Autor Wątek: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia  (Przeczytany 1310737 razy)

Lieber Augustin

  • God Member
  • ******
  • Wiadomości: 2423
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2580 dnia: Czerwca 25, 2018, 08:04:43 pm »
Dziękuę za odpowiedź, maźku :)
Konstrukcja półskorupowa - to przestrzenna kratownica z pracującym poszyciem, jeśli poprawnie zrozumiałem?

Cytuj
U Was też się tak mówi, "między wódkę a zakąskę"?
Nie, u nas tak się nie mówi. Chyba dokładnego odpowiednika polskiego zwrotu nie ma - ani w rosyjskim, ani w ukraińskim. Przynajmniej nic mi się nie nasuwa.
Zrestą w ukraińskim istnieje wyrażenie лізти поперед батька в пекло - bezczelnie włazić gdzieś, wtrącać się nieproszonym. Hmm... nieco obok, ale ujdzie :)
« Ostatnia zmiana: Czerwca 25, 2018, 08:18:11 pm wysłana przez Lieber Augustin »

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13369
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2581 dnia: Czerwca 25, 2018, 08:29:32 pm »
Tak, ogólnie to jest ideowo pośrodku pomiędzy ramą a poszyciem całkowicie samonośnym.
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

Smok Eustachy

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 2185
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2582 dnia: Lipca 04, 2018, 02:54:04 am »
Niskobudżetowa komedia Red Letter Media https://www.filmweb.pl/film/Space+Cop-2016-772442
Space Cop. Podróże w czasie i UFO. Polecam.

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16039
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2583 dnia: Sierpnia 07, 2018, 06:08:55 pm »
A mnie ostatnio ubawiło, że ekranowa SF do teledysków coraz intensywniej schodzi (asekuracyjnie dam tu, nie - do muzycznego ;)):


ps. Przykład pochwał jakie w/w filmoklip ;) zbiera:
http://bostonreview.net/race-literature-culture/chris-lebron-janelle-monae-president
« Ostatnia zmiana: Sierpnia 07, 2018, 06:12:56 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6891
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2584 dnia: Sierpnia 17, 2018, 05:32:28 pm »
Ale podobnież  3 bilbordy.. dobre.
Tak słyszałem od osób wiarygodnych.
Tylko to nie s-f.
Nie wiem czy jestem wiarygodna, ale potwierdzam.
Frances Mc Dormand nie była tak dobra aktorsko od Fargo Coenów  - zresztą to oni mogliby nakręcić ten film...a kręcą nie wiadomo co...
W sumie - wziąwszy pod uwagę relacje międzyludzkie - to pewien rodzaj SF się wkrada: zdegenerowana inteligentna rasa;)
Film ma jedną mieliznę i za szybko pozbyto się W. Harrelsona - z Rockwellem i McDormand tworzyli niezłe trio.
https://www.filmweb.pl/film/Trzy+billboardy+za+Ebbing%2C+Missouri-2017-767406
Jeśli chodzi o SF międzyludzkie to niezły jest też włoski film: Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie.
https://www.filmweb.pl/film/Dobrze+si%C4%99+k%C5%82amie+w+mi%C5%82ym+towarzystwie-2016-752725
Ot, świat bez tajemnic;)
Mężczyźni godzą się z faktami. Kobiety z niektórymi faktami nie chcą się pogodzić. Mówią dalej „nie”, nawet jeśli już nic oprócz „tak” powiedzieć nie można.
S.Lem, "Rozprawa"
Bywa odwrotnie;)

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16039
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2585 dnia: Sierpnia 17, 2018, 06:11:52 pm »
SF międzyludzkie

Dobre określenie, pasujące do metody, którą wprowadzili jeszcze Zola z Balzacem, a która i w w/w filmie jest stosowana.

"pisarz jest obserwatorem i eksperymentatorem jednocześnie. Obserwator-pisarz podaje fakty, takie, jakie zaobserwował, stwarza punkt wyjścia, ustala solidny teren, po którym poruszać się będą postacie i na którym rozwijać się będą zjawiska. Później pojawia się eksperymentator i organizuje doświadczenie, to znaczy wprowadza w ruch postacie w jakiejś określonej historii, by pokazać, że następstwo faktów będzie w niej takie, jakiego wymaga determinizm zjawisk, które poddane zostały badaniu. Prawie zawsze jest to doświadczenie, które, jak mówi Claude Bernard, "ma pokazać".
Powieściopisarz wyrusza na poszukiwanie prawdy. Jako przykład niech posłuży baron Hulot w Kuzynce Bietce Balzaca. Ogólnym, zaobserwowanym przez Balzaca faktem jest stwierdzenie zniszczeń, których dokonać może namiętny temperament mężczyzny – w nim samym, w jego rodzinie, w społeczeństwie. Gdy znalazł on swój temat, punktem wyjścia były dla niego zaobserwowane fakty. Później zorganizował swoje doświadczenie i poddał pana Hulota serii prób, każąc mu wędrować poprzez różne środowiska, aby pokazać, jak funkcjonuje mechanizm jego namiętności. W sposób oczywisty mamy tu do czynienia z czymś więcej niż z obserwacją. Jest tu również i eksperyment, ponieważ Balzac nie trzyma się dokładnie tych fotografii faktów przez siebie zebranych. Interweniuje on bezpośrednio, umieszczając swego bohatera w warunkach, nad którymi panuje. Sprawą, zasadniczą jest dowiedzieć się, jakie mogą być skutki podobnej namiętności, działającej w określonym środowisku i w określonych warunkach, skutki z punktu widzenia jednostki i z punktu widzenia społeczeństwa. Powieść eksperymentalna, taka na przykład jak Kuzynka Bietka, staje się po prostu protokołem doświadczenia, które pisarz powtarza przed oczyma publiczności. W sumie cała operacja polega na tym, by fakty brać z natury, a później studiować mechanizm tych faktów, oddziałując na nie poprzez modyfikację warunków i środowisk, nie oddalając się jednak nigdy od praw natury. Na końcu tego procesu, jest poznanie człowieka, naukowe poznanie indywidualnego i społecznego działania człowieka."


E. Z. "Powieść eksperymentalna"

(Właściwie klasyczna fantastyka społeczna jedzie na tym samym algorytmie, tylko daje autorowi prawo ręcznego wpływania na warunki eksperymentu. Co - łącznie traktowane - automatycznie z pewnymi symulacjami spod znaku ALife, gdzie również można warunki z Ziemi znane kopiować, lub dowolne ustawiać, się kojarzy*.)

* Powraca wspomnienie jak całymi dniami bawiłem się - lata temu - programami dołączonymi do książki Ellen Thro "Sztuczne życie. Zestaw narzędzi badacza".
« Ostatnia zmiana: Sierpnia 17, 2018, 06:49:32 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16039
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2586 dnia: Sierpnia 24, 2018, 10:40:57 am »
Czas chyba żebym w końcu powiedział co sądzę o - głośnym w mediach - filmie "Black Panther" (jasne, w pierwszym rzędzie superbohaterszczyźnie, ale z pokaźnym komponentem SF, konkretnie: historii alternatywnej). Zacznę  od tego, że jest to, owszem, produkcja mocno niedoskonała w warstwie fabularnej, i zauważalnie overhyped z powodów politycznych, ale też - z podobnych powodów - jeszcze bardziej (szczęśliwie przez nieliczną grupę) overhated, i to mocno niesprawiedliwie.
Opowieść to, bowiem koncepcyjnie udana jako zarazem kompensacyjny mit dla czarnych (kto nie czytał z satysfakcją takich kawałków jak "Noteka 2015",  "Bomba Heisenberga" i Ostatnia Rzeczpospolita, że już o Trylogii nie wspomnę, niech pierwszy rzuci kamieniem ;) ), i - nieco paradoksalna - cenna lekcja historii dla niedouczonych białych, bo - w postaci Wakandy - celowo przemilczana od XIX wieku, przeszłość Afryki (dzieje wszystkich tamtejszych imperiów i ich nieraz niewyobrażalnych bogactw) ładnie tam gra, i zawsze jest szansa, że jak ktoś w/w film obejrzy  (czy choć o nim usłyszy) poczuje się zmobilizowany1 do pogrzebania w źródłach i dowie się, że stereotyp Murzyna-dzikusa stworzony został relatywnie późno, gwoli uzasadnienia b. niepięknej polityki, sprzeciw wobec której (dziś już wyłącznie w sferze symboli, pewnych zjawisk się nie odwróci) Polak powinien doskonale zrozumieć (nasi przodkowie też mieli "szczęście" do uzasadniających swoje działania cywilizacyjnymi wyższościami i historyczno-biologicznymi racjami najeźdźców, a pamiętając o rozmiarach I RP również możemy się liczyć za upadłe ex-imperium; tak, jedziemy z Afrykanami na jednym wózku2).
Biały douczony, natomiast, może z przyjemnością śledzić paralele pomiędzy fikcyjnym T'Challą a autentycznym Mansą Musą i sposobami w jakie objawili się reszcie świata (dzięki którym to, co brane dosłownie mogłoby zgrzytać broni się w warstwie symbolicznej), czy podziwiać3 intrygującą, nieźle wywiedzioną z realności4, wizję czarnego imperium które nie upadło5.
Do tego dochodzi ciekawie naszkicowana - i tym samym godniejsza uwagi niż np. w paru ostatnich "Star Trekach" - warstwa ideowa. Znajome fanom "ST", ale też czytelnikom Lema, Le Guin i Strugackich, dyskusje o czymś na kształt wakandańskiej Pierwszej Dyrektywy (czy godzi się przywieźć do ukrytego kraju - pozytywnego i sympatycznego - białasa by ratować mu życie). Kawałek, owszem, zarysowanego grubą krechą, dyskursu antykolonialnego. Trochę dywagacji o odpowiedzialności władcy, lecz i jego zaplecza (czy np. lojalność wobec kraju powinna oznaczać lojalność wobec każdej władzy, każdej linii politycznej?). Nawiązania do "Hamleta" i... "Króla lwa". Ale i zabawna inwersja - że to rozwinięci czarni nie chcą u siebie dzikich imigrantów (zwl. po doświadczeniach z kolonialistami), zaś - jak już zauważył jeden z forumowiczów z ST.pl:
Cytuj
linia polityczno gosp Wakandy to wypisz wymaluj program Trumpa.
Wszystko to, podlane delikatnym sosem czarnego rasizmu (w stężeniu wybaczalnym - "Everyone's a Little Bit Racist" jak śpiewają w "Avenue Q"6), który niekoniecznie ma być gloryfikowany, nadaje filmowi dostatecznego posmaku niejednoznaczności by nie stal się prostacką agitką. (Wpisuje się w to doskonale szwarccharakter - nie należy jednak oceniać Jordana po niesławnym reBoocie "Fantastic Four" - niosący na barkach spory bagaż indywidualnych i zbiorowych, historycznych, krzywd, ale i win, które Amerykanie tak lubią sobie wytykać. Będący dobrym kandydatem na bezprecedensowego - z racji lepszych technologicznych zabawek - tyrana i zbrodniarza, a zarazem budzący współczucie i sympatię, posiadający logicznie uzasadniony światopogląd.)
Co nie znaczy, że zasługuje "BP" wyłącznie na pochwały. Jak wspomniałem kuleje fabuła, dostajemy relatywnie mało rasowego superbohaterstwa, epickich scen w stylu braci Russo, interesująca problematyka rozmywa się ostatecznie sprowadzona do prostych morałów, że doznana krzywda nie usprawiedliwia krzywdzenia, że jak czarni i biali współpracują - to dobrze, a jak chcą się podbijać (która strona by nie zaczęła) - to źle, że rasizm da się znieść w warstwie werbalnej, ale nie kiedy przekłada się na czyny, że izolacjonizm jest be, ale bycie wolnym - cacy (ponownie brakuje ręki braci R., którzy przecież z - uboższego tematycznie - "CapAm'a 2" wycisnęli więcej), scenariuszowe wolty bywają naciągane (czemu konserwatysta M'Baku staje się nagle czołowym sojusznikiem T'Challi, i nie sprzeciwia się sprowadzeniu przezeń do kraju bladoskórego agenta CIA? jakim cudem Killmonger i Klaw - do czasu, co prawda - współdziałali tak gładko, jak obaj rasiści?), a finał - zamiast być efektownym - przynosi prostą, co gorsza przydługą, nawalankę okraszoną nędznymi (te pola siłowe są żenujące, rozmnożony cyfrowy nosorożec wypada niewiele lepiej, kopalnia vibranium to jakiś "TRON"-dla-ubogich) CGI.
Niemniej... szczerze polecam - wszystkim, którzy marvelowskie widowiska są (jeszcze) w stanie bez przykrości strawić - obejrzenie tego filmu (któremu dałbym 3 z b. lekkim minusem/4, w kategorii kina rozrywkowego, ofkors) nieuprzedzonym okiem. Stanowi bowiem jedną z oryginalniejszych, odważniejszych w mierzeniu się z rzeczywistością, produkcji fantastycznych ostatnich lat. I zasługuje na to by nad nim chwilkę podumać.7

(Aha: byłbym zapomniał: dość powszechnie wychwalano Danai Gurirę w roli Okoye, ja - nic jej nie odmawiając - wolę pochwalić jeszcze bardziej Lupitę Nyong’o grającą rolę Nakii ;). Letitia Wright też sobie poradziła jako Shuri - ucz się Wesley'u Crusherze jak być wyluzowanym nerdem.)

1. Choćby takimi tekstami:
https://medium.com/@AfriMobile/drawing-parallels-between-king-tchalla-and-mansa-musa-the-richest-man-to-ever-live-39c58844a1e
https://www.theroot.com/when-wakanda-was-real-1822745590
https://www.vibe.com/2018/02/black-panther-mansa-musa-history/
http://www.youtube.com/watch?v=rEPULt_FQJA
https://www.teenvogue.com/story/black-panther-dora-milaje-dahomey-amazons

2. Więc i dziwić nie może, że "Wakanda forever!" brzmi jak "Jeszcze Polska nie zginęła!" ;).

3. Owszem, niewolną od marvelowskich uproszczeń (co każe ojczyznę Czarnej Pantery traktować na zasadzie dumnie opierającej się Rzymianom wioski Asterixa) i przegięć, choć i tak znacząco wygładzającą, miejscami naprawdę idiotyczny, komiksowy wizerunek Wakandy.

4. Do tego stopnia, że bohaterom dopasowano dialekt języka xhosa pasujący do wziętej z marvelowskich map geograficznej lokalizacji ich ojczyzny.

5. Z góry uprzedzając krytykę: tak, pomysł, że zawdzięcza ono swoją potęgę jednemu surowcowi jest durny, ale to ekranizacja komiksu, tu takie uproszczenia da się przełknąć. Zwł. że przecież o coś zupełnie innego chodzi.

6. I mają podstawy tak śpiewać:
https://www.sciencedaily.com/releases/2011/09/110929144713.htm

7. Przy czym jednak na - widoczne w różnych recenzjach - porównania do czołowych trykociarskich osiągnięć Burtona czy Nolana nie ma się co nabierać, to stanowczo nie jest ta liga. Raimi i Singer również potrafili wypadać znacznie lepiej. A Boseman nie jest Downey'em juniorem.
« Ostatnia zmiana: Sierpnia 24, 2018, 11:32:04 am wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13369
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2587 dnia: Sierpnia 24, 2018, 11:07:55 am »
Tak na marginesie - obejrzałem ten węgierski Kongres i wg mnie lipa straszna. Powinno się w imieniu Lema wystąpić do sądu o zadośćuczynienie za poniesione straty duchowe.
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6891
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2588 dnia: Sierpnia 24, 2018, 11:22:03 am »
Tak na marginesie - obejrzałem ten węgierski Kongres i wg mnie lipa straszna. Powinno się w imieniu Lema wystąpić do sądu o zadośćuczynienie za poniesione straty duchowe.
E? oglądałeś Kongres po węgiersku (temu chyba nikt by nie podołał..;))), czy węgierskie One...Humane Minute?
« Ostatnia zmiana: Sierpnia 24, 2018, 11:23:55 am wysłana przez olkapolka »
Mężczyźni godzą się z faktami. Kobiety z niektórymi faktami nie chcą się pogodzić. Mówią dalej „nie”, nawet jeśli już nic oprócz „tak” powiedzieć nie można.
S.Lem, "Rozprawa"
Bywa odwrotnie;)

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2589 dnia: Sierpnia 24, 2018, 11:41:17 am »
Jeżeli jednak to był "ten" Kongres, niewęgirski, to gratulacje.
Ja niedoobejrzałem.
W pewnym momencie tam gaśnie światło i...tak już zostało  8)
Jak to ładnie mówią - zakończenie  otwarte :)
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13369
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2590 dnia: Sierpnia 24, 2018, 12:20:16 pm »
Hm, skąd mi się wziął ten węgierski? Dałbym sobie obciąć... W każdym razie ten: https://www.cda.pl/video/117323438 . Z tą, co ją zeskanowali, co miała syna z szeroko rozstawionymi oczami.
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6891
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2591 dnia: Sierpnia 24, 2018, 12:40:08 pm »
A to podzielam złożenie wniosku o zadośćuczynienie...byle nie kolejnym filmem;)
Mężczyźni godzą się z faktami. Kobiety z niektórymi faktami nie chcą się pogodzić. Mówią dalej „nie”, nawet jeśli już nic oprócz „tak” powiedzieć nie można.
S.Lem, "Rozprawa"
Bywa odwrotnie;)

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16039
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2592 dnia: Sierpnia 26, 2018, 09:29:12 pm »
Rocznicowo (acz rocznica jest nieoczywista ;) ) o filmie "The Thing" i wszystkim, co się z nim wiąże:
https://esensja.pl/ksiazka/publicystyka/tekst.html?id=26692
« Ostatnia zmiana: Sierpnia 27, 2018, 01:34:24 am wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16039
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2593 dnia: Września 12, 2018, 11:14:14 am »
"Archiwum X" skończyło 25 lat. Garść okolicznościowych ciekawostek z dwu serwisów:
https://www.fantastyka.pl/informacje/pokaz/2203
https://naekranie.pl/artykuly/powrot-do-przeszlosci-zobacz-zdjecia-z-planu-serialu-z-archiwum-x-3494613

Najlepsza jest chyba ta:

klasyczny motyw muzyczny z serialu, który jak się okazuje, powstał przypadkowo. Kompozytor Mark Snow oparł się łokciem o klawiaturę przy włączonej funkcji echa. Motyw spodobał mu się na tyle, że stworzył wokół niego cały utwór.

Dowód na - tak opiewaną przez Lema - potęgę Przypadku
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16039
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #2594 dnia: Października 18, 2018, 10:15:14 am »
Zwiastun nowego filmu SF - "Prospect":

I drobne info o tymże:
https://www.imdb.com/title/tt7946422/

Prawdę mówiąc po fabule nie spodziewam się nic dobrego, ale zwrócił moją uwagę klimat (planeta ziemiopodobna*, ale skafandry i z grubsza zachowywane astronautyczne procedury, co z takim np. "Małyszem" Strugackich z miejsca się kojarzy).

* Jasne, z oszczędności... :P

ps. Czas jakiś temu obejrzałem sobie starwarsową produkcję pt. "Solo" i jest to całkiem przyjemny filmik (taka kopia kina nowoprzygodowego lat '80 z dość bezbarwnymi bohaterami - Lando najlepszy, ale Glover nie jest Williamsem, wypada toporniej, przerysowuje; Qi'ra  może by fajna była, gdyby dali Clarke co do zagrania, a nie tylko kazali nam przyjąć, że to zła kobieta była; Beckett ma za mało charyzmy jak na mentora; główny gangster nie wiadomo w sumie po co jest i w co gra, owszem, Jabba też był plaski, ale osobowość wygląd mu robił), który nie ma tak słabych momentów jak "The Last Jedi" (choć i nie nadrabia wizualnie jak tamten), tylko zupełnie nie czuć, że o lucasowym Hanie opowiada, prędzej już by człowiek uwierzył, że o Malu Reynoldsie (i ten drobiazg wystarcza, by zdyskwalifikować całość)*.

* Choć prawdą jest również, że jak już sobie ów człowiek wmówi, że ten Solo to tamten Solo, i jeszcze wpasuje fabułę nowej Star Wars Story w stary kanon wedle rozpiski, którą pewien spec od gwiezdnowojennej chronologii przygotował (co trochę jej odbiór poprawia, bo dodaje kilka zabawnych twistów), to zaczyna biednemu protagoniście współczuć, że tak bardzo przechlapane miał, i tym bardziej wkurzać się na Abramsa, że go jeszcze na koniec złamał i uśmiercił...
« Ostatnia zmiana: Października 18, 2018, 10:39:03 am wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki