Ogólnie można powiedzieć tak: wizerunkowo czy też medialnie lipa ale narodziny stały się faktem. Zapowiadana aktywność 100 czy 200 czy 400 zjawisk na godzinę kompletnie rozminęła się z rzeczywistością. Nowych meteorów było jak na lekarstwo, jeszcze dokładnie nie wiadomo ale raczej naście niż dziesiąt przez całą noc - i to noc na właściwej długości i szerokości geograficznej (konkretnie Ameryka Północna była faworyzowana w tym wypadku).
Nasza pracownia zorganizowała w związku z tym wyprawę do Kanady - ja nie pojechałem, ale moje najlepsze kamery tak

. Siłą rzeczy tutaj zostałem prawie ślepy, z jedną najgorsza kamerą, co ją wstyd było dawać do Kanady, chyba, że do muzeum

. W efekcie w Ontario nad jeziorem Huron zostały założone dwie stacje odległe o 100 km, każda po 7 rozmaitych kamer. Na razie danych z Kanady nie ma (koledzy właśnie lecą z powrotem przez Atlantyk) - ale z ich opisów wiadomo, że meteorów mało, ale za to tych kilkanaście, które przeleciały było niespotykanie pięknych - wolnych, jasnych i bardzo kolorowych, z rozpadem na końcu lotu.
Ja osobiście miałem wielkie szczęście bo pomimo, że z 4 została 1 kamera to udało mi się złapać bardzo jasne zjawisko - zarejestrowane także przez inne stacje i królujące na zdjęciach wrzucanych na serwisy astro, więc da się dobrze określić orbitę

.

