Cóż Cetarianie, to jest właśnie wojna, żołnierz nie pyta jak, żołnierz ginie... Ja temat Omaha Beach przerabiałem dość dawno temu ale najistotniejsze rzeczy pamiętam. To była krwawa jatka z różnych powodów, jednym z nich była zła pogoda, większość żołnierzy nie wylądowała tam, gdzie miała wylądować, oddziały się pomieszały i tak dalej. Klif wzdłuż całej plaży ma (jak świetnie wyliczyłeś) 30 metrów, jest tam kilka miejsc, którymi mogli się wydostać (oczywiście najlepiej bronionych). Dodatkowo Amerykanie (w przeciwieństwie do Anglików) nie zapewnili sobie asysty specjalistycznych pojazdów do wysadzania bunkrów, czyszczenia drogi itp. Zresztą w ogóle większość sprzętu pierwszego rzutu nie dopłynęła do brzegu. Na ten klif wspięli się m.in. rangersi i to była ta sławetna akcja unieszkodliwienia artylerii przeciwokrętowej przed podejściem floty.
Niemcy mieli świetnie przystrzelane km-y, to były owe - również słynne MG 42 - bardzo szybkostrzelne, 1200 strzałów na minutę (teoretyczna), 1,5-2x więcej niż większość innych km-ów DWŚ. Przystrzelane były na wysokość brzucha. Ludzie, którzy oberwali kulili się z bólu i tak umierali. Póżniej zostawali w takiej pozycji, nazywano ich modlącymi się...
Większość bunkrów została zdobyta poprzez przedarcie się na tył i użycie miotaczy ognia. Była to typowa, mało finezyjna walka dwóch potęg na wyczerpanie. Czytałem jakieś wspomnienia Niemca (z nieco późniejszych walk), które to dobrze podsumowują - siedzieli przy dziale 88 mm - wyjechał Sherman, za chwilę już płonął. Drugi - to samo, trzeci, następny... w końcu skończyły się naboje - ale Shermany wyjeżdżały dalej...
Tu widać plażę, klif a dalej te cholerne "żywopłoty", które też swoje krwawe żniwo zebrały... A
tu notka z Britanniki.