Weź liv, bo się zakrztuszę
. Właśnie z mego podwórka - w 1994 wprowadzono prawo, dość bezwzględnie pomyślane jak na Polszę, że jak samowola budowlana - to albo rozbiórka, albo legalizacja. Legalizacja bezwzględnie wiązała się z opłata administracyjną (w przypadku domu jednorodzinnego 50 tysi). No i właśnie wprowadzili przepis, że można umorzyć (albo na raty). Czyli bezwzględnie - ale z możliwością umorzenia
... Kara śmierci - ale z możliwością przeżycia
(albo choć na raty)...
Ja po tym wszystkim to dochodzę do wniosku, że nasz system prawny to o kant wiadomo czego można. Co prawda nie wydaje mi się, aby Ogórek była Napoleonem, ale racje to ona troszkę ma, tyle że nie Napoleona trzeba, bo on jak widać schrzanił, tylko ławy przysięgłych.
Równość wobec prawa to wyjątkowo trudno wprowadzić, bo jednak najważniejsza jest papuga. Przykład z mego podwórka - facet buduje sobie staw rybny. Wg polskiego prawa roboty budowlane (w tym stawy hodowlane) wykonywać można na podstawie ostatecznego pozwolenia. Papuga mówi zaraz, zaraz. Przecież prawo mówi o "stawach hodowlanych". Zaś mój klient wykopał staw dla chowu ryb. Chów wedle sjp to jest utrzymanie przy życiu, a hodowla to jest pojęcie szersze, obejmujące rozmnażanie i doskonalenie rasy. Mój klient nic nie rozmnaża (no chyba, że ryby same, bezwstydnie, ale zasadniczo bez pozwolenia!). Więc skoro w prawie budowlanym mowa o "stawach hodowlanych" to mój klient jest czysty, bo ma staw do chowu ryb. I sąd to łyka. Sądowi nie przyszło do głowy zapytać się, a przepraszam, co w takim razie wybudował klient, zakładając, że prawo budowlane obejmuje WSZELKIE roboty budowlane?