W każdym razie - możliwa jest również sytuacja odwrotna, kiedy to forma - a w szczególności artystycznie znakomita - przesłania względną pustkę treści. I moim zdaniem, sądząc po paru ostatnich stronach tego wątku, tak jest w Twoim przypadku.
Mam tu na myśli Odyseję Kubricka i rzeczy jakie na jej temat wygłosiłeś. Moim zdaniem jest to jakieś nieporozumienie oparte o sentyment i specyficzne upodobanie. Masz słabość do filmów, które pokazują senność kosmosu i kosmos taki jaki jest nam dostępny dziś. Jednym słowem lubisz sobie marzyć, że wsiadasz w pojazd NASA i lecisz na Marsa, lubisz filmy, które przystają do współczesnych podróży kosmicznych. W porządku. Ale z tego upodobania wydobywasz jakieś podejrzane kryteria.
Może inaczej. Powiedz mi proszę jaka jest
treść 90% filmów i seriali Davida Lyncha, albo dlaczego - z całym zachowaniem proporcji - "Wiek niewinności" Martina Scorsese uchodzi za znakomity, choć fabularnie to (nie licząc wieloznacznego finału) dość płaski melodramat? Forma, Panie Szanowny to nie wszystko, ale czasem geniusz formy decyduje o wartości całego dzieła.
Pisałeś, że pożera pod tym względem ST. Ależ jest wręcz odwrotnie. Ani pod względem fundamentalności stawianych pytań, ani pod względem sposobu ich stawiania, nie osiąga poziomu pierwszego w miarę lepszego odcinka (!!!) ST.
W miarę lepszego. Tyle, że w miarę lepszych odcinków "Star Trek" (który zresztą kocham, lubię i szanuję) nie ma znów tak wiele na tle całości. A i w tych dobrych fundamentalne pytania bywają często (zbyt często jak dla mnie) spuentowane w sposób infantylny i nazbyt "przylizany".
Owszem, kocham "Star Trek" za to czym mógłby być, ale nazbyt często klnę w sposób w jaki marnotrawi swój potencjał - przykład piewrszy z brzegu - otrzymujemy oryginalną, niehumanoidalną formę życia i co? I jest ona typowo "po babsku" zakochana w człowieku, ten zaś ceni ją za to, że się nim opiekuje, ale gdy zauważa, że to co doń czuje jest więcej erotyczne
dostaje repulsji, choć oczywiście kończy się to łzawym happy endem (bo ona se w końcu żeńskie ciało przybrała, czym zabiła jego wątpliwości).
Temat prekursorski, kwestia postawiona ciekawie (czy moźliwa jest miłość między istotami, których nic krom rozumności nie łączy?) A robi się z tego nieudany Harlequin. I byłbym tym mniej zniesmaczony, gdyby nie to, że ceniąc "ST" oczekuję opd niego więcej.
HAL? I cóż z nim? DATA po kilku pierwszych odcinkach TNG stawia sobą niewyobrażalnie więcej pytań, niż HAL. HAL jest tylko napomknięciem, ciekawym estetycznym zagraniem, powiedzeniem, że jest problem i nic więcej. DATA jest analizą, pogłębianiem postawionych już wcześniej pytań, dodawaniem nowych, nieustanną konfrontacją sensu, nierzadko próbą odpowiedzi. Więcej potrafi powiedzieć DATA w jednej sekcji dialogowej w której podsumuje różnicę między nim, a człowiekiem, więcej w takiej sekcji skłonić do myślenia, niż HAL w całym filmie.
DATA to w istocie nieźle pomyślana postać i jeden z najmocniejszych punktów "Star Treka" (i ja go też lubię), ale postawiony na tle GOLEMa i on słabo wypada...
Hard sci-fi jako wyznacznik, to absurd. W myśl tego wyznacznika, Aliens, czy Terminator to genialne sci-fi, a ST to fantasy. Co jednak uczy i otwiera poznawczo? Co jest pełne filozofii? Ten wyznacznik to bzdura. Daje się zrobić SW spełniające wymogi hsci-fi. I co wtedy? Dalej będzie to pusta bajeczka. Nie o to w sci-fi chodzi.
Czy tam "Aliens" i "Terminator" są genialne, to ja nie wiem, ale wbrew pozorom nie są złe, ani poznawczo puste. Owszem oczekiwałbym po SF więcej, ale jak na to co ma obecnie do zaoferowania to dobre są. Ot +/- zbliżone poziomem do "ST".