Trudno komuś coś polecać - zwłaszcza, że w SF prawie wszystko już było;)
Ale na szybko - bez wstrętu przeczytałam Głuchowskiego Futu.re [jego najbardziej znane: Metro - pomysłem fajne, ale trochę wybrakowane]
Trochę mnie nazwisko autora odstraszyło, bo "Metro" plasuję jednak w kategorii czytadeł
*, ale jak mówisz, że (w sumie) da się, to nie wykluczam lektury... Mógł się rozwinąć.
* Nie żebym był skrajnym wrogiem tychże, niedawno sobie "Ostatnią Rzeczpospolitą" Kołodziejczaka od niechcenia podczytywałem. Orliński mi poniekąd zachwalił
:
http://wyborcza.pl/duzyformat/1,127290,8353421,Narodowa_fantastyka.html?disableRedirects=trueDzięki, Q. Nie, nie czytałem, ale od dłuższego czasu wahałem się sięgnąć po kolejną pozycję od Wattsa. Zastanawiałem się nad Echopraksją, bo rozgrywa się w międzyczasie Ślepowidzenia, ale nie było ku temu okazji. Poza tym obawiałem się rozczarowania, po tak dobrze przyjętej przez krytyków i czytelników książce (również przeze mnie) jaką była Blindsight.
Nie ma za co
. Co do "Echopraksji" niestety nie pomogę, bo mam w półce, ale nie sięgałem, cokolwiek mnie te wampiry i zakony zniechęcały (nawet podane w naukowym sosie). Choć, jeśli wierzyć recenzent(k)om, poziomem nie odbiega od oryginału:
https://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=19868https://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=19781(Zastanawiam się czy podsuwając Ci te linki nie noszę aby drew do lasu...
)
przypominam, że Światło minionych dni to jeden z moich ulubionych tytułów SF, heh
Też lubię. W sumie uważam za
opus magnum Baxtera (mając wrażenie, że walnie przyczynił się do tego... Clarke). ("Wyprawa" byłaby druga w moim rankingu, ale choć naukowo wypada b. dobrze, nie ma tej
literackości, którą "Światło..." przejawia.)
Nawiasem: skoro o
magnumach współczesnych hardSFiarzy mowa... trochę szkoda, że nie zachęciłem Cię do lektury (tego konkretnego, reszty bym tak nie polecał) Benforda, tym bardziej, że jest to również autor z kręgu A.C.C. (choć przez Lema mało poważany). Ale nic na silę.
Nie samą fantastyką człowiek żyje. Nadrobiłem prozę Remarque'a. Przeczytałem połowę napisanych przez niego dzieł - jestem obecnie na etapie czytania Trzech Towarzyszy - tak, tak, którą to Lem porównał pod względem „gówniarstwa” do Powrotu z gwiazd (którą to pozycję też cenię, ale zdaję sobie sprawę nad jej ułomnościami).
Cóż, rzuciłem, dla odświeżenia, okiem na koniec tej powieści (dawno temu ją czytałem) i - w istocie - dopatrzyłbym się tam egzaltacji potwierdzającej słuszność obu członów lemowskiej oceny.
wykładowca używa sprzężenia zwrotnego ujemnego i dodatniego jako ram do sformułowania żelaznej definicji żywego osobnika / czy też życia w ogóle.
Prawdę mówiąc ta definicja wydaje mi się ogólnikowa do stopnia wytrychowatości (stary kawał o balonie się przypomina), ale może się nie znam, mądrzejsi ode mnie ją chwalą.