Polski > Lemosfera

Stanisław Lem. Wypędzony z Wysokiego Zamku - Agnieszka Gajewska

<< < (6/21) > >>

Q:

--- Cytat: olkapolka w Stycznia 06, 2022, 05:59:18 pm ---Trochę tak jest, że p. Gajewska czyta Lema pod swoim obranym kątem: jego pochodzenia i zdeterminowania tym jego życia i twórczości.
--- Koniec cytatu ---

No i to bym uznał za "zaokrąglanie w dół" właśnie (a przynajmniej potencjalne niebezpieczeństwo tegoż), bo wiele rzeczy z dorobku Lema da się czytać przez pryzmat Jego biografii, i uczyni to - gdy dorzucić tę perspektywę do innych - lekturę pełniejszą (co pokazujecie teraz na przykładzie "Szpitala..." i reszty "Czasu..."), ale czy wszystko? Czy "Summę..." da się sprawdzić do ucieczki (myślą) między gwiazdy przed wspomnieniami o Zagładzie? Przecież - jak to "Solaris" pokazuje* - uciekać można na różne (zwykle bezproduktywne, albo i gorzej) sposoby. I pewnie wielu przed tymi wspomnieniami uciekało, a tylko jeden stworzył dzieło tej rangi. Mówiąc inaczej: Mistrz to także jego - odkrywane teraz dzięki Gajewskiej (za co jej chwała) - przemilczane wojenne doświadczenia, ale nie każdy w takie okoliczności wrzucony stałby się Lemem, którego znamy i cenimy, dochodzi bowiem komponent do tak pojętej biografii nieredukowalny - może geny i zdeterminowane przez nie zdolności, może coś bardziej nieuchwytnego (jak u - nie przymierzając - Pirxa)?

* Swoją drogą: może i "Solaris" warto przez wiadomy pryzmat odczytać? Sartorius byłby wtedy ubekiem lub innym aparatczykiem, Gibarian i Snaut - po staremu - samobójcą i pijakiem - a Kelvin - "Żona, żonie, w żonie, z żoną, o żono... na żonie... pod żoną."?

ps. Skądinąd wiadome lemowskie przemilczenia kojarzą mi się z innym człowiekiem osobnym naszej literatury (przypis już sugeruje z kim), którego biografia też jest teraz odkrywana:
https://culture.pl/pl/artykul/magdalena-grochowska-czego-sie-rozewiczowi-nie-robi-wywiad
Oraz pewnym jego wierszem:
http://projektpoezja.blogspot.com/2015/08/tadeusz-rozewicz-tego-sie-kafce-nie-robi.html
I tu znów można zrobić pętelkę do Jarzębskiego... i Szczepańskiego:
https://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/wiadomosci/news-jarzebski-rozewicz-w-prosty-sposob-wyrazil-gleboka-prawde-o-,nId,1414762

olkapolka:

--- Cytat: Q w Stycznia 07, 2022, 10:59:01 am --- Czy "Summę..." da się sprawdzić do ucieczki (myślą) między gwiazdy przed wspomnieniami o Zagładzie?

--- Koniec cytatu ---
A to p. Gajewska w ten sposób odczytała "Summę..."? I do tego punktu ją sprowadziła?
 
--- Cytuj ---nie każdy w takie okoliczności wrzucony stałby się Lemem, którego znamy i cenimy, dochodzi bowiem komponent do tak pojętej biografii nieredukowalny - może geny i zdeterminowane przez nie zdolności, może coś bardziej nieuchwytnego (jak u - nie przymierzając - Pirxa)?
--- Koniec cytatu ---
Jasne. I nie sądzę by p. Gajewskiej - jej modus operandi przesłaniał takie oczywistości.
Niemniej przyjęła dosyć niewdzięczną rolę osoby mówiącej o pochodzeniu Lema więcej niż on sam - kiedykolwiek - zechciał powiedzieć.
W związku z tym momentami mam wrażenie, że czytam historię lwowskich Żydów ze szczególnym uwzględnieniem przypadku Stanisława Lema.
Zobaczymy co będzie dalej, bo na razie doczytałam kilkadziesiąt stron czyli ciągle okres okołowojenny.

A z niego - kończąc temat rzeczy - Lem w wyjątkowym liście (z 1945 roku) do Hemara wspomina, że stracił wszystkie rękopisy i do dziś więcej ich od rzeczy żałuję (dodaje)...się uwzięłam;)

Poza tym dosyć zaskakujące stwierdzenie - a może tylko potwierdzające jak subiektywnie zapisują się nam w pamięci różne osoby, zdarzenia:
W archiwum Uniwersytetu Jagiellońskiego zachowały się dwa dokumenty dotyczące Konwersatorium Naukoznawczego prowadzonego przez Towarzystwo Asystentów UJ, z którym Lem współpracował
(...)
W zachowanych dokumentach nie ma wzmianki o roli, jaką w Konwersatorium odegrał filozof Mieczysław Choynowski, choć Lem wielokrotnie podkreślał, że to właśnie jemu wszyscy zawdzięczali rozbudowywanie biblioteki naukoznawczej; sprowadzał książki w kilku językach z całego świata oraz organizował zebrania, które po 1946 roku odbywały się u niego w domu przy alei Słowackiego 66.
strony 165-166
Chyba, że dokumenty przepadły...

Q:

--- Cytat: olkapolka w Stycznia 08, 2022, 05:34:06 pm ---A to p. Gajewska w ten sposób odczytała "Summę..."? I do tego punktu ją sprowadziła?
--- Koniec cytatu ---

Oczywiście, że nie, bo się nie da. I to właśnie dowodzi immanentnych (gödlowskich? że świadomie posłużę się ryzykownie nadużywaną kliszą) ograniczeń metody interpretacyjnej przez pryzmat biografii.


--- Cytat: olkapolka w Stycznia 08, 2022, 05:34:06 pm ---Niemniej przyjęła dosyć niewdzięczną rolę osoby mówiącej o pochodzeniu Lema więcej niż on sam - kiedykolwiek - zechciał powiedzieć.
--- Koniec cytatu ---

Dodałbym: rolę konieczną (zapętlając do świeżego wątku z "DyLEMatów"). Można bowiem chyba zaryzykować opinię, że tak - jak zdaniem Lema - technologia sama szuka sobie drogi (dałoby się tu zapędzić w platonizmy), tak i prawda naukowa (Mistrz pisałby pewno w tym kontekście o prawach natury, ale da się to rozszerzyć na dane historyczno-biograficzne) poniekąd czeka na odkrycie/spisanie, i wcześniej czy później ktoś musi tego dokonać. A dzieje zarówno Patrona, jak i lwowskich Żydów z pewnością zasługiwały na to by się nad nimi nachylić.

olkapolka:
Kontynuując...str. 182:
W trakcie całego procesu norymberskiego sędziowie i świadkowie musieli zmierzyć się z dowodami masowych zbrodni, takimi jak filmy z gett, garbowana ludzka skóra czy zeznania komendantki z Dachau, która z ludzkiej skóry robiła klosze do lamp[91]. Te artefakty wytworzone z ciał pomordowanych, będące dowodami zbrodni, Lem opisał w Szpitalu Przemienienia i Pamiętniku znalezionym w wannie.

Czy ktoś może przypomnieć mi odnośny fragment z "Pamiętnika..."?
Kojarzę abażur z "Wizji lokalnej" - rozmowa dyskuterów...ale co było w Gmachu? :-\

Q:
Chyba chodzi o wizytę w Wydziale Zbiorów (Gmachu):

"- Jeżeli to pana interesuje, może obejrzy pan nasze kolekcje? Akurat na tym piętrze... gdzie te kolumny... to jest Wydział Zbiorów...
- Jak najchętniej - odparłem - ale nie wiem, czy możemy dysponować tak swobodnie czasem?
- Ależ naturalnie - odparł, wskazując mi z lekkim ukłonem właściwy kierunek - to nie będzie zresztą proste zaspokojenie ciekawości... Im więcej się w naszym fachu wie, tym lepiej....
Otworzył przede mną zwykłe, biało lakierowane drzwi. Za nimi lśniły pancerne. Po ustawieniu cyfrowego zamka rozsunęły się i tajny adiutant przepuścił mnie pierwszego. Znaleźliśmy się w wielkiej, suto oświetlonej, pozbawionej okien sali. Kasetonowy strop wspierał się na kolumnach, ściany pokryte były pysznymi gobelinami i makatami, utrzymanymi głównie w tonach czerni, złota i srebra. Podobnych jeszcze nie widziałem; materiał, z jakiego je wykonano, przypominał futro. Pomiędzy kolumnami stały na wywoskowanej posadzce oszklone gabloty, witryny na smukłych nóżkach i zamczyste, z uniesionymi wiekami skrzynie. Najbliższą wypełniały przedmiociki połyskujące jak klejnoty; poznałem w nich spinki od koszul. Były ich chyba miliony. Z drugiej skrzyni wznosił się kopiec podługowatych pereł. Porucznik poprowadził mię ku witrynom; za szklanymi płytami spoczywały, poręcznie oświetlone, na aksamitnej wyściółce, sztuczne uszy, mostki, nosy, imitacje paznokci, brodawek, rzęs, fałszywe fluksje i garby, niektóre ukazane poglądowo w przekroju, aby widoczna była ich wewnętrzna struktura; spotykało się nadymane, dominował wszakże włosień. Cofając się potrąciłem skrzynię z perłami i zadrżałem. To były zęby - rosochate i małe jak perełki, łopatkowate, z dziurką i bez, mleczne, trzonowe, mądrości.
Podniosłem oczy na mego przewodnika, który z powściągliwym uśmiechem wskazał mi najbliższy gobelin. Przyjrzałem mu się z bliska. Uszyty był z sążnistych bród, faworytów, peruk, nanizanych na nylonową osnowę z takim zamysłem, iż złotowłose tworzyły na tle całości wielki herb państwa. Przeszliśmy do następnej sali. Była jeszcze większa. Pod niklowymi reflektorami stały witryny, wypełnione sztucznymi podarkami, taliami kart, serem, z kasetonów modrzewiowego stropu zwieszały się fałszywe protezy, gorsety, ubrania, nie brak było i podrabianych owadów - te ostatnie, wykonane z precyzją, na jaką zdobyć się może tylko potężny, dysponujący wszelkimi środkami wywiad, zajmowały poczwórny rząd szklanych szaf. Adiutant nie narzucał się z objaśnieniami, jakby w przekonaniu, że zgromadzone corpora delicti mówią już same za siebie, czasem tylko, kiedy gotów byłem pośród mnogości eksponatów przeoczyć któryś godny obejrzenia, czynił w jego kierunku dyskretny ruch ręką. W ten sposób skierował moją uwagę na znaczną ilość maku, umieszczonego na białym jedwabiu pod szkłem oszlifowanym tak sztucznie, iż bezpośrednio nad kopczykiem makowych ziaren przezroczysta tafla przechodziła zgrubieniem w mocną soczewkę, dzięki której ujrzałem, że mak był, ziarenko po ziarenku, wydrążony. Zdumiony, zwróciłem się z niemym zapytaniem do porucznika, który uśmiechnął się tylko ubolewające i rozłożył ręce na znak, że nic nie może mi powiedzieć, a jego ocienione wąsikiem pełne wargi złożyły się, bez wydania głosu, w słowo tajne. Dopiero przy następnych drzwiach, otwierając je przede mną, rzucił:
- Ciekawe mamy trofea... prawda?
Echo naszych kroków wypełniło salę jeszcze świetniejszą. Podniosłem głowę. Całą ścianę na wprost zajmował gobelin; misterna kompozycja, utrzymana w barwach rudych i kruczych, przedstawiała akt państwowotwórczy. Adiutant, nie bez pewnego ociągania, pokazał mi przystrzyżone czarne baczki, które tworzyły część delii jednego z dostojników, dając do zrozumienia, iż pochodzą ze zdemaskowanego przezeń agenta.
Ciągnący zza kolumn chłodny powiew zwiastował bliskość szerokiej amfilady. Nie przypatrywałem się już eksponatom; zagubiony, osłupiały, kroczyłem w ślad za mym przewodnikiem przez ich skrzące się od lamp rojowiska, mijałem działy otwierania kas, kuszenia, wiercenia murów, przebijania gór i mórz osuszania, podziwiałem wielopiętrowe machiny do zdalnego kopiowania planów mobilizacyjnych, do zmieniania nocy w sztuczny dzień lub na odwrót; pod olbrzymią kryształową kopułą przeszliśmy przez aulę fałszowania plam słonecznych i planetarnych torów; wprawione w płyty drogocennego jakiegoś materiału lśniły, opatrzone etykietami z objaśniającym szyfrem, imitacje gwiazdozbiorów i falsyfikaty galaktyk; pod ścianami pracowały bezszelestnie potężne pompy próżniowe, utrzymując wysokie rozrzedzenie i właściwą moc promieniowania, w których jedynie trwać mogły podrobione atomy i elektrony. W głowie wirowało mi od nadmiaru wrażeń."

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

[*] Poprzednia strona

Idź do wersji pełnej