oczach dokonuje sie gigantyczny proces mieszania sie kultur, które do dzisiaj były we względnej izolacji, i nie ma to charakteru pokojowego łączenia się, a raczej jest to zawłaszczanie, zastępowanie, wypieranie...
Na tym tle, wybacz, sądzę, że podejście prezentowane przez Ciebie nie przystaje do rzeczywistości. Rzecz jest wielokrotnie bardziej złozona, dziś walczymy z większościa chrześcijańską narzucającą swoje prawa, jutro będziemy ulegać jakiejś mniejszości krzyczącej, że ich prawa naruszane są przez tą większość. To jest realne życie, realni ludzie, dla których religia jest realną sprawą i oni nie wyzbędą się tego. Dzisiejsze ofiary jutro będą katami, może za dziesięć lat nie wolno będzie choinki przyozdobić w ogródku. To jest takie Imagine, imagine there's no religion...