@
Luca &
livCiekawy nowy nurt dyskusji się nam ostatnio wytworzył. Najpierw broniliśmy przed
maźkiem "Odysei...", teraz bronicie "Czasu...", czekać jak się
olka (lub
Term w momencie zacieśnienia orbity) z obroną "Solaris" T. włączy... I zdaje się to bardzo fajne, bo - przekonamy, czy nie przekonamy - przypomnimy sobie i, może, unaocznimy bardziej za co te filmy kochamy...
Oryginału nie widziałem, ponieważ został on powszechnie uznany za ciężką chałę i kolejny holiłódzki produkcyjniak mający wyłudzić kasę od wieczne wyposzczonych fanów sci-fi.
Nawet gorzej, za intencjonalne skrzyżowanie sajfaja z romansidłem, by na dwu
targetach szmiry spragnionych za jednym zamachem zarobić.
Jak o tym mowa... Obejrzałem sobie jednym okiem (dwu było szkoda) zwiastuny nowego "Obcego...", bo jednak Scott to kręci, i najpierw uderzyły mnie liczne absurdy, choćby:
1. Skoro to prestiżowa wyprawa kolonizacyjna - dlaczego bohaterowie nie wyglądają jak spod igły, jak w "Odysei..." czy "ST - TMP", tylko jak wyrobnicy z Nostromo i marines z Sulaco, którzy byli dla swoich mocodawców mięsem armatnim? Wizualna
continuity cenna rzecz, ale nie kosztem logiki.
2. Czemu przyroda tej planety aż tak ziemiopodobna? Pewnie - przy iście
startrekowym podpieraniu ekranowych idiotyzmów kołkami - da się to jakoś zwalić na Inżynierów, ale - nawet przy wspólnym pochodzeniu tamtejszego i ziemskiego życia - różnice powinny być większe (nie myślałem, że zatęsknię do
czerwonych krzaków ze
startrekowej "dwunastki", a jednak...).
3. Skąd znów ta bzdura, że na zwiad planetarny bez skafandrów leźli? To, że skład powietrza nadaje się - powiedzmy - do oddychania nie wyklucza możliwości istnienia zabójczych mikroorganizmów (skoro zaś mamy w fabule panspermię - nie da się wykluczyć ich kompatybilności - tj. szkodliwości dla Ziemian...)
* czy takiejż - na przykład - nanotechnologii (skoro to dawny świat Inżynierów...). (Choć - prawda - ten błąd jest powszechny, nawet w "Niezwyciężonym" tak to wyglądało.)
To już z takich najbardziej oczywistych nonsensów, spodziewam się tego więcej.
* Nawiasem: pamiętamy, chyba, wszyscy jak długim kwarantannom poddawano wracających z Księżyca, z wiedzy o jakich procedurach się crichtonowa "Andromeda..." zrodziła (konkretnie: te opisy tajnej bazy)...
Potem walnęła mnie po oczach wizualna - o koncepcyjnej szkoda nawet gadać - wtórność tego filmu... Inżynierowie - przecież to są zupełne humanoidy wyglądające w sposób, który krytykowano
"StarTrekowi" już lata temu (ni to rodaków
Kamina przypominają w tych zgrzebnych szatach, ni to
Ba'ku), a te ich ciuszki jeszcze mają coś z niby-buddyjskiego stylu Jedi. Ta banda ziemskich zwiadowców bezskafandrowa, natomiast, prezentuje się jak - trochę lżej (i biedniej) ubrani - koledzy Rebeliantów z Hoth. Do tego jeszcze bohaterka w podkoszulku i z giwerą, co patrzy na kopiowanie z "Aliens". I parę przyzwoitszych scenek - jednych estetycznie zapożyczonych z "jedynki", innych - nawiązujących do stylistyki "Odysei...".
A kolejna sprawa - towarzyszące tym zwiastunom medialno-fanowskie analizy, wskazujące czego
publisia czeka: nie futurologia, nie technologia, nie filozofia, tylko rozważania nad rodzajami Obcych paskud i stopniem malowniczości tego, co mogą ludziom zrobić. Choć możliwe, że o to tam od początku, tylko oryginał się - przez pirxowate skojarzenia - przeceniało...
Skoro o tych skojarzeniach... W dwu pierwszych filmach świat nie był na planie pierwszym, tylko w tle różnych jatek, ale to był świat ciekawy, który - jak się wtedy zdawało - mógł wyrosnąć z naszego - świat zaawansowanej kosmonautyki, asteroidowego górnictwa, futurystycznego wojska, korporacyjnej samowoli. Propozycja futurologiczna dość serio, nawet jeśli - jako się rzekło - służąca za tło horroru czy rozwałki... Tymczasem teraz rozbudowywany będzie element tego świata całkowicie urojony (pewnie i przez to, że ten wiarygodniejszy się postarzał), na plan pierwszy wyjdą zagadki z gatunku
"co zabiło Inżynierów", i widzowie, których to wciągnie nie będą się zajmować problemami naszej cywilizacji, a jakichś fikcyjnych (w dodatku wymarłych). B. to przypomina - równie poznawczo puste - zgadywanie kto jeszcze jest Cylonem i powody, dla których tak - na pierwszy rzut oka - obiecująca "BattleStar Galactica" tak strasznie skisła... (A przy tym dochodzi jeszcze czynnik żenady odziedziczony po "Prometeuszu", co każe się obawiać, że dostaniemy b. głupie odpowiedzi na namnożone pytania...)
To będzie b. zły film, choć niewykluczone, że miejscami ładny, dzięki sile pierwowzorów...
Hm, dałbym sobie rękę uciąć, że Kelvin powrócił na Ziemię.
Tak właśnie oszukuje pamięć. Gdy popadnie w durszlakowość. Zalepia czym się da. Zdarza mi się często...coraz częściej.
Tak w sumie to chodzi mi teraz, w efekcie, po głowie pomysł ucyklicznienia "Akademii.." (tylko gdzie chętni, gdzie chętni są?
), bo i tak wszyscy do Mistrza wracamy, a widać w tej zawodności pamięci (ja też te LXVI Sylwiczne trochę inaczej pamiętałem, niż mi szybka powtórka wskazała, że powinienem
; pomstowanie na dinozaury i Hulka w innym - bodaj
przekrojowym - tekście było) powód dodatkowy by to robić. To może by tak jednak
wespół w zwspół? Nie narzucam, rzecz jasna, proponuję
.