miazo, nie twierdzę, że sam mechanizm jest zły, ale kiedy na rynku krąży (zaokrąglając w dół) 25 razy tyle pieniędzy niż jest ich "w istocie", to żyjemy wszyscy (i rozwijamy się) na gigantyczny kredyt. Dobrze to świadczy o naszym optymizmie (jak wiesz cenię optymizm), ale optymizm w takim stężeniu można już nazwać katastrofalną nierozwagą.
Może nie napisałem tego dostatecznie jasno, ale myśl moja była taka, że na rynku właśnie wcale nie krąży X razy więcej pieniędzy niż jest w istocie, tylko tyle ile jest (w każdym razie trzymając się mechanizmu kreacji pieniądza). Po prostu myślisz o pieniądzu w bardzo staroświecki sposób - faktycznie kiedyś tak było, że obowiązywał tzw. parytet złota tj. "drukowane" pieniądze miały pokrycie w złocie i można było je na nie wymienić (pod warunkiem, że od razu kupiłeś kilka kilogramów czyli sztabę), ale obecnie już chyba nie ma państwa, które by to gwarantowało (wycofano się z tej koncepcji). Dlaczego akurat wymieniano na złoto - głównie ze względów historycznych, cech materiałowych złota (trwałość, etc.) i faktu, iż był to zasób niezwykle rzadki (więc w niekontrolowany sposób nie napływało na rynek psując jego wartość). No a dzisiaj takim zasobem - być może jedynym naprawdę ograniczonym i coraz bardziej rzadkim - jest czas.
Sytuację trochę komplikuje fakt, że najbardziej ucierpieliby na tym depozytariusze tych banków.
No i bardzo dobrze - jakoś nie widzę, żeby w czasie gdy zyskują na lokatach lub w inny sposób dzielili się z resztą podatników. Wszyscy podejmujemy decyzje ekonomiczne i trzeba ponosić tego konsekwencje (a w szczególności płacić za brak wiedzy). Jak ktoś ma awersję do ryzyka, to kupuje wieloletnie obligacje państwowe (państwa upadają jednak dużo rzadziej niż banki), jak ktoś liczy na trochę większy zysk, to lokuje pieniądze na lokacie (i tu też ma wybór - są banki mniej i bardziej stabilne, jak kogoś kusi lokata 8-10% w "instytucji bankopodobnej" - droga wolna), jak ktoś chce ryzykować bardziej i marzą mu się wyższe stopy zwrotu, to kupuje akcje albo gra na kontraktach terminowych czy walutach.
Rola państwa powinna ograniczać się jedynie do "ustalania zasad gry rynkowej", a nie aktywnego uczestnictwa wypaczającego zdrowe mechanizmy rynkowe. W Polsce dzieje się tak za sprawą np. Komisji Nadzoru Bankowego czy tzw. Rekomendacji NBP, które ustalają sposób funkcjonowania banków zgodnie z Nową Umową Kapitałową - jest tam napisane w jakis sposób mają zabezpieczać się m.in. przed ryzykiem rynkowym (wahania kursów walut, etc.), ryzykiem operacyjnym (zdarzenia losowe wewnątrz banku), ryzykiem kredytowym (w jaki sposób badać zdolność kredytową klientów, etc.), w jakiej wysokości ustalać wysokość rezerw, etc.
No, a najlepszy sposób żeby zabezpieczyć się przed utratą oszczędności, to ich nie mieć. ;)