ANIEL-u, wydaje mi się, że rozumiem Twoje racje. Już wyjaśniam i doprecyzowuję.
Odnośnie neandertalczyków, nie pisałam o moich przekonaniach, a o założeniach doktrynalnych (oczywiście, że bym tak nie chciała!), które przy jeszcze głębszym drążeniu tematu ekologizmu stają się naprawdę kuriozalne. Wymienię chociażby takie pojęcia jak ekofeminizm, który głosi, że kobiety jakoby żyją w większej zgodzie z przyrodą niż mężczyźni czy ekofaszyzm, którego zwolennicy nie mają oporów przed podejmowaniem działań niezgodnych z prawem, jeśli prawo nie przewiduje dostatecznych środków ochrony środowiska (tu: przesadnie brzmiąca nazwa)...
Ludzie są gatunkiem, którego nie da się pod pewnymi względami porównać z żadnym innym. Rekiny nie wpływają na degradację środowiska, w którym żyją w takim samym stopniu w jakim robi to człowiek. A bez czytania książek (pomijając już czytanie dla przyjemności; skupiając się na przekazywaniu wiedzy) i bez rozwoju technologicznego nie potrafię wyobrazić sobie życia. To znaczy inaczej, może potrafię sobie wyobrazić, ale co to by było za życie?
Ty w człowieku z lasu widzisz negatywy, ja pozytywy. Dopiero oba punkty widzenia uzupełniają się tworząc obiektywny obraz. Jednak ,ogólnie rzecz biorąc, jego postawę i tak oceniam na plus, bo mimo, że sam nie poluje itp., zrobił jakiś krok w stronę ochrony, czy jak kto woli, nie pogarszania swoją osobą stanu środowiska. W jego przypadku odpada zużycie prądu, wody, ogrzewania, przynajmniej w takim stopniu w jakim my to robimy w swoich domach. Nie żyje w stu procentach ekologicznie ale ten jego procent jest na pewno wyższy niż nasz. A rodziny nie ma, bo mino, że kilka kobiet było zainteresowanych mieszkaniem z nim w lesie, pod gołym niebem, odradzał im taki styl życia mówiąc, że nie ma on nic wspólnego z romantyczną przygodą: zimno, niewygoda, robactwo...