- mnie tylko chodziło o zasłyszane: nie ma fizycznie miejsc w budynkach.
A to się dopiero okaże, bo na razie jest problem tylko statystyczny. Jeśli do września temat zniknie z mediów ogórkiem, to znaczy że był bańką. Jak zostanie, odwrotnie.
Na teraz zaś, to zwyczajnie nie wiadomo - wszystko przez możliwość wybierania przez uczniów kilku szkół (u nas dwóch). W ten sposób statystycznych uczniów zrobiło się kilka razy więcej, a niektóre szkoły notują nawet spore nadwyżki. Za chwilę rzecz się wyjaśni, gdy minie termin dostarczania papierów co dopiero jest warunkiem "mania" ucznia. Może się okazać, że niektore szkoły teraz z statystyczną górką we wrześniu będą szukały kandydatów. Nie dotyczy to rzecz jasna tych obleganych.
Z nauczycielami problem jest - tymi specjalistami. Cóż, wygląda, że dwuprzedmiotowość tak kiedyś lansowana się nie sprawdza. Znaczy sprawdza się do poziomu podstawówki i dawnego gimnazjum. W liceum, by przygotować dobrze do matury rozszerzonej, trzeba być specjalistą. Stąd poszukiwania specjalistów od fizyki, matematyki, biologii, chemii. A ich ni ma! Takich się już praktycznie nie kształci bo w starym systemie nie było dla nich etatów, więc wymarli w sposób naturalny, ci starsi zaś- circa 50 i wyżej często kleją etaty w kilku szkołach - jak oni odejdą to będzie dopiero zapaść
U nas problemu z naborem nie ma - przynajmniej media lokalne nie trąbią.
Pewne rozpuszczenie rodziców z powodu niżu demograficznego i pewność, że nawet średni symboliczny "Alanek" dostanie się do dobrej szkoły bo mają za dużą kadrę na utrzymaniu, to inny temat. To obecnie rodzi u rodziców jakiś rodzaj frustracji. Ba. Ta nadwyżka kadry powodowa taki ratujący przed zwolnieniami ruch samorządów - szlaban na nadgodziny. U nas max 3, wielu było na gołym etacie albo i niektórzy poniżej (np. na 16 h)
I to po części wygenerowało ostatnie strajki. Teraz ci golce będą mogli zarobić, ot.
W końcu jest normalnie, można odsiewać , więc i poziom być może się podniesie
Tylko jeszcze ta kadra, jak mawiał towarzysz Lenin...ona decyduje
c... Ponadto miasta mają limit punktów minimum, które musi mieć uczeń, żeby do danej szkoły się dostać -
O czymś takim nie słyszałem. Jeśli to prawda to komuś nieźle odwaliło z tym samorządzeniem. To szkoła określa dolną granicę punktową a robi to na podstawie ilości miejsc do dyspozycji i liczby chętnych. Czyli szkoła na 200-stu przyjmuje dwustu i punkty tego ostatniego są limitem.