Do tej puli doliczyć także można wątek współżycia między społecznością czarodziejów a tzw. ,,mugolami'' (tj. ludźmi nie umiejącymi czarować, czyli całym światem). Są oni przez wielu czarodziejów traktowani protekcjonalnie, a nawet z pogardą. Tacy czarodzieje są w książce przedstawieni jako szare i czarne charaktery, dzięki czemu uzyskujemy czytelny nawet dla dziecka system moralnej oceny bohaterów. Dziecko dzięki temu uczy się na przykład potępiać rasizm, który jest wszakże podobnym mechanizmem - jedni ludzie potępiają innych z powodów, na które nikt nie ma wpływu. U Rowling sprawa jednakże nie jest binarna - są ,,dobrzy'' ze złymi cechami, ,,źli'' z dobrymi, sympatyczni, a także inni, czyli nie wiadomo jacy. Jest to bardzo miła sprawa - każda nowo wprowadzona postać jest w pewnym sensie niewiadomą... A ponieważ głównym motywem książki jest walka głównego bohatera z pewnym potężnym wrogiem Voldemortem (tłuką się równo przez wszystkie 7 części), a cały świat czarodziejów jest podzielony ze względu na ich stosunek do tego konfliktu (tj. mogą być pewni, że Voldemort jest wcieleniem zła, mogą z nim cichcem sympatyzować lub nawet jawnie mu służyć). Autorka nie pozostawia jednak marginesu wyboru: Voldemort naprawdę (jest to pokazane dzieciom bardziej niż dosadnie) jest zły: jest wielokrotnym mordercą, wiarołomcą, okrutnikiem, uzurpatorem... etc. Słowem, jest to charakter czarny bez reszty, jakim powiedzmy w świadomości społecznej jest Adolf Hitler. I tak jak Hitler w młodości malował pocztówki bo malarzem zostać chciał - a zatem był zdolny do wyższych, jednoznacznie pozytywnych uczuć i postaw, tak i Voldemort w młodości był chłopcem miłym a niewinnym. Fakt, że lekko skrzywionym, jednakże autorka nawet i tu pokazuje jego pozytywne strony, niejako tłumacząc jak doszło do jego wieloletniej acz nieuniknionej przemiany w potwora - jakie były tej przemiany motywy, powody i okoliczności. Jest to posunięcie o tyle ważne, że uważnie czytające dzieci szybko dochodzą do wniosku, że zło nie istnieje samoistnie, jest jedynie skutkiem pewnych wyborów ludzkich podejmowanych często w dobrych intencjach lub motywowanych niskimi żądzami... jak zemsta. Ponieważ nie jesteśmy na lekcji Katachezy, dodam szybko, że jest to pogląd autorki a ja się do niego w ogóle tu ustosunkowywał nie będę.
Swoją drogą stosunek Kościoła do tej książki zawsze był raczej potępiający - rzecz dla mnie niezrozumiała, zważywszy jak dobrze i odpowiedzialnie napisany jest ładunek moralny tej powieści. Lektura ta na pewno wywiera na dzieciach efekt moralnie-dodatni, korzystny. Prawodopodnie Kościół nie jest zachwycony sama materią magii. Ale cóż, to nie moja sprawa.
Podsumowując - uważam Pottera za świetną rozrywkę i na pewno nie będę jej nikomu odradzał. Jest (licząc wszystkie części) długawa, ale nie nudzi, zawiera spore dawki humoru (włącznie ze zgrabnymi żartami językowymi), także wizja świata przedstawionego jest spójna i nie odrzuca.
Dodam, że równie lekceważący co do Pottera był onegdaj mój stosunek do Tolkiena. Po przeczytaniu Władcy Pierścieni nabrałem do tego ostatniego olbrzymiego szacunku, choćby za ogrom pracy włożonej w powieść i tworzenie świata. I choć nadal mam mieszane uczucie na myśl o światach pełnych krasnali czy elfich wróżek, to nie mam zamiaru się z podobnych opowiastek naigrywać... Wszak to rzecz gustu.