Dylemat-srylemat, to jest dylemat ciekawy, ale rozwiązania fabularne kiepskie. Trwam przy tym, co napisałem:
https://forum.lem.pl/index.php?topic=69.msg85622#msg85622Przeciętny gangus z podrzędnej dzielnicy ma więcej rozumu niż cixinowe cywilizacje kosmiczne, on bowiem - jeśli ma choć trochę pożyć - wbrew pozorom szybko uczy się, choć prymitywny i krwiożerczy, i na nieobliczalnego pozuje, że atakowanie na oślep wszystkiego co żyje może go tylko zaprowadzić w ekspresowym tempie do dołu w środku lasu, albo na dno rzeki, a one traktują to jako panaceum, nawet gdy płacą cenę podobnego myślenia (czy raczej bezmyślności).
To jest szokowanie na siłę, może i na swój sposób odświeżające, ale w sumie równie tanie, co stary numer Delany'ego, który postanowił - lata temu - zepatowć publikę robiąc z kosmonautów prostytutki.
Przy czym: oczywiście, nie znamy historii Wszechświata na tyle dobrze, by z pewnością jaka się marzy metafizykom wykluczyć cixinowy scenariusz. W tym sensie jego wyjaśnienie sławetnego Silentium jest - jako pomysł bazowy SF - uprawnione
*. Ale gdyby było prawdziwe, oznaczałoby, że między gwiazdami żyją/żyli więksi idioci niż - statystycznie - na Ziemi.
* Aczkolwiek... Emitujemy radiowo od ponad stulecia, a nie widać by w efekcie ku nam coś zabójczego od gwiazd gnało...
Edit: Wygląda na to, że
mister Liu w dobroczynne działanie przemocy i w realnym życiu wierzy:
https://www.newyorker.com/magazine/2019/06/24/liu-cixins-war-of-the-worldshttps://twitter.com/jeannette_ng/status/1301631547590803462Czyli dobrze wychwyciłem jego podobieństwo do Smitha (choć Smith jednak łagodniejszy; zakładał, że jak się już siłę okaże, można do rozmów zasiąść).