@Cet.
Eee, taką odpowiedź to - bez urazy - sam sobie mógłbym (BIM-BAM-BOM) wyekstrapolować, bo znam Twoje poglądy. Ale niech będzie, że moja wina, bo nieprecyzyjnie spytałem. Tedy uściślę: Artemis - jak rozumiem - spisujesz na straty (Kongres nie sypnie, a nawet gdyby jakimś cudem sypnął, to mimo niejasnych zapowiedzi o - docelowo - stałej bazie na naszym naturalnym satelicie, szególnego sensu w tym nie znajdujesz, więc i nadziei nie wiążesz*), pytanie zatem jakie perspektywy dostrzegasz przed misją Dragonfly - co miałbyś nadzieję, że odkryją (wariant szaleńczo-optymistyczny), czego spodziewasz się patrząc na chłodno (może powtórki z marsjańskiego pecha? a może jednak widzisz tam jakie widoki na vonnegutowe syreny? ), jakie zauważasz techniczne trudności/zagrożenia (stąd przed chwilą ten pech), itd.?
* Choć miałem cień nadziei, że wątek bazy (nawiasem: nie tylko Pence, Ruskie i Chińczycy też takimi deklaracjami rzucają) i w Tobie kosmo-romantyka (bo on chyba w Tobie tkwi, skoro programem Apollo się pasjonujesz i rocznicę Lądowania uznajesz za ważną...) ruszy .
**
Moim zdaniem
Program Apollo był i pozostaje najtrudniejszym (czyli też najciekawszym) programem technicznym/technologicznym w historii, biorąc pod uwagę
ilość i wagę bardzo różnych problemów, które w ramach Programu rozwiązano w niezmiernie krótkim czasie.
Kulminacją Programu było oczywiście pierwsze lądowanie, a za osiem dni przypada dość mocno okrągła rocznica tego lądowania.
Więc nie „(i) Program i rocznica”, tylko rocznica kulminacji Programu.
Może czasami bywam romantykiem, ale te emocje dotyczą rozmaitych tematów.
Oczywiście, latanie, najpierw w powietrzu, a potem i nad nim, rakietowo, jest bardzo trudne, spektakularne, było, ale i ciągle jest wyzwaniem - trzy miesiące temu japoński pilot zginął w F-35. Stracił orientację i uderzył w ocean, nawet nie próbując się katapultować. Elektronika piątej generacji mu w tym nie przeszkodziła.
A wydaje się, że na samym czele listy zasad programu komputerowego, który - uwzględniając część sugestii pilota - steruje samolotem, powinna stać zasada: „Taranowanie (zwłaszcza) ziemi lub wody jest zakazane, chyba, że pilot zerwie najpierw dwie duże mechaniczne blokady, których nie da się z niczym pomylić.”
No, chyba, że pilot popełnił samobójstwo, a władze japońskie to ukrywają.
Trudno się emocjonować, powiedzmy, konkursami na najpiękniej upleciony koszyk z wikliny, choć przecież technika wyplatania rozmaitych przedmiotów z wikliny była swego czasu bardzo użyteczna.
**
Po raz … piąty albo i siódmy, powtarzam: Program Apollo to był element zimnej wojny.
https://www.space.com/11772-president-kennedy-historic-speech-moon-space.html"Finally,
if we are to win the battle that is now going on around the world between freedom and tyranny, the dramatic achievements in space [tzn. Lot Gagarina - C.] which occurred in recent weeks should have made clear to us all, as did the Sputnik in 1957, the impact of this adventure on the minds of men everywhere, who are attempting to make a determination of which road they should take (…)
I therefore ask the Congress, above and beyond the increases I have earlier requested for space activities, to provide the funds which are needed to meet the following national goals:
First, I believe that this nation should commit itself to achieving the goal, before this decade is out, landing a man on the moon and returning him safely to the Earth. No single space project in this period will be more
impressive to mankind, (…)"
WTEDY decyzja o lądowaniu na Księżycu prawdopodobnie była słuszna, sensowna.
Choć zapewne i bez lądowania na Księżycu Związek Sowiecki by się zawalił.
Ale
chyba, prawdopodobnie, zapewne było warto wydać te sto osiemdziesiąt miliardów (w dzisiejszych dolarach), żeby zdobyć dużo punktów w wojnie, powiedzmy, wizerunkowej, a przy okazji zrealizować pewne cele naukowe.
Ale to było 58 lat temu.
Świat bardzo się zmienił.
Jeżeli Amerykanie chcą dziś komuś zaimponować, to powinni np. wprowadzić powszechne ubezpieczenie zdrowotne.
**
„Chińczycy też takimi deklaracjami rzucają”
Rzucanie deklaracjami kosztuje tyle, ile papier, na którym one są wydrukowane.
Amerykanie odbyli dziesięć dwuosobowych lotów kosmicznych w ciągu dwudziestu miesięcy i to było 54-53 lata temu. (Program Gemini)
Chińczycy wykonali do tej pory
sześć lotów w ciągu trzynastu lat. (Trzy trzyosobowe)
Oczywiście, Chińczycy są w stanie wylądować na Księżycu.
Co do tego nie ma wątpliwości.
Tylko po co?
Wylądują siedemdziesiąt lat po Amerykanach, żeby pokazać że … są opóźnieni o siedemdziesiąt lat?
Poza tym w Chinach PKB per capita PPP wynosi tyle, ile na Białorusi.
Naprawdę mają na co wydawać pieniądze na Ziemi.
Lądowanie bezzałogowe na niewidocznej stronie Księżyca było świetnym ruchem. Chińczycy zrobili coś w Kosmosie jako pierwsi, a kosztowało to pewnie ze 200-300 milionów dolarów. Albo i mniej.
**
„Artemis - jak rozumiem - spisujesz na straty”
Nie spisuję na straty Programu Artemis.
Spisuję na straty pieniądze (mniejsze, lub większe) które zostaną wydane na ten Program.
Przypuszczam, że raczej skończy się na gadaniu, może zostaną zlecone, opłacone i wykonane jakieś prace przygotowawcze, ale do lądowania nie dojdzie.
Gdyby jednak doszło, to oczywiście nie będzie koniec świata.
Po prostu sto czy dwieście miliardów USD pójdzie w straty.
**
„pytanie zatem jakie perspektywy dostrzegasz przed misją Dragonfly - co miałbyś nadzieję, że odkryją (wariant szaleńczo-optymistyczny), czego spodziewasz się patrząc na chłodno (może powtórki z marsjańskiego pecha?”
Ja w ogóle nie rozpatruję badań Układu Słonecznego w kategoriach „pecha”, „optymizmu” itd.
Gdyby na Marsie istniały
makroorganizmy, jakieś, powiedzmy, marsjańskie lasy, i wstępne badania wskazywałyby, że z korzenia, kory albo liści marsjańskiego „dębownika” uda się wyizolować lekarstwo na raka, a potem te wstępne doniesienia by się nie potwierdziły, wtedy można by mówić o czymś w rodzaju pecha – w sensie rozczarowania.
Natomiast to, czy na Marsie, na Tytanie lub gdziekolwiek w Układzie Słonecznym uda się znaleźć jakieś bakterie i czy one będą miały podwójne, pojedyncze, czy potrójne helisy, to mnie prawie nie obchodzi.
Prawie.
W szczególności takie odkrycie (albo definitywne przesądzenie, że nigdzie w Układzie Słonecznym nic żywego nie ma) nie będzie ułatwiało oszacowania ryzyka, że przylecą jacyś niemili zaawansowani i odfiltrują wszystkim Ziemianom wszystkie płytki (kompostując resztę).
**
Proponuję przenieść ostatnią grupę postów, począwszy od postu Lustrzaka z filmikiem o lądowniku do (tzw.) Eksploracji.