Może ktoś najpierw musi się zabawić w Boga? Żeby później dzieci wypuścić w świat i dać im wolną rękę (czy tam co...)
Zabawić się w Boga? A jak sądzisz, olka, czym, z punktu widzenia istot stworzonych, różni się człek „bawiący się w Boga” od Boga prawdziwego? Kreatora? Biblijnego Boga Ojca?
Być może całym systemem religijnym? Czy człowiek od robotów oczekuje form kultu?
Zresztą o tym już rozmawialiśmy w tym temacie mówiąc o Stwarzaniu światów.
Sądzę, z punktu widzenia stworzonych - praktycznie niczym się nie różni. Czy człowiek oczekuje form kultu? Z pewnością – nie. Po co nam te formy? Co mamy z nimi począć? Przypuszczam, ów Bioinżynier, który stworzył nasz gatunek, też był mocno zdziwiony, dowiedziawszy się, że przypisujemy mu boskość i jej atrybuty – wszechmoc, wszechwiedzę, wszechobecność, a także cielesne podobieństwo do stworzonych, brodatość itd.
Oczywiście - bo mają wykonać za niego pracę do której on nie jest zdolny albo chociaż skrócić czas i zmniejszyć wysiłek włożony w wykonanie danego zadania.
Jak napisałam wyżej i przechodząc do kolejnego - już ostatniego - rozdziału Summy... - w Paszkwilu na ewolucję Lem ładnie sumuje nasze wszystkie rozważania...także swoje z poprzednich rozdziałów. Stąd odpowiem Lemem na to zagadnienie:
Oczywiście, wiadomo i dzisiaj, że w zakresie oddzielnie rozpatrywanych parametrów, takich jak szybkość przekazu informacyjnego, jak niezawodność l o k a l n e g o działania, jak stałość funkcji dzięki powielaniu jej realizatorów i kontrolerów, układy maszynowe mogą przewyższać człowieka, ale czymś innym jest spotęgowanie, wziętych z osobna, mocy, wydajności, szybkości czy trwałości, a czymś innym zupełnie – integracja tych wszystkich rozwiązań optymalnych w j e d n y m systemie.
Hm...wydaje się, olka, podany cytat przemawia raczej na korzyść idei niemożliwości stworzenia gatunku wyższego, doskonalszego od istniejącego biologicznego gatunku Homo. Przynajmniej drogą autoewolucji.
Wszelki sprzeciw zasadniczy [przeciwko pomysłowi autoewolucji człowieka – LA] pochodzić może z dwóch różnych postaw /.../
Druga postawa nie wyklucza pierwszej: prawdopodobnie dzieli jej argumentację i uczucia, ale czyni to milcząc. Gdy zabiera głos, stawia pytania. Jakie konkretne usprawnienia i rekonstrukcje proponuje “autoewolucjonista”? Odmawia udzielenia wyjaśnień szczegółowych, jako przedwczesnych? A skąd wie, czy niedościgniona dzisiaj doskonałość biologicznych rozwiązań zostanie kiedykolwiek prześcignięta? Na jakich faktach opiera to swoje przypuszczenie? Czy nie jest raczej prawdopodobne, że ewolucja osiągnęła pułap materialnych możliwości? Że złożoność, jaką reprezentuje organizm ludzki, stanowi wielkość graniczną? Oczywiście, wiadomo i dzisiaj, że w zakresie oddzielnie rozpatrywanych parametrów... itd.
A w "Paszkwilu..." mówi wprost o ewolucji jako o ułomnym kreatorze:
Właśnie konstruktorska lojalność nakazuje ocenę realizacji biologicznych, nieograniczoną do paszkwilu na Konstruktora, który oprócz życia dał nam śmierć, a cierpień więcej od rozkoszy. Ocena bowiem winna ująć go takiego, jakim był. A był, przede wszystkim, bardzo daleko od wszechmocy. W chwili startu ewolucja była osadzonym na pustej planecie Robinsonem, pozbawionym nie tylko narzędzi i pomocy, nie tylko wiedzy i zdolności przewidywania, ale i samego siebie, to znaczy planującego umysłu, ponieważ prócz gorącego oceanu, burzowych wyładowań i atmosfery beztlenowej z palącym słońcem nie było nikogo. Mówiąc zatem, że ewolucja rozpoczęła tak a tak, że robiła to a to, personalizujemy pozbawione nie to że osobowości, ale nawet celu pierwsze pełzania procesu samoorganizacji
Jasne. Innymi słowy, jak Lem ujął w innym utworze,
Natura robiła z tego, co miała do dyspozycji.A co do „pozbawioności” celu...teleonomii...to kwestia, hm, nieco dyskusyjna.
Natomiast co do człowieka w tym szeregu...to sądzę, że jakkolwiek Lem napisał u końca rozdziału pt. Kreacja życia:
A zatem istnieje olbrzymia, ale jeszcze pozornie pusta (bo nie znamy jej elementów) klasa układów homeostatycznych m o ż l i w y c h d o z b u d o w a n i a już to z budulca stałego, już to z ciekłego czy gazowego, przy czym posiada ona pewną osobliwą podklasę – zbiór takich homeostatów, jakie mogą powstać bez zewnętrznej ingerencji osobowego Konstruktora, a jedynie dzięki sprawczym siłom Natury. Z czego jawnie wynika, że człowiek może przewyższyć Naturę: ponieważ ona potrafi konstruować tylko niektóre z możliwych homeostatów, my natomiast,po zdobyciu niezbędnej wiedzy, budować możemy wszystkie.
Ośmielę się zauważyć, olka, że pewne przeciwstawienie człowieka i Natury wydaje mi się dyskusyjnym. Człowiek, moim zdaniem, jest nieodłączną częścią Natury, a jego rozum i zdolności konstruktorskie to tylko swego rodzaju wybieg, czy zabieg Natury, mający na celu przyspieszenie tempa ewolucji, a raczej wymierzenie mu "rakietowego kopa" – patrz wykład prof. Hawkinga „Życie we wszechświecie”:
Proces biologicznej ewolucji był z początku bardzo powolny. Minęło dwa i pół miliarda lat, zanim najwcześniejsze komórki wyewoluowały do wielokomórkowych zwierząt, a kolejny miliard lat trwała ewolucja przez ryby i gady do ssaków. Nagle jednak ewolucja zdała się przyspieszyć. Rozwój począwszy od wczesnych ssaków do nas trwał zaledwie około sto milionów lat. To dlatego, że ryby posiadają większość ważnych dla człowieka organów, ssaki zaś – dokładnie wszystkie. Wszystkim, co było potrzebne do wyewoluowania od wczesnych ssaków, takich jak lemury, do człowieka, było precyzyjne dostrojenie.
Z gatunkiem ludzkim ewolucja osiągnęła jednak punkt krytyczny, porównywalny pod względem ważności z rozwinięciem się DNA. Był to rozwój języka, szczególnie jego formy pisemnej. To znaczy, że informacja może być przekazywana z pokolenia na pokolenie, inaczej niż w sposób genetyczny, czyli poprzez DNA.Ale to nie oznacza, że doskonale, bezbłędnie i lepiej. Każde "inaczej" wiedzie do odmiennych problemów i niedoskonałości.
Tak, ale „doskonale, bezbłędnie” i „lepiej” – to różne rzeczy. Doskonałość jest od zasady nieosiągalna, natomiast ulepszyć istniejące układy nie wydaje się czymż zupełnie niemożliwym. Zresztą przyszłość pokaże...
Bo dusił się w robo-policyjnej konwencji?
Rzeczywiście, czuła, nerwowa, inteligentna i twórcza osobowość, nie ma co
W jednym angielskim filmie bohater dziwił się, że ta maszyneria tak cicho pracuje:)
Naprawdę niezła maszyneria - pracuje cicho, paliwo zużywa oszczędnie, do tegoż ma niewiarygodny resurs 70..80 lat bez kapitalnego remontu
Zabawić się w Boga? A jak sądzisz, olka, czym, z punktu widzenia istot stworzonych, różni się człek „bawiący się w Boga” od Boga prawdziwego? Kreatora? Biblijnego Boga Ojca?
Zakładając, że stworzył te istoty bez "fabrycznych blokad" ograniczających poznanie, mogą one dojść do poziomu swego stwórcy, a nawet go przewyższyć.
Moim zdaniem, maźku, nie tylko mogą, a i muszą. IMHO, na tym właśnie polega cel stworzenia. W końcu te istoty są istotami wyższego rzędu wobec Ohydków.
W przypadku Boga jest to niemożliwe. Ponadto wdaje się kwestia życia wiecznego.
W przypadku Boga doskonałego – niemożliwe. Natomiast w przypadku boga „ułomnego”, jakim jest/będzie człowiek w stosunku do stworzonych przez niego istot – jak najbardziej. A kto dowiódł, że gdy chodzi o stworzeniu naszego gatunku, sprawa przedstawia się inaczej? Właśnie do tego zmierzam, że to my, ludzie, przypisujemy naszemu kreatorowi – czy Kreatorowi – wszechmoc itp.
„Za życie wieczne” lepiej na razie przemilczę
Chciałbym sprecyzować swoją myśl: z tego, że, obrazowo mówjąc, naszym „doskonałym stwórcą” był jakiś majtek ze statku tarrakańskiego, wcale nie wynika, iż Doskonały Stwórca Wszechświata nie istnieje. Nie sądzę, że Ten Kto Uruchomił Zapłon Wielkiego Wybuchu, jednocześnie zajmuje się hodowlą istot białkowatych na Zemeji. Nieco inny poziom.
Ale to chyba nieco wychodzi za ramy niniejszej dyskusji?