Ostatnio przeczytałem
"Wynalazca wieczności", antologię radzieckich opowiadań fantastycznych, wydaną w 1978 roku przez wydawnictwo "Czytelnik".
Opowiadania są bardzo różne, zbiorek otwiera - moim zdaniem - kiepski "Syndrom Jansena" (autor A. Bałabucha), a zamyka bardzo zabawne - i jedno z najlepszych w książce - opowiadanie "Efekt Brumma" A. Żytinskiego.
Pomiędzy nimi "Miłość do Ziemi" W. Kołupajewa - o astronaucie cierpiącym na amnezję, który w niewyjaśniony sposób wrócił na Ziemię. Bardzo dobrze napisane, ale z uzasadnieniem
science opisanego zjawiska - tak sobie. Podobało mi się też "Na tym samym miejscu" O. Łarionowej - o pierwszych eksperymentach z wehikułem czasu z punktu widzenia jego konstruktorów. Również ciekawe jest "Miejsce dla smoka" Kiryła Bułyczowa - SF z elementami ekologicznymi, z akcją osadzoną w bazie na bliżej nieokreślonej planecie.
Na uwagę zasługuje dwustronicowy ledwie "Czytelnik" W. Szczerbakowa, którego fragment wręcz prosi się o zacytowanie:
Wyjdź, Bradbury, muszę z tobą porozmawiać! - grzmiał. - Nie myślisz chyba, że jestem pijany? No, wychodź... To ty mnie uwiodłeś swoimi bajkami, otumaniłeś, kiedy byłem mały. Gdybym nie pożerał twoich książek, czy by mi przeszło przez myśl lecieć na Marsa, zostać kosmonautą?Całość miniopowiadania jest konfrontacją wyobrażeń bohatera z rzeczywistością i opisem jego wybuchu gniewu.
Na zakończenie chciałbym wrócić do "Efektu Brumma", napisanego - jak już wspomniałem - z wielkim poczuciem humoru, w sposób kojarzący się z niektórymi tekstami Lema. Mówiąc w skrócie, rzecz dotyczy otrzymywania prądu poprzez ogrzewanie podkowy świecą. Trzy cytaty jako próbka:
Brumm pisał po łacinie. Z tym jeszcze sobie poradziłem. Ale podstawy jego teorii były całkowicie mistyczne. Na przykład twierdził, i to zupełnie poważnie, że prąd elektryczny jest jedną z form istnienia szatana. I że święty ogień zbusza szatana do biegania wzdłuż przewodu i krzesania iskier.W katedrze świeczki nie było, gdyż wyszły z użycia. Gena poradził mi sklep, a Sasza cerkiew. Z instytutu jest bliżej do cerkwi niż do sklepu, więc wybrałem cerkiew.Cierpliwie wytłumaczyłem, że w Ciągutkach górnych odbędzie się międzynarodowe sympozjum. To jest, tfu, nie w Ciągutkach, a w Kogutkach. Porządek obrad: aparaty do dojenia krów na tranzystorach, zbieranie jajek przy pomocy elektromagnesu i stosowanie podkowy jako generatora. O podkowach powiedziałem prawdę.
- A zboża tam jeszcze nie sieją na tranzystorach? - zażartował główny księgowy.Podsumowując, tak jak w przypadku "Desantu na Merkurego" - polecam, jeśli trafi w wasze ręce, ale niekoniecznie warto specjalnie na to polować. No, chyba że dla "Efektu Brumma", przy którym omal nie udusiłem się ze śmiechu.
Cały spis treści można znaleźć
tu.