wspaniałym wstępem do quine'a wydaje się .chmurze przedmowa stanosz do willarda van ormana quine'a "granic wiedzy i innych esejów filozoficznych" (piw, warszawa 1986). słowa stanosz są, wedle .chmury, ostre jak żyletka, a dotyczą tego samego problemu, o którym pisałam w tym wątku w poprzednim poście. przy okazji wyłazi na wierzch pokrewieństwo Mistrza i quine'a. Mistrz po prostu bywa zbeletryzowanym quinem. (nota bene: rzut oka na bibliografię prac quine'a wydaje się .chmurze ujawniac zastanawiające podobienstwo niektorych dokonań profesora hogharta z "glosu pana" i quine'a wlaśnie; w dodatku .chmura pamięta o tym rzekomo już napisanym, lecz jeszcze nie opublikowanym wykladzie golema o matematyce (quine był matematykiem i filozofem w jednym).)
*
a zatem pisze stanosz: „Tworem zdrowego rozsądku jest (...) rudymentarna fizyka, postulująca istnienie ciał, takich jak domy czy drzewa, i formułująca podstawowe prawidlowości zachowania się ciał. Nauka dziedziczy tę teorię, a udoskonalając ją, rozbudowując i systematyzując, wzbogaca jej ontologię. Postuluje mianowicie istnienie, oprócz ciał, także innych rodzajów przedmiotow, takich jak elektrony, neutrony, liczby i zbiory. Status przedmiotów każdego z tych rodzajów jest w istocie taki sam: wszystkie one są przedmiotami postulowanymi przez nas w toku konstrukcji teorii, która ma opisać i wyjaśnić nasze doświadczenie zmysłowe. (...)
Tak więc , klasyczny problem tradycyjnej ontologii – pytanie: „Co istnieje naprawdę?” – uzyskuje w filozofii Quine’a (...) podwójne znaczenie. Jako pytanie nie zrelatywizowane do żadnej formy czy stadium naszego poznania nie ma ono określonego sensu, po takiej relatywizacji zaś odpowiedź na nie brzmi: na gruncie danej teorii istnieje naprawdę to, czemu musi sie przypisać istnienie, jeśli twierdzenia tej teorii mają adekwatnie opisywać nasze doświadczenie.”
*
jak to się, kurde, dzieje, myślę sobie, że głupi polacy stawiają pomniki rożnym biskupom i generałom, a nie stawiaja pomników lemom i stanosz.