Tak, rzeczywiście człowiek żyje w symbiozie z bakteriami, jest to, co więcej, symbioza dla człowieka niezbędna. Bakterii tych każdy z nas ma w okolicach przed-antygłowy wiele miliardów... pamiętam dowodzono nawet, że jest ich (w każdym z nas) więcej, niż kiedykolwiek ludzi żyło na Ziemii. Zresztą, jeśli chodzi o ścisłość, to na ludziach pasożytują także komary, muchy, różne inne insekty, wiele organizmów żywi się gromadzonymi przez ludzi zapasami. Jest to przyczynek do ,,dawania czegoś w zamian''. Oczywiście niewspółmierny do ogromu grabieży, jakiej dokonuje ludzkość...
Deckard bardzo ładnie pojechałeś z tymi pasożytami; ogólnie ,,przyglądając się łańcuchom pokarmowym''. Weź jednakże poprawkę na fakt, że to, co ty nazywasz pasożytnictwem, winno być raczej określone drapieżnictwem. Człowiek jest, owszem, drapieżnikiem. Czy myślisz, że istniałby termin ,,drapieżnik'' gdyby był w pełni tożsamy z terminem ,,pasożyt''? Po co usnutoby dwa terminy? Pasożyt (par excellance) nie zabija swojej ofiary od razu - pozwala jej żyć, wykorzystując ją tak długo, aż doprowadzi do jej śmierci. Śmierć z kolei żywiciela wcale nie zawsze jest pasożytowi na rękę. Z kolei drapieżnik wybiera ofiarę, uśmierca ją w sposób natychmiastowy, po czym wykorzystuje jej martwe zwłoki.
Tak więc w mikroskali (skali osobniczej) człowieka pasożytem nazwać zdecydowanie nie można.
Można za to uczynić to w makroskali - mówiąc o całej populacji. Prawdopodonie właśnie o coś takiego Ci chodzi, gdyż tylko w takiej interpretacji Twoje tezy w ogóle mają sens.
Chodzi więc na przykład o to, że populacja ludzi żeruje na populacji świń domowych, przez co powoduje stopniowe jej wyginięcie - aby temu zapobiec utrzymuje ją w dobrej formie (hodowla) by móc się nią dalej w sposób planowy i zorganizowany odżywiać. Jest to zatem w tym rozumieniu pasożytnictwo populacji na populacji. Sumując, dochodzimy do wniosku, że populacja ludzkości pasożytuje na wszytkich innych populacjach w przypadku których jest to możliwe. (Tylko muchomorom sromotnikowym się upiekło!).
ALE zauważ, drogi Deckard, że na przykład populacja lisów postępuje tak samo z populacją królików. Odławiają tyle, ile potrzebują (w celach ściśle kulinarnych) i dokładnie kontrolują ich liczebność dla swoich potrzeb. Tak samo postępuje np. populacja kobr względem populacji myszy i skoczków preriowych. A zatem, gdyby używać Twojej terminologii makroskalowej, musielibyśmy przyjąć, że kazda populacja drapieżników pasożytuje na populacji swoich ofiar . Wtedy jednakże, choć twierdzenie to owszem brzmiałoby nieco wstrząsająco - w postępowaniu ludzi nie byłoby nic, co odróżniałoby ich od innych populacji drapieżniczych.
Należy zatem przyjąć z odwagą i odopowiedzialnością to, że - mimo iż przy przyjęciu pewnych umów co do terminologii - populacja drapieżnicza (w przypadku ludzkości jest to populacja właściwie wszystkożerna) jest pasożytująca. Jednakże robienie z tego sensacji, pisanie o tym tyrad z przytaczaniem agenta Smitha itp. jest już tylko wyrazem pewnego zniesmaczenia sytuacją... nie jest natomiast specjalnie odkrywcze.
Nie można na sprawy mordowania spoglądać czysto subiektywnie i uznawać, że np. jedzenie lub nie jedzenie mięsa to jedyna słuszna radość. Doradzam przeczytać ,,Życie Pi'' (tylko niech, broń Boże, dzi tego nie czyta). Mamy tam historię człowieka, który jest wegetarianinem od urodzenia (pochodzi z Indii) a w sytuacji krytycznej dochodzi do tego że staje się krwiożercą, żywiącym się surowym mięsem i z wielkim smakiem pijącym ciepłą krew ofiar. Była to sytuacja zagrożenia życia (był rozbitkiem na pełnym morzu), więc nikt się mu nie dziwi.
A wniosek z tego taki: chęć ,,nie bycia okrutnym'' pojawia się dopiero wtedy, gdy jest taka możliwość. Ludzkość (makroskala) teraz powinna zdecydować, czy możliwość jest, czy nie. Jeśli chodzi o mikroskalę, to problem sprowadza się do tego, czy ktoś chce lub nie chce być wegetarianinem. Osobiście bardzo lubię kuchnię wegetariańską, nie jestem fanem mięsa, ale jakoś sceptycznie patrzę na tezę, że wszyscy ludzie stopniowo mogliby zmienić się w wegetarian. Wśród społeczeństw bogatych jedzenie mięsa uchodzi za przyjemność, a ponieważ wiele ludzi w tych społeczeństwach to ,,prawie zdeklarowani'' hedoniści, więc za nic ze swej przyjemności nie zrezygnują.