Rurą to nie, w każdym razie nie taka klaustrofobiczną. Ale raz na przedwiośniu wybraliśmy się z funflem pływać po rozlewiskach Bugu i pod mostem betonowym trzeba było przepłynąć, na oko było z 20 cm prześwitu. Mówię nie da rady, ale funfel (byliśmy po jednym w dwuosobowych kajakach), zaczął się wsuwać nogami do środka, aż schował się z głową. Wyglądał jak niemowlę w łóżeczku. I tak rękami tylko od spodu mostu się odpychając przejechał. No to ja tak samo, a kajaki mamy wyprawowe, to znaczy każdy siedzi w swojej wąskiej dziurze a przednim jest krzesełko załoganta, czyli trudno się tam wnicować. A ponieważ jestem dość długi, to jednak czubek czoła wystawał i niestety zawadzał o wystające elementy, konkretnie wystające z betonu kawałki kruszywa, tak, że musiałem się nie tylko odpychać, ale i podtapiać nieco, no i niestety czółko sobie zarysowałem
.
Kiedy wracaliśmy, po jakichś 2 godzinach, woda musiała się nieco podnieść, bo myślałem, że utknę pośrodku. Nawet już rozważałem wywrotkę i wylezienie do wody, choć była niewymownie zimna, pływaliśmy wśród lodowych wysp. Ale zdałem sobie sprawę, że nie da się wywrócić w takiej sytuacji
. Życie przeleciało mi przed oczami
. Jednak za pomocą d.py, którą zacząłem wykonywać ruchy dla obserwatora pozornie nieobyczajne, uratowałem się. Morał: prawdziwemu kajakarzowi w razie W wystarczy własna d.pa
!